czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 11.: „Przyjaźń jest jak słońce. Czasem coś ją przysłoni, ale nigdy nie gaśnie…”




         Godność. Podobno jest to wartość, która przysługuje człowiekowi, ponieważ jest osobą. Jest cechą każdej istoty ludzkiej. Czy ma jakieś fundamenty? Oczywiście, jak wszystko, co zostało stworzone na tym świecie, zresztą. Godność posiada nawet dwa najważniejsze fundamenty. Pierwszym z nich, jest rozum, sumienie, wolna wola. Drugim- wrodzona wrażliwość na prawdę i dobro. A wolność? Czy ona jest jakoś powiązana z godnością? Na początku, należy jednak zapytać: czym jest wolność? Jest na pewno prawem przynależnym każdemu człowiekowi. Jest darem, który otrzymujemy wraz z chwilą narodzin. To możliwość świadomego działania bez żadnego przymusu. Nieważne czy zewnętrznego, czy wewnętrznego. Przymus w wolności nie istnieje. „Ograniczona wolność”- przecież to zwyczajny oksymoron. Zatem mamy przed sobą dwie, ważne wartości, które człowiek otrzymuje za to, że jest człowiekiem. Godność i wolność. Wcześniej postawione było pytanie czy postawione pojęcia, mają coś ze sobą wspólnego? Mają? Sądzę, że na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie sam. Przecież dla niektórych utracenie wolności, to pożegnanie się z godnością. Drudzy są zdania, że uwięzienie nie jest jednoznaczne z brakiem godności. To kwestia indywidualna, uwarunkowana tym, jacy jesteśmy. Jakie mamy poglądy, co sądzimy o świecie, na którym żyjemy oraz to, co jest dla nas najważniejsze. Ty, Anabell, czułaś się jakbyś straciła i wolność, i godność. W końcu nieustannie byłaś przeze mnie ograniczona, między innymi pod względem wyjść wieczorem, gdyż przecież musiałem mieć pewność, że nikt Cię nie zobaczy samą. Że nikt nie będzie w stanie znowu zniszczyć to, co udało mi się w tak nieudolny sposób odbudować… A godność? Co ją zakłócało? Dobre pytanie. Wyjaśnienia zacznę może od samego początku. Stosowałem się do warunków, które mi postawiłaś. Unikałem Cię na potęgę, robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby ograniczać nasze kontakty do minimum. Ale… Mieszkaliśmy przecież pod jednym dachem. Nie było opcji byśmy nie widzieli się chociaż przez krótką chwilę w ciągu dnia… Ale jeszcze nie to drażniło i poniżało Cię najbardziej. Byliśmy wolni, a ja korzystałem z tej wolności. Wiedziałem, że na Ciebie nie mogę nawet spojrzeć, a ja przecież miałem swoje potrzeby. Nie krępowałem się. Żyłem w końcu w swoim własnym domu, na swoich własnych zasadach, mając jedynie niewiele znaczący dodatek w Twojej postaci. A Ty? Ty coraz częściej czułaś się jak więzień pomiędzy dwoma światami, który nigdzie nie czuje się dobrze… Którego życie ogranicza, męczy, powoduje uczucie zakłopotania, ale wiesz co? Można powiedzieć, że byłaś jeszcze lepszym aktorem, niżeli ja. Maskę jaką przywdziewałaś raz po raz, była wręcz perfekcyjna. Jedyna w swoim rodzaju, nie do podrobienia, ociekająca czystą doskonałością. 

-Ooo, jakie słodkości tutaj mamy- rzuciłaś, leniwie przekraczając próg przestronnej kuchni. Spojrzałem na Ciebie kątek oka, lecz nadal nie przerywałem pieszczot, którymi obdarowywałem swoją ówczesną partnerkę.- Uważajcie, bo zaraz zwymiotuję.
-Ciesz się, bo Ciebie już nikt nigdy nawet palcem nie tyknie- obruszyła się blondynka, której Twoja obecność naprawdę przeszkadzała. Była wręcz kulą u nogi przy planowaniu dalszego życia. Niby u mojego boku, lecz w praktyce to nigdy nie mogło mieć racji bytu.- Już teraz jesteś gruba jak beczka, pewnie zostaną Ci rozstępy…- pokiwała głową, patrząc tępym wzrokiem na Ciebie.- Gdybym Cię lubiła, byłoby mi nawet Ciebie żal… Cóż, ale Cię nie lubię…- blondynka kolejny raz wpiła się w moje usta, namiętnie zaznaczając swój teren.
-Sanderka…- zaczęłaś, wyciągając karton mleka z lodówki.
-Sandra!- krzyknęła, poprawiając Cię natychmiastowo. Wówczas toczyła się wojna pomiędzy Tobą, a Nią. I Ty, i Ona miałyście sobie coś do udowodnienia. I tak było zawsze… Ja odchodziłem w odstawkę, kiedy na horyzoncie pojawiałaś się Ty, Anabell…
-Sanderka, Sandra… Co za różnica?- przewróciłaś oczyma, upijając łyk lodowatego mleka.- Chyba najlepiej będzie, kiedy będę zwracała się do Ciebie Ropucha. Mnie nie będzie się mylić, Tobie nie będzie przeszkadzało, że przekręcam Twoje imię, a i również nie będę oszukiwać rzeczywistości.
-Powiedziała dziewczyna o imieniu Anabell!- podjudziła się Sandra, mocno gestykulując.- Ty się przypadkiem z wytwórni Disney’a nie urwałaś?
-Wracaj do swojego bajora, Ropucho- bąknęłaś, zauważając przez kuchenne okno gościa, który zmierzał w stronę drzwi wyjściowych. Ty natychmiast postanowiłaś wyjść mu naprzeciw. Był to w końcu człowiek, którego potrzebowałaś najbardziej…- Przebywanie w Twoim otoczeniu szkodzi moim dzieciom- zatrzymałaś się nagle, czując delikatne kopnięcia. Gładziłaś ręką okazałe uwypuklenie pomiędzy biodrami, goszcząc na ustach subtelny, nawet uroczy, uśmiech.
-Co się stało?!- szybko znalazłem się przy Twoim boku, czujnym wzrokiem mierząc każdy centymetr Twego ciała. Przestraszyłem się. Naprawdę… Ja… Ja… Trudno mi się do tego przyznać, ale nadal czułem bliską więź z Twoimi dziećmi…
-Nic takiego- wzruszyłaś ramionami, ostatni raz zaszczycając Sandrę swoim spojrzeniem.- Po prostu chłopcy już nie lubią Ropuchy!- z entuzjazmem podniosłaś nieco głos.- Nie trzeba się narodzić, żeby Jej nie lubić. Mamusia jest taka dumna!- dopowiedziałaś, gładząc nieustannie ciążowy brzuch. Wtedy dom napełnił dźwięk dzwonka do drzwi. Podążyłaś w stronę drzwi, a mnie zostawiłaś z Sandrą, która w swej głowie szykowała już kolejny plan swego monologu o tym, że powinienem już dawno to wszystko skończyć… 

***

         Nigdy nie trzymajmy na siłę przy sobie tych, którzy chcą uciec, odejść jak najdalej, bo albo się znudzili, albo mają jeszcze inne powody, by chcieć już na zawsze zniknąć z naszego życia. Czasami po prostu lepiej jest zrobić miejsce dla tych, przy których oddycha się swobodniej. Mimo wszystko nadal musimy zachować czujność. Nieważne kim byłaby dla nas ta osoba. Nieważnie jak długo byśmy ją znali. Nieważne jak wiele przygód by nas łączyło. Nieważne ile sekretów, uśmiechów, łez. Życie jest takie, że możemy polegać tylko na sobie. Owszem, możemy mieć znajomych, nawet bliskich przyjaciół, ale czasem jest tak, że to osoby, które są najważniejsze, ranią w najbardziej dotkliwy dla duszy sposób. Czasem o tym nie wiedzą, czasem robią to świadomie. Nie miejmy świata jako samo zło, bo tak nie da się na co dzień funkcjonować. Nie odsuwajmy się od nikogo. Nie jest warto bowiem żyć na tym świecie całkiem samemu. Ale miejmy świadomość, że na tym świecie ludzie potrafią tylko bezinteresownie ranić… 

-Ta Ropucha ciągle tu jest…- wzdychałaś, siedząc na skórzanej kanapie w moim salonie.- To trudne, ale ja już naprawdę wysiadam psychicznie. Kiedy widzę Jej krzywą facjatę, mam ochotę… Ach!- mocno gestykulowałaś, nie wiedząc jakich dokładnie słów użyć, by wyrazić w stu procentach emocje, na których nazwanie nie umiałaś znaleźć odpowiednich słów.
-Anabell- na twarz Stelli wkradł się subtelny, krzywy uśmieszek, którego nie mogło nie zarejestrować Twoje czujna, jak dotąd, oko.- Czy Ty oby nie jesteś zazdrosna o Gregora?- szturchnęła Cię lekko, mrugając jednym okiem.
-Zwariowałaś?!- zerwałaś się na równe nogi, patrząc niedowierzająco w oczy przyjaciółki.- Jak mogłaś o czymś takim pomyśleć?!- zirytowałaś się.- Nienawidzę Go tak samo, jak miało to miejsce jeszcze kilka miesięcy temu! Chodzi jedynie głównie o to, że nie dość, że muszę znosić Schlierenzauera, to jeszcze tą zakochaną w sobie Ropuchę!
-Co Ci to przeszkadza, że są szczęśliwi?- spytała, patrząc na Ciebie z kanapy.- Krzyżyk na nową drogę życia, a Ty sobie żyj własnym życiem. Niedługo zostaniesz matką dwóch, wspaniałych chłopczyków. Pamiętaj o tym, a nie zawracaj sobie głowy Gregorem i Jego panienkami- dodała spokojnie, uśmiechem chcąc przekazać Tobie dobrą energię i przekonanie, że to wszystko potoczy się jeszcze we właściwym kierunku. A jaki był ten „właściwy kierunek”? Tego nie wie na razie nikt. Wiadomo jedynie, że ma być on właściwy.
-Przeszkadza mi i to bardzo!- najeżyłaś się, najwidoczniej nie biorąc sobie do serca słów przyjaciółki.- Liżą się po kątach, a ja muszę na to patrzeć i tolerować!
-Anabell…- westchnęła bezsilnie blondynka.- To nie jest Twój dom. Ważne, że Gregor wszystko toleruje, Ty nie musisz. Wiesz dlaczego? Bo to Jego dom, Jego zasady… Ogółem wszystko jest Jego- dodała pod nosem, odwracając wzrok.
-Mylisz się, Stell- usiadłaś przy boku przyjaciółki.- Beze mnie jest nikim. Gdyby mnie nie potrzebował, nie łasiłby się tak wcześniej- oznajmiłaś pewna swego.- I nie przeszkadzałyby mi inne panny w Jego życiu. Przeszkadza mi Ropucha- opadłaś na oparcie kanapy, zaplatając ręce na piersi.
-To nie graj w Jej grę- powiedziała wyrozumiale.- Nie dawaj się sprowokować. Nie drażnij się z Nią. Przejdź obojętnie obok, nie zwracając nawet na Nią najmniejszej uwagi- gładziła delikatnie Twoje kasztanowe włosy.- Zacznij najlepiej od tego, żebyś nie nazywała Jej „Ropuchą”.
-Już prędzej spodziewałbym się tego, że zostanę świętym, niżeli Anabell będzie nieco łaskawsza dla Sandry- wtrąciłem się do Waszej rozmowy, po dłuższym przysłuchiwaniu się jej treści. Przyznam się, że często lubiłem podsłuchiwać Twoje rozmowy ze Stellą. Tak naprawdę tylko przy Niej byłaś sobą. Tylko w rozmowie z Nią, wyznawałaś swoje uczucia, przyznawałaś się do własnych błędów. Na podstawie takich właśnie rozmów, mogłem się dowiedzieć z kim mieszkałem naprawdę. Wiesz czego się dowiedziałem? Otóż tego, że dla innych byłaś jedynie głupią dziewczyną, , a dla jeszcze innego, wąskiego grona, byłaś kochającą przyjaciółką. Że przez jednych byłaś naprawdę kochana, lecz przez drugich szczerze nienawidzona. Dla jednych byłaś kimś, dla drugich zaś nikim. Mówiłaś zawsze to, co myślisz. Robisz, co chcesz, bo tak bardzo cenisz sobie wolność. I jeszcze jedno… Być może najważniejsze. Nie zamierzałaś zmienić się, bo ktoś tak chce… Tylko wiesz… Odkrywanie Twojego oblicza, niestety gubiło mnie najbardziej. Sprawiało, że nie potrafiłem określić, do której kategorii ludzi należę.
-Wara stąd, Schlierenzauer- prychnęłaś, widząc mnie.- Mam gościa, więc bądź tak dobry i na tyle domyślny, żeby wziąć swój gwiazdorski tyłek w troki i wynocha!- nie patrząc na mnie, mówiłaś nieco głośniej, lecz głosem nie z kategorii krzyku.
-Teraz to już nie wyjdę- odezwałem się pewny swego, zajmując swe miejsce obok urokliwej blondynki. Teraz działały instynkty. Moje instynkty, które nie mogły nie zaświecić w mojej głowie czerwonych światełek, które już na pewno nie pozwoliłyby przejść obojętnie obok tak łatwej i urodziwej ofiary.- Nigdy nie wspomniałaś, że nasz gość jest tak piękny.
-Nie zaczynaj- westchnęłaś, przewracając znużona oczyma. To wszystko dla Ciebie było tak znane, tak banalne, że nie mogłaś w momentach uwierzyć, że na tę sztuczkę nadal potrafią nabrać się inne dziewczyny.- Stell, chodźmy na spacer. Jak widzę, tutaj nie można nawet porozmawiać na osobności- wstałaś z kanapy, ofiarowując mi wrogie spojrzenie.
-Nie ma takiej potrzebny, Anabell- odparła blondynka, uśmiechając się do mnie zalotnie.- Możemy zostać tutaj. Przecież Gregor nie będzie nam w niczym przeszkadzał. Im szersze grono ludzi, tym lepiej.
-Stella!- krzyknęłaś, lecz zrobiłaś to w niezwykle piskliwy sposób.- To jest ten sam Schlierenzauer, o którym Ci tyle opowiadałam! Ten sam, który nie widzi niczego więcej, poza czubkiem własnego nosa!
-Ja tutaj jestem, Anabell- wtrąciłem, czując, że owa konwersacja zeszła na nieco inne tory, niżeli miałem to w zamiarze.- Masz takie piękne włosy…- zmysłowo gładząc jasne włosy Stelli, powoli przystąpiłem do realizacji swoich wcześniejszych założeń.- A dłonie… Takie delikatne, kobiece…- mówiłem, ujmując drobne dłonie Stelli.
-I tyłek, na który mam ochotę…- wtrąciłaś się znużona, powodując, że zarówno moje spojrzenie, jak i wzrok Stelli, znalazł się na Twojej osobie.- To już przestaje się robić zabawne. Chodźmy- zwróciłaś się do przyjaciółki, patrząc na Nią z pogardą.
-Jeśli chcesz, to idź- rzuciła obojętnie, patrząc w moje tęczówki.- Chyba jakoś sobie poradzimy bez Ciebie z Gregorem- dodała, zalotnie się uśmiechając. Już miałem Ją w garści. Już wypełniłem swój plan. Już wszystko było takie piękne…
-Stell! Czy Ty się słyszysz?!- krzyczałaś, goszcząc w głosie niemą rozpacz. Bałaś się. Można powiedzieć, że drżałaś z powody Stelli. Była tak bliską Ci osobą, a wiedziałaś jak wygląda moja taktyka. Znałaś moje podejście do kobiet. W końcu byłaś jednym z osiągniętych celów… A teraz? Teraz to samo miało przechodzić Twoja przyjaciółka, dusza, naubliża Ci na świecie?
-Stell, jest dużą dziewczynką- powiedziałem półszeptem, gładząc kciukiem policzek młodej Austriaczki.- Może robić co chce, z kim chce i kiedy chce… Ty nie masz tutaj zupełnie nic do gadania…- kontynuowałem dalej, nadal patrząc głęboko w oczy blondynki.
-Co robisz dzisiaj wieczorem?- spytała Stell, będąc ciągle pod urokiem moich ciemnych tęczówek, które wyczyniały z Nią to, co tylko chciałem.
-Sądzę, że jestem wolny- odparłem szybko, jakbym tylko czekał na to pytanie. Ale przecież prawda właśnie tak wyglądała. Tylko czekałem na jedno słowo z Jej ust, by wiedzieć na czym dokładnie stoję.
-No to już nie jesteś…- szepnęła na moje ucho, bawiąc się jednym z kosmyków moich ciemnych włosów. Nie widziała Cię… Nie widziała przyjaciółki, rozumiesz? Stałaś się dla Niej niewidzialna, mimo że nadal pozostawałaś w bliskiej od nas odległości…
-Jak możesz?!- krzyknęłaś, a odbiorcą Twoich krzyków miała być blondynka.- Jeszcze przed chwilę mówiłam Ci, co leży mi na sercu, a teraz Ty sama stajesz się tym utrapieniem?!
-Mówiłaś, że przeszkadza Ci Sandra- przypomniała, wyraźnie poważniejąc. Jak to się stało, że nie poznawałaś przyjaciółki? Znałaś Ją przecież od dziecka…- Nie jestem Sandrą, więc nie ma Cię ani co, ani kto denerwować.
-Anabell, Ty od zawsze masz do wszystkiego i każdego dzikie pretensje- stanąłem po stronie Stelli, jeszcze bardziej upewniając swój grunt i stanowisko w tej sprawie.- Ludzie nie mogą czuć się szczęśliwi, bo Ty tak chcesz? Nie. Jeśli Ty wszystko w swoim życiu spieprzyłaś, nie oznacza, że każdy musi nieć równie spieprzone życie, co Ty!
-Wiecie co?- wycedziłaś gorzko przez zaciśnięte zęby.- Dajcie mi wszyscy święty spokój- rzuciłaś, po czym szybkim krokiem wyszłaś z domu. Przyznam Ci się bez bicia, że kolejny raz się wystraszyłem… Kolejny raz bałem się konsekwencji głupot, które de facto popełniłabyś Ty…
-Idę Jej poszukać…- westchnęła cicho blondynka, wysyłając mi zmieszane spojrzenie. Mimo wszystko nadal nie potrafiła odnaleźć się w postawionej przed Nią sytuacją. Chciała jedno, lecz musiała drugie…
-Jak sądzisz, gdzie może teraz być?- zapytałem, jakby nie do końca przyswajając nadmiar informacji, które były bodźcem do działania dla mojego mózgu… Natłok emocji, uczuć i informacji przyprawiało moje ciało o odrętwienie…
-Znając Anabell, pewnie teraz się gdzieś upija…- odpowiedziała bezsilnie, zarzucając na swe ramiona granatowy płaszcz, po czym wyszła, nie mówiąc nic więcej… Tak naprawdę, słowa Stelli nie wzbudziły we mnie żadnego skandalu. Taka byłaś W dzień twarda, emanująca siłą psychiczną, a i również psychiczną, która ciśnie po wszystkich napotkanych ludziach, którzy nie są zgodni z Twoimi racjami. Ale w nocy… Wtedy stawałaś się bezbronna, wrażliwa, która często dławiła się łzami, gdyż nie potrafiła ogarnąć swego życia…


Witajcie, moje drogie. ;*
Mogę Wam zdradzić, że następny rozdział będzie dosyć nietypowy. Dlaczego? A to przekonacie się jeszcze niedługo. :)
Tymczasem…
Ten rozdział ze specjalną dedykacją dla Aleksandry Nowek. ♥
Dziękuję Ci, Kochana, za tak miłe słowa.  ♥
Trzymajcie się, miśki! 
Do następnego, który... Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, kiedy się ukaże...

11 komentarzy:

  1. Hej, hej :*
    Dzisiaj się trochę zrekompensuję za dość długą nieobecność ;)
    Uwielbiam to opowiadanie <3
    Przede wszystkim dzisiaj urzekły mnie teksty Anabell... i jej niechęć do Sandry...
    Gregor znowu mnie zdziwił.
    Nie spodziewałam się, że będzie się tak zachowywał względem Stell, jak i odwrotnie.
    Tylko Anabell chyba pozostała w tym rozdziale taką jaką już wcześniej ją dałaś nam poznać ;)
    Ogólnie to charaktery zarówno Gregora jak i Anabell są naprawdę takie twarde...
    Nigdy nie wiadomo co im strzeli do głowy ;) Ale to chyba właśnie to tak wszytko napędza...
    Mam nadzieję, że Anabell nie zrobi nic głupiego, chociaż jej złość na przyjaciółkę jest w pełni zrozumiana ;)

    Pozdrawiam ♥
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz szybciutko :****
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha Ropucha wymiata,. ! Uwielbiam ten jej charakter bo tak naprawdę nikt nie wie jaki on jest. Raz jest mila i znośna a raz zaborcza i wredna. A tak naprawdę jej prawdziwego oblicza nikt nie zna. Ciekawe co kombinuje Gregor. Hmm Sandra, Anabell a teraz Srell. On chce w domu patologie?! Jak tam wśród tych kobiet mają wychowywać się dzieci? Och ty wiesz jak ja bardzo kocham czytać twoje historie. Są najlepsze Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. kochana, mam pustkę w głowie (potężny sprawdzian z chemii wykończył mnie psychicznie) więc nie wiem, co napisać...

    Gregor zakłada harem ♥ jedna mu nie wystarcza, musi mieć aż trzy :)

    rozdział świetny, czekam na następny.

    pozdrawiam, buziaki :*

    weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam słów... :)
    Kolejne cudo w Twoim wydaniu. ♥ ♥ ♥
    Jestem spózniona,ale jestem. :)
    Stella troszkę BARDZO mnie zdenerwowała. Rozuniem, że Gregor ma w sobie ten urok, ale przyjaźń powinna być dla niej ponad jakimkolwiek mężczyzną.
    Powinna zwrócić także uwagę na zachowanie Austriaka. Ma.dziewczynę, a mimo to chce zabawiać się z najlepszą przyjaciółką Anabell.
    Dodam jeszcze, że rozumiem zachowanie Anabell, bo sama nie wiem jak wytrzymywałabym w takiej sytuacji, ale tp wszystko dzieje się tylko i wyłącznie z jej wyboru. To ona wplątała się w tą pajęczą sieć Schlierenzauera.
    Czekam na kolejne epizody naszych bohaterów. ♡♡
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak mam to komentować, jak brakuje mi słów... :)
    Wszystko co piszesz jest wspaniałe, ale każdy rozdział jest jeszcze lepszy i chce się go więcej. <3
    Stella przegięła i to na prawdę solidnie przegięła. Jak mogła robić coś takiego swojej przyjaciółce.
    Domyślam się że Gregor jest piękny, wspaniały i w ogóle, ale przyjaciółce takie świństwo.
    To jest szczyt wszystkiego !!
    A "Ropuchy" ja też nie lubię. Jest dziwna i strasznie nie miła .!
    Nie ma co się dziwić biednej Anabell, bo po takim zachowaniu zrobiłabym pewnie to samo. Tylko mam nadzieję że nie zrobić żadnych głupstw, że nic jej i chłopcom się nie stanie.
    Czekam na kolejne nowinki od bohaterów. <3

    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurczę, dzięki ci bardzo ♥ Nie spodziewałam się :) Po prostu napisałam całą prawdę :*
    Przepraszam z całego serca, że z takim potwornym spóźnieniem, ale ferie się kończą, a ja chcę je w pełni wykorzystać ;)
    Świetny rozdział! Zresztą ty to nie potrafisz pisać kiepskich historii ;)
    Gregor zarywa do Stelli, która o dziwo mu się poddaje, ale wydaje mi się, że ona ma jakiś plan :) Nietypowy rozdział powiadasz? Czyżby to miał być powrót do teraźniejszości? A może jakaś romantyczna scenka z udziałem Annabell? Czekam niecierpliwie :)
    Całuję i jeszcze raz dziękuję ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Wreszcie mam czas nadrobić zaległości!
    Jeny kompletnie mi nie pasuje kto inny do Gregora niż Anabell....
    A Ropucha przypomina mi pewną osbę, więc śmiałam się i to nieźle xD

    u mnie nowe rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczynam wszystko od początku.
    Bardzo cieszę się, że głównym bohaterem jest Gregor. Bardzo Go lubię i cenię także bardzo na plus i w ogóle.
    Teraz czas na rozdział. Do teraz Kochana, naprawdę do teraz śmieje się z „Sanderka” i „Ropucha” Hahaha. W ogóle rozmowy dziewczyn są bardzo komiczne. Tak jak wspomnienie Sandry o Disny’u. Padałam kiedy to przeczytałam i tak sobie czytałam i czytałam i tak przez dłuższą chwilę. Widać, że dziewczyny bardzo, ale to bardzo za sobą nie przepadają. Zresztą Ja się Anabell wcale nie dziwie. Sama w rzeczywistości jakoś nie lubię Sandry, wydaje się być taka troszkę fałszywa, no ale nie znam Jej osobiście, więc jakoś mocno nie oceniam. Taka moja wewnętrzna refleksja. Oj dzieci wiedzą, co się dzieją haha! Bojowe nastawienie już od przebywania w brzuchu! :D Stella stara się załagodzić tą sytuację , ale widać, że Anabell trudno jest zachowywać się spokojnie w towarzystwie blondynki. I coś czuje, że Ona jednak w jakimś sensie jest zazdrosna o Gregora. Oho, a do tego Selli chyba zaczyna się podoba Schlierenzauer. ! Anabell szaleje i z tego powodu, no ale cóż uroku nie można Mu odmówić!
    Czekam na następny Kochana i dziękuję za komentarz u Mnie :) A ten natłok pomysłów u Mnie, sam jakoś przychodzi, chociaż wena nie zawsze chce z tym współgrać.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Od razu chcę cię przeprosić z całego serduszka, że będzie tak krótko i ogólnie, ale czas mnie goni ;c
    Rozdział cudowny, przepiękny.
    Czekam na kolejny
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział cudowny <3
    Anabell chyba jest zazdrosna o Gregora .
    I tak naprawdę zależy jej na Gregorze, a Gregorowi na Anabell .
    Cóż czekam z nie cierpliwością na kolejne losy bohaterów .
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń