niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 12.: „ Ludzie mówią, że pragną sprawiedliwości, ale to nieprawda. Chcą tylko, żeby wszystko układało się po ich myśli…”



         -Nie mam pojęcia, gdzie Ona może być…- westchnęła bezradnie blondynka, która po chwili znalazła się w moich mocnych ramionach. Jej tęczówki powoli pokrywały się warstwą słonej cieczy, a ciało niemiarowo drżało. Wyrzuty sumienia… Tak, to teraz było Jej kontrolerem. Obezwładniły Ją. Otoczyły z każdej możliwej strony… Nie było teraz Stelli. Były wyrzuty sumienia…
-Anabell jest dużą dziewczynką- gładząc Jej jasne włosy, szeptałem ledwosłyszalnie.- Jestem pewien, że nic Jej nie jest… Że jak zawsze spaceruje teraz po jakimś parku, szukając ludzi, z których mogłaby się ponabijać…
-Ona taka nie jest, Gregor- spojrzała załzawionym wzrokiem na mnie, nadal pozostając w bliskiej odległości.- Kiedy pojawia się coś z czym nie może sobie poradzić jest zdolna do wszystkiego… Nieważne czy miałaby zabić jedną, czy trzy osoby… Ona by to zrobiła…- dukała ledwo, mając przed oczyma najgorsze z możliwych scenariuszy.
-Mówisz o tej samej Anabell?- prychnąłem, odganiając od siebie wszystkie zmartwienia, które leżały na duszy.- Ona chciałaby żyć chociażby po to, żeby mi dokuczyć- uśmiechnąłem się, wycierając opuszkami spływające po Jej policzkach łzy. Sam nie wiem skąd u mnie ten napływ delikatności… Chyba tylko w taki sposób potrafiłem odciągnąć od siebie to niekomfortowe uczucie, które wręcz dławiło…
-Nieprawda…- jęknęła ochryple, nieobecnym wzrokiem patrząc przed siebie.- Anabell ma swoje życie za nic. To dla Niej jak pstryknięcie palcami. Jest, to jest. Nie ma, to nie ma… Ona udaje silną, ale w rzeczywistości taka nie jest. To dzięki mnie potrafiła jakoś przezwyciężyć to, co Ją trapiło, ale… Teraz ja stałam się Jej utrapieniem… Zawiodłam Ją…
-Stell, uspokój się- zacząłem poważnie, czując rozlewające się po moim ciele rozdrażnienie. Przejmowałem się, lecz próbowałem o tym zapomnieć. A Stella? Ona ciągle wracała z tym, co złe. Nigdy nie lubiłem czegoś takiego w ludziach…- Dziś wieczorem jesteś umówiona w klubie z całkiem apetycznym facetem, więc radziłbym Ci się już iść przygotowywać- puściłem Jej „oczko”, wywołując na Jej zmartwionej twarzy półuśmiech. 

***

Czasem dzieciom tłumaczy się, że deszcz pada, ponieważ chmury nie wytrzymują nadmiaru wody. A to niby banalne zjawisko, można również odnaleźć w człowieku. Tak, dokładnie. Czym jest centrum człowieka? Wiele powiedziałoby, że to mózg. Ja jednak tak nie uważam. Według mnie centrum wszystkiego, co znajduje się w człowieku jest serce. Co dzieje się, kiedy serce nie jest w stanie dłużej znieść ukrywanego bólu i uczuć? To dziwne, bo właśnie wtedy z oczu lecą łzy, lecz serce krwawi. Każda wylana łza, to kolejna kropla krwi. Różnica jest tylko jedna, być może niewiele wnosząca. Ta krew nie pochodzi z ciała, a z duszy. I właśnie to tłumaczy Jej właściwości fizyczne. Właśnie dlatego jest taka przejrzysta… Dlatego tak słona…  Ale tak już jest… Nikt nie jest w stanie zmienić tego świata, w którym przyszło żyć gatunkowi ludzkiemu. Życie byłoby zdecydowanie za idealne, gdyby ciężkie chwile można byłoby przewinąć, a te piękne- zatrzymać w miejscu. 

-Anabell…- jęknąłem, przekraczając próg Twego pokoju. Sam nie wiem, co kazało mi się tam udać. Właściwie nie kontrolowałem swoich ruchów. To tak, jakby moje nogi decydowały za mnie, gdzie mają się udać.- Jakim cudem się tutaj znalazłaś? Stell Cię szukała… Ja Cię szukałem, a Ty… Ty po prostu siedzisz sobie w swoim pokoju?- w niewielkim pokoju panowała wszechobecna ciemność. Blade światło na twoją postać rzucało światło księżyca, przy którym Twoje załzawione tęczówki błyszczały jeszcze okazalszym blaskiem. Nigdy wcześniej nie nakryłem Cię na płaczu. Nawet nie przypuszczałem, że umiesz płakać. Ty i płacz? To wydawało się być dla mnie połączenie nie mogące nigdy posiadać swego źródła w rzeczywistości. Ty przecież też byłaś człowiekiem. Czułaś, mimo że wzbraniałaś się przed uczuciami. To było silniejsze. Silniejsze nawet od Ciebie, a trzeba przyznać, że akurat Ty jesteś ciężkim przeciwnikiem do pokonania.
-A co myśleliście?- odezwałaś się, szybkim ruchem ocierając spływające po policzkach łzy.- Że wbijam sobie teraz w żyłę? Że upijam się do nieprzytomności? Że wiszę na jakiejś pętli?- mówiłaś półszeptem, patrząc na księżyc.- Przepraszam, że zawiodłam Wasze oczekiwania…
-Jak się tutaj w ogóle znalazłaś?- przysiadłem przy Twojego boku, również obserwuj księżyc w całej swej krasie. Był piękny i zauważyłem to dopiero teraz… Wiesz dlaczego? Nie wiem jakim cudem, ale dzięki Tobie potrafiłem zauważyć jak nic nieznaczącą, codzienną rzecz, a która potrafi zaspokoić pragnienie podziwiania piękna w człowieku…- Cały czas byłem w domu. Nie istniała taka opcja, żebym nie zauważył, kiedy weszłaś…
-Weszłam tylnimi drzwiami- odpowiedziałaś, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Po raz pierwszy twój głos brzmiał tak czysto, niewinnie, uroczo… Pozbawiony wszelakich uprzedzeń, złośliwości, uszczypliwości…- Nie miałam ochoty natknąć się na Was…
-Stell od razu poszła Cię szukać. Przemierzyła chyba wszystkie możliwe kluby w okolicy…
-Ależ moja przyjaciółka we mnie wierzy…- przerwałaś, goszcząc ironiczny uśmiech na twarzy.- Niezmiernie mi miło, że w Waszych oczach jestem alkoholiczką, która potrafi się tylko upić…- właśnie to wypłukiwało z ostatnich zapasów sił i energii do życia. Fakt, że nikt w Ciebie nie wierzył. Nikt nie ufał w stu procentach. Nawet przyjaciółka…. Kolejna fala łez wezbrała się pod Twoimi powiekami. Nie płakałaś. Przynajmniej nigdy w czymś towarzystwie. Nawet Stella nigdy nie miała okazji ujrzenia Twoich łez. Ja tak…
-Martwiliśmy się…- spojrzałem wprost na Ciebie. Miałaś przymknięte powieki, a na zmęczoną twarz blady blask rzucał księżyc. Przez chwilę miałem wrażenie, jakby Twoja skóra błyszczała niczym drogocenne diamenty. Niewinna, czysta, bezradna i bezsilna… Takie sprawiałaś wówczas wrażenie. Tak można było Cię odbierać i właśnie będąc taką chwyciłaś mnie za serce…
-Nie udawaj…- tym razem Twój głos nie był już szeptem, lecz nadal Jego głośność była nieco ograniczona przez słaby szloch.- Stelli może bym jeszcze uwierzyła, nie Tobie, Schlierenzauer…- dodałaś, po raz pierwszy na mnie zerkając. Nie wytarłaś łez, co mnie zdziwiło. Po raz pierwszy nie udawałaś silnej. Łzy ciągle spływały po zimnych policzkach, a Ty z uporem i nikłą siłą patrzyłaś prosto w moje tęczówki. Nie krępowałaś się. Nie czułaś zakłopotania. Dziś nie miało już nic znaczenia…- Przecież wiem, że jestem Ci potrzebna tylko po to, żebyś mógł dalej skakać. Sama zgodziłam się na to, co pomiędzy nami panuje, ale z tego, co pamiętam, umowa nie regulowała kwestii pocieszania mnie w chwilach załamania. Niepotrzebnie się produkujesz…
-W naszej umowie, to Ty jesteś najważniejsza- powiedziałem poważnie, wcale nie mijając się z prawdą.- Gdyby nie Ty, nie wiem, co teraz działoby się w moim życiu. Muszę teraz o Ciebie dbać jak najlepiej się da- odruchowo, nie panując do końca nad sobą, otarłem kciukiem Twoje łzy. O dziwo, one wprost wypalały dziurę w mojej skórze.
-I to robisz. Wywiązujesz się z umowy… Niczego mi nie brakuje…- zdołałaś wydukać, odwracając głowę w przeciwną stronę. Taki gest z mojej strony nie mógł się obejść się bez zakłopotania i dwuznaczności… A Ty nadal byłaś czujna.
-To w czym tkwi problem?- zapytałem łagodnie, chcąc choć raz rozjaśnić niejasność, która tkwiła pomiędzy nami.- O co to całe zamieszanie, skoro jest Ci dobrze?
-Chodzi o to, że nie umiem pogodzić się z własnym życiem…- odparłaś po chwili ciszy, którą przeznaczyłaś na pozbieranie myśli wirujących w Twojej głowie.- A przez te Twoje panienki czuję się jeszcze gorzej… To one uświadamiają mi jaka byłam żałosna, dając Ci się zwieść…- mówiłaś całkiem bez pretensji.
-Najwidoczniej tak musiało być…- odpowiedziałem krótko, nie do końca wiedząc jak odpowiednio podejść do sprawy, by nie urazić Twoich uczuć, którymi postanowiłaś się ze mną podzielić.
-Nie mów, że zacząłeś wierzyć w przeznaczenie…- bąknęłaś, nadal koncentrując się jedynie na okazałym pięknym księżycu na niebie.
-O tym nie ma mowy- uśmiechnęłam się subtelnie, gdy patrzyłem na to jak w całości oddajesz się hipnotyzującej magii srebrzystego krążka na niebie.- Ale w sumie, powiem Ci jedno, Anabell- zbliżyłem się do Ciebie bezszelestnie.- Urocza jesteś, kiedy stajesz się zazdrosna…
-Ja?! Zazdrosna?!- zdziwiłaś się, lecz sam nie byłem w stanie rozpoznać czy wypierasz się tego faktu, czy też uważasz to jako oczywistą niedorzeczność. Aktorstwo powinno być Twoim drugim imieniem.- Nie pochlebiaj już tak sobie, Schlierenzauer- uśmiechnęłaś się, opierając głowę o moje ramię. Nie spodziewałem się. Nigdy w życiu nie śmiałbym się nawet spodziewać takiego gestu z Twojej strony…
-Już nie udawaj- przewróciłem oczyma, również się uśmiechając. Tak po prostu się uśmiechając. Beztrosko, szczerze, mimo że nie było nic komicznego w tej sytuacji…- Najpierw Sandra, potem Stella. No przyznaj się, przyznaj- szturchnąłem Cię lekko, a z Twojej strony dało się usłyszeć cichy śmiech.
-Chciałabym zamieszkać sama…- wyznałaś w końcu, pewnie przeglądając się w moich brązowych tęczówkach.- To wspólne mieszkanie dwóch obcych sobie ludzi coś nam nie wychodzi… Nie czuję się tutaj dobrze…
-Wcześniej miałem wrażenie, że nie czujesz takiego dyskomfortu- zareagowałem szybko, nie do końca zdając sobie sprawy z Twoich słów. Nie miałem pojęcia do czego zmierzasz. Nie wiedziałem, czego tak naprawdę pragniesz. Czego oczekujesz od życia… Oczekujesz ode mnie.
-Ale wtedy jakoś próbowaliśmy być razem… Teraz czuję się tak intruz… Szpieg w Twoim domu…- wyznałaś nieśmiało. Najwidoczniej wyznawanie uczuć nie było tylko moją pietą Achillesa.
-Załatwię Ci mieszkanie- zadeklarowałem, będąc pod urokiem Twoich cudownych tęczówek. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że są one tak magiczne, piękne i jedyne w swoim rodzaju.- Anabell… Jesteś kimś ważnym w moim życiu. Nie chodzi mi tutaj tylko o tych nieszczęsnych sponsorów… Życie staje się piękniejsze, kiedy mam okazję zobaczyć Cię nadąsaną, która wyżywa się na wszystkim, co napotka na swojej drodze- zaśmiałem się, Ty również to zrobiłaś.
-To poważne wyznanie. Teraz chyba powinieneś mnie zabić, czyż nie? Tak zazwyczaj bywa na filmach- nigdy wcześniej z taką łatwością patrzyliśmy sobie w oczy. Uśmiechałaś się, a musze przyznać, że uśmiech był Twoją największą ozdobą.
-Może jednak Cię oszczędzę, ale w zamian Ty też musisz mi wyznać jakąś tajemnicę- odrzekłem tajemniczo, pozwalając sobie na delikatne łaskotki, które spowodowały na Twojej twarzy jeszcze szerszy uśmiech. Muszę przyznać, że lubiłem, kiedy się uśmiechałaś. Byłaś wtedy tak urocza, delikatna i naturalna. Byłaś sobą, Anabell…
-Dużo ryzykuję- stwierdziłaś, patrząc na mnie przymrużonymi oczyma.- Ale wolę życie, zatem ten jeden raz ulegnę. To…- zrobiłaś krótką pauzę, jakbyś zastanawiała się w jaki sposób ułożyć w spójne zdanie, które mogłoby być kolejną informacją, odsłaniającą „Twoje prawdziwe ja”.
-Czekam- przypomniałem się, kiedy mijały kolejne sekundy zwłoki z Twojej strony.
-Tak naprawdę nie mam na imię „Anabell”- wyznałaś w końcu, przypominając sobie dokładnie chwile, które skłoniły Cię do definitywnego odcięcia się od przeszłości.
-Żartujesz?- dławiąc się śmiechem, patrzyłem niedowierzająco na Twoją twarz, pokrywającą się czerwienią.- To jak masz naprawdę na imię?- przez krótką chwilę zakryłaś twarz dłońmi, śmiejąc się cicho.
-Sandra- zdołałaś w końcu wykrztusić, nieustannie krztusząc się śmiechem.
-I akurat wybrałaś imię „Anabell”?- spytałem, kiedy powróciliśmy do wcześniejszego stanu. Wcześniej nie ośmieliłbym się zapytać. Najzwyczajniej bałbym się Twojej reakcji i obelg, którymi zaraz będziesz w stanie mnie obrzucić. Ale nie teraz… W tej chwili byłem wolny w Twoim towarzystwie. Byłem pewien, że o czymkolwiek byśmy nie rozmawiali, odpowiesz szczerze, mówiąc sercem, a nie wygadanymi ustami… Nigdy wcześniej nie rozmawiałem z nikim w ten sposób, wiesz? Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mnie zafascynował ten sposób na rozmowę…- Nie było czegoś normalniejszego?
-Od zawsze mi się podobało. Kojarzyło mi się z jakimiś księżniczkami, które mają wszystko, co tylko zechcą…- odpowiedziałaś szczerze, opierając się z powrotem o moje ramię. Lubiłem Twoją bliskość, zwłaszcza teraz. Nie wiem dlaczego. Nie mam pojęcia czemu rodziły się we mnie takie uczucia. Po prostu to lubiłem…
-Zazdroszczę Ci, Anabell- teraz, kiedy znałem prawdę, mogłem się do Ciebie zwracać „Sandra”, czyż nie? Miałem takie prawo… Ale nie. Dziewczyn o imieniu „Sandra” było wiele… Nie tylko w Austrii, ale także na całym świecie. A „Anabell”? Ona była jedna.
-Czego?- zdziwiłaś się.- Tego nędznego życia, w którym o wszystko muszę prosić na litość? Którego nie umiem uporządkować? Którego stracę marnie, nie mając zupełnie niczego?- zadawałaś kolejne z pytań, a ja czułem, że Twoje ciało przechodzą lekkie dreszcze.- Nie ma czego zazdrościć…
-Zazdroszczę Ci tego, że będziesz miała dwójkę maluchów, które będą Cię kochały zawsze…- wyznałem w końcu to, co tak naprawdę leżało mi na sercu od samego początki, kiedy dowiedziałem się prawdy o moim ojcostwie.- A ja nigdy w życiu nie będę miał kogoś takiego… Nigdy niczego po sobie nie zostawię.
-Masz rację- przyznałaś, uśmiechając się subtelnie.- Jestem cholerną szczęściarą, że będę posiadała takie dwa skarby przy sobie- gładziłaś swój brzuch, nie przestając się uśmiechać.- Tak strasznie Ich kocham…- powiedziałaś szeptem, po chwili kłopotliwej dla mnie ciszy.
-Wiem- oznajmiłem pewnie.- Gdybyś Ich nie kochała, nie robiłabyś tego wszystkiego…- spuściłem na moment wzrok na ciemną podłogę. Zbierałem właśnie myśli oraz możliwe słowa, które pozwoliłyby mi wyrazić moje prawdziwe intencje, nie urażając przy tym Ciebie.- Anabell, właściwie mam dla Ciebie propozycję…- odważyłem się w końcu.
-Jaką propozycję?- spojrzałaś na mnie wyczekująco, zachowując swój serdeczny wyraz twarzy, który towarzyszył Ci dzisiaj wieczorem.- Zaraz… Przerwę Ci na chwilę. Jest już późno! Ty jesteś przecież umówiony ze Stellą- przypomniałaś.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz wystawiam laskę do wiatru- mrugnąłem do Ciebie. Stella? Teraz? Nie, w tej chwili były sprawy o wiele ważniejsze. Jeśli nie Stell, znajdą się inne. Tym akurat najmniej zaprzątałem sobie głowę.
-Dobrze…- skwasiłaś nieco wyraz swojej twarzy.- Udam, że tego nie słyszałam. Chodzi w końcu o moją przyjaciółkę- upomniałaś, wyraźnie poważniejąc.- Wspomniałeś coś o jakiejś propozycji. O co chodzi?- wróciłaś do tematu, z którego coraz bardziej chciałem się wycofać… Cóż, jeśli sam go rozpocząłem, musiałem go również dokończyć.
-Znajdę odpowiednią kandydatkę na matkę, obiecuję…- zacząłem nieco od końca.- Podzielmy się dziećmi na pół. Ty weźmiesz jednego bliźniaka, a ja drugiego… 


Jednak udało mi się dodać dzisiaj, co mnie cieszy, ponieważ jestem niezwykle ciekawa, co sądzicie o tej odsłonie głównej bohaterki. 
A nie mówiłam, że nietypowy? :D Anabell i odrobinę człowieczeństwa. Nie zaskakuje Was to, moje drogie?
W zasadzie, zastanawiam się, co o tym wszystkim myślicie. Uważacie, że Anabell wreszcie była sobą, czy też to kolejna maska? 
Czekam na Wasze słowa. ♥
 

14 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza?! :)
    O jej! ;>
    Świetnie się czyta, oczywiście miałam taką małą przyjemność, że miałam więcej czytania :D
    Troszkę nadrobiłam ;> Hmmm... no strasznie nietypowy, kurcze!
    Szczerze? Małe zaskoczenie :D Kocham twoje wypociny! ;)
    Będę czekać z utęsknieniem na trzynastkę... :) Myślę, że dodasz ją szybko :*
    Przy okazji zapraszam do siebie na dziesiąty rozdział historii Oli i Grzesia ;)
    http://ciesz-sie-kazda-chwila.blogspot.com/
    Życzę Ci duuuużo weny! <3
    Pozdrawiam i do następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny <3
    Taka Anabell mi się podoba :)
    To mnie Gregor zaskoczył..
    Szczerze ? Nie mam pojęcia jak zareaguje na to Anabell .
    Tak więc czekam z nie cierpliwością nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Gregor oszalała czy co?! Chce rozdzielić te dwie małe istotki? Nie może! Nie zgadzam się na to! I mam nadzieję, że Anabell też się nie zgodzi :)
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. stanowcze nein mówimy "genialnemu" pomysłowi Herr Schlierenzauera. czy on już doszczętnie stracił rozum? nie wie, że bliźniąt się nie rozdziela?! nie wolno robić takich rzeczy! nie i koniec kropka...

    szczerze? nie podoba mi się taka Anabell vel Sandra. wolę ją w wersji jędzowatej żmii niż... nawet nie wiem, jak ją teraz określić :) po prostu wolę tą Anabell z poprzednich rozdziałów, o! :)

    rozdział świetny, czekam na kolejny.

    pozdrawiam, buźka :*

    dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. ZASKAKUJĄCA KLAUDIA! ♥
    Szczerze? Zdziwiłam się. Nie spodziewałam się, naprawdę nie spodziewałam się, że Anabell może taka być...
    Może gdyby nie udawała takiej twardej i bezlitosnej obojgu im byłoby łatwiej? Kurczę, strasznie podoba mi się ta odsłona głównej bohaterki i nie wiem czy mogę się do niej przyzwyczaić czy może była to chwila słabości?
    Ta propozycja Gregora... nie ukrywam, że trochę mnie zaskoczyła. Nie wyobrażam sobie tego. Nie wyobrażam sobie tego, ze Anabell odda jednego ze swoich synów Gregorowi. A co byłoby, gdyby chłopcy spotkali się po latach? To byłby szok.
    Może lepiej zaryzykować i postawić na związek? Może warto spróbować? Wtedy Gregor mógłby mieć dzieci, Anabell nie musiałaby rozdzielać synów, a oni sami być możne stworzyliby rodzinę? Wszyscy wiemy, że coś ciągnie ich ku sobie. Może czas to wypróbować? :))
    KOCHAAM! ♥
    I czekam na kolejny rozdział. :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Pomysł dzieleniem się bliźniakami mnie zaskoczył, zebym nie powiedziała zabił. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj... zaskakuje... i to bardzo! :*
    W sumie to pomimo, że kiedy się na każdym kroku kłócili dużo się się działo, to chyba taka spokojna rozmowa w pewnym sensie jest... ciekawsza. Zaskoczyłaś mnie! Ale podoba mi się. ;)
    Domyślałam się, że Anabell ma w środku jak to nazwałaś "odrobinę człowieczeństwa", ale nie sądziłam, że potrafi tak szczerze rozmawiać o tym co czuje... No i Gregor reż okazał się troszkę inny.
    Najbardziej chyba urzekło mnie kiedy mówił, o tym, że on nigdy nie będzie mógł mieć dzieci, chociaż naprawdę chce... No ale mam nadzieję, że z tym dzieleniem się bliźniakami to jakiś żart... Proszę, żeby tak było...
    Dziećmi nie można się przecież dzielić. To byłoby bez sensu i mogłoby sprawić tylko krzywdę dzieciom :*

    Pozdrawiam :* :* :*
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ ty jesteś genialna! Praktycznie wszystko w tym rozdziale było jedną wielką niespodzianką :) Aż mi się oczy szerzej otwierały jak czytałam ;)
    Ogólnie to wszystko tu mnie strasznie urzekło. Bo nie było okropnie przesłodzone, tylko zwyczajnie piękne :)
    Powoli zaczynam wierzyć, że kiedyś tam Anabell się uczłowieczy ;) Bo jak na mój gust to była wyjątkowo szczera odsłona jej osoby :*
    I niech oni nie dzielą się dziećmi. To byłoby zbyt smutne.
    Pozdrawiam i czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  9. O mamusiu *-*
    Jakie to przepiękne <3
    Taka odsłona Anabell chyba spodobała mi się o wiele bardziej ;)
    Gregorowi chyba też <3
    Nie mogą rozdzielić bliźniaków ;c
    Czekam na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. O jejku, nie wierzę, że to już dwunasty rozdział, a ja dopiero chyba po raz pierwszy zostawiam po sobie ślad. Nie ma sensu cię przepraszać, nić nie przekupi mojej winy ;< Przywiodła mnie tu piosenka "House Practice", która leciała w "M jak miłość" xd. To dzięki niej wracam na bloggera :D. Już od dawna zbierałam się na zostawienie po sobie komentarzu, ale zawsze jakoś tak... Nie było czasu? Nie wiem. Nie chcę się tłumaczyć, bo wiem, że to żałosne. W każdym bądź razie jestem tu i chcę cię zapewnić, że każdy rozdział jest już przeczytany <3. To opowiadanie jest genialne. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej się wciągam w historię Gregora i Anabell. Urzekło mnie to, jak bardzo Schlerenzauer się stara... Ona mimowolnie go zmienia, na lepsze. No i oczywiście Gregor, pewnie podświadomie, zakochuje się w Anabell. Martwi mnie tylko początek: jak to Anabell nic nie pamięta?
    Co do tego rozdziału... Piszesz genialnie, czy tego chcesz, czy nie ♥ Anabell stara się pokazać, jak twarda jest, ale w środku jest tylko człowiekiem, więc jak każdy człowiek miewa chwile lepsze i słabsze... Nie dziwię się jej. Też bym nie wytrzymała, gdyby Gregor (tudzież człowiek, którym gardziłabym) uwiódł Stellę (tudzież najlepszą przyjaciółkę). Widać, że Schlierenzauer balansował na cienkiej granicy, rozmawiając z Anabell. Jednak i tak myślę, że dziewczyna nie zgodzi się na układ, jaki skoczek zaproponował. Podzielenie się dziećmi! Też mi coś... A co, jeśli by się kiedyś spotkali i odkryli, że są braćmi? Albo gdyby jeden choćby i na biologii zauważyłby, że grupa krwi rodziców nie zgadza się z jego? Wtedy nigdy nie wybaczyliby by ani Anabell, ani Gregorowi (który i tak nie jest ich ojcem). Bądźmy jednak dobrej myśli, czyli takiej, że Anabell będzie z Gregorem i będą żyć dłuuugo i szczęśliwie (wiem, że tak nie będzie, ale co tam, marzyć zawsze można :D).
    Postaram się od dziś komentować regularnie, ale zazwyczaj mi to nie wychodzi, więc proszę, nie mniej mi tego za złe. Pozdrawiam i do następnego ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że jestem dopiero teraz.
    Mam tak mało wolnego czasu... :/
    Ona rozdziały są świetne. Zresztą jak zawsze.
    Ta odsłona Anabell jest świetna. Ma w dobie uczucia. Zawsze wiedziałam, że tak jest. Każdy ma uczucia. :)
    Gregor i jego podryw hahahah. Genialny.
    Stella troszkę naiwna. Nawet ja nie nabrałabym się na tak podryw hahahah.
    Pomysł Gregora jest okropne. Już wyobrażam sb relacje dziewczyny.

    Pozdrawiam.
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  12. O Matko !
    Myślałam że to inaczej się potoczy, gorzej.
    Ale jednak nie. Dobrze że wszystko się skończyło tak a nie inaczej.
    A wyznanie Gregora było bezcenne : Jesteś dla mnie ważna. Nie potrafię ich zrozumieć.
    Z jednej strony na siebie krzyczą, a z drugiej takie słowa. Przecież ich nie rzuca się na wiatr...
    Nie podoba mi się ta propozycja Gregora. Przecież to jej dzieci, jak ma się nimi dzielić.
    Jeżeli Anabell odda jedno dziecko to będzie szczyt wszystkiego.
    Nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić. Oddać własne dziecko ? Oby nie.
    A on chyba zdurniał do reszty z taką propozycją.
    Czekam na nn. ;***

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. WOW! Ale zmiana! Myślimy, że tym razem to było prawdziwe oblicze głównej bohaterki.... Chociaż po tobie to można spodziewać się wszystkiego :D
    Chyba Gregor ocipiał xD Chce rozdzielić bliźniaki, boże.... Faceci to tacy bezmózgowcy xD
    A co z tą Stellą? Nie wierzymy, że aż tak dała się omotać....
    Rozdział cudny, jak zwykle zresztą ;*
    Pozdrawiamy, Milka i Molly :***

    PS. Zapraszamy do nas na nowe rozdziały u Gregora oraz Sebastiana i Lilly :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Gregor i Stella chyba nie słyszeli słów, że najciemniej bywa pod latarnią. Anabell skryła się po prostu w swojej sypialni. Zresztą nie dziwie się Jej. Sama bym gdzieś znikła, bo przecież zachowanie blondynki, było takie trochę nie na miejscu? Bo dziewczyna opowiadała Jej o przejściach i jaki jest Gregor, a Ona i tak się Nim zauroczyła. Boże Schlierenzauer co Ty w sobie masz, że tak działasz na damską część populacji na świecie. Wow Loveli zabłysnęła biologicznym terminem xD Wracając do rozdziału. Widać, że nie tylko Ja dostrzegłam , że dziewczyna w jakimś sensie jest zazdrosna o całe te panienki Gregora. Czyżby w jakimś sensie topór pomiędzy Anabell , a Gregorem został zażegnany? Ooo zaskoczyłaś Mnie tym, że An nazywa się tak naprawdę Sandra haha nie powiem, ale to dość zabawne w kontekście tego opowiadania.
    Schlierenzauer Tyś chyba oszalał, że chcesz się dziećmi dzielić…przecież bliźniaków się nie rozdziela, NIGDY, PRZENIGDY!!!
    Ok , czekam Kochana na następny! Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń