Zdrada… Każdy może
sobie na nią pozwolić. Jednakże, co każdemu nasuwa się na myśl jako pierwsze
skojarzenie, gdy usłyszy słowo „zdrada”? Przeciętnemu polskiemu Kowalskiemu,
skojarzy się zdrada fizyczna w związku. Każdy będzie w tym już widział koniec
„czegoś”. Nie jest wiadome czego, bo to że zakończy pewien etap związku jest
pewne. Ale jest coś jeszcze… Coś kruchego, czego początkiem końca może być
właśnie zdrada. Osoba zdradzająca? Czy ją jakoś możemy scharakteryzować? A
owszem. Otóż, osoba, która świadomie dopuściła się zdrady uaktywnia jedynie swe
samolubstwo. Działa jedynie po to, aby wzbogacić swego ducha. Nie myśli o
drugiej, ukochanej osobie… Zakłada maskę, którą stara się urealnić osobę
perfekcyjną, odpowiadającą swym ideałom. Chce pokazać na ile ją stać. Staje się
kimś zupełnie obcym. Obcym nawet dla siebie samego… Jak się czułaś? Odpowiedz!
Jak się czułaś, nieustannie mnie oszukując?! Jak się czułaś ciągle mnie
zwodząc?! Jak się czułaś, widząc, że z dnia na dzień nasze dziecko jest dla
mnie coraz ważniejsze?! Zdradzony… Tak, dokładnie. Tak się czułem. Czułem się
zdradzony. Nic nie mogę na to poradzić, niestety… Ale nie rozumiałem jednego.
Jak mogłem się tak czuć, skoro faktycznie zostałaś mi wierna? Dopiero tego dnia
zrozumiałem, że zdrada to nie tylko fizycznie zbliżenie dwóch kochanków. To
przede wszystkim to cholerne poczucie, że jest się bezwartościowym. Że przez
tak długi czas dało się zwodzić. Że pokochało się złudzenie. Pokochało się
myśli, które dotyczyły tego „czegoś”. Że to tylko istniało w naszej głowie. Że
to jedynie wyidealizowane do granic możliwości wyobrażenia… I wtedy nadchodzi
wielkie: BUM! Stykamy się z rzeczywistością. Zdejmujemy okulary. Rozglądamy się
wokoło. Zerkamy wewnątrz duszy tego, który żyje tuż obok nas i co widzimy? Nic innego,
niżeli inny, bezbarwny, monotonny świat, który opiera się jedynie na kłamstwie.
Oszustwie i braku uczuć…
-Wreszcie wróciłeś- usłyszałem Twój beztroski
głos, wchodząc do przestronnej sypialni.- Tęskniłam- szepnęłaś na moje ucho,
kocim ruchem zbliżając się do mnie. Oplotłaś moją szyję rękami, pieszcząc skórę
czułymi pocałunkami. Ja nie reagowałem na Twoje gesty. Skamieniałem. Każdy
mięsień mojego ciała został napięty do granic możliwości. Nie wiem czy
zauważyłaś, ale dłonie zaciśnięte miałem w pięści. Wewnątrz mnie- walka. Wojna,
niosąca jedynie ogromne niszczenia.
-Nie dotykaj mnie- wycedziłem w końcu, lecz nie
wykonałem żadnego zdecydowanego ruchu, by faktycznie uniemożliwić sobie
odczuwanie ciepła Twojej skóry oraz malinowych ust na moim obojczyku.
-Dlaczego jesteś taki spięty?- szepnęłaś,
opierając głowę o moje ramię. Nie znałem siebie. Nie znałem własnych myśli. Sam
właściwie nie wiedziałem kim jestem ani jak znalazłem się na tym zakręcie
życiowym. Dlatego też, sam nie umiałem odpowiedzieć sobie na pytanie, co
zrobić, aby stracić Cię z oczu. Żeby nie czuć Twojego zapachu, dotyku, ciepła,
do którego wbrew własnej woli, przywykłem.
-Bo nie codziennie człowiek dowiaduje się, że
został zwyczajnie oszukany. Okłamany w najbardziej podły sposób- wykrztusiłem,
na krótką chwilę ukrywając twarz w dłoniach. Miałem ochotę krzyczeć, miałem
ochotę płakać. Jednakże na ani to, ani to nie było mnie w tej chwili stać.
-Kto Cię okłamał?- nawet nie zauważyłem, jak w
krótkiej chwili usiadłaś na moich kolanach, ujmując moją twarz w swe drobne
dłonie. Patrzyłaś zmieszana wprost w moje tęczówki, najwyraźniej nie potrafiąc
z nich kompletnie nic rozszyfrować.- Co się dzieje? Przecież Ty się nie łamiesz
przy byle okazji- wygięłaś usta w krzywy uśmiech, mający zapewne dodać mi
trochę otuchy. Cóż… Przy innych okolicznościach, doceniłbym to. Ale teraz?
Teraz nic nie miało znaczenia, a Ty stawałaś się w moich oczach coraz większym
potworem.
-Zapytam ostatni raz: czy te dzieci są moje?!-obserwowałem
Cię z drugiego kąta pokoju, szukając jeszcze nadziei. Sam nie wiem czego
miałaby ona dotyczyć. Miałem nadzieję, choć sam nie wiedziałem na co. Dziwne,
nieprawdaż? Ale człowiek, stojący na krawędzi, szuka nadziei we wszystkim.
Przede wszystkim, robi to całkiem nieświadomie…
-Myślałam, że ten etap mamy już za sobą. Przecież
to jasne, że Ty jesteś ich ojcem- gładziłaś z wyczuciem uwypuklenie pomiędzy
biodrami, kryjąc przerażenie w niebieskich tęczówkach. Ale ja widziałem…
Poznałem prawdę, mimo że sama się jej wyparłaś. Poznałem się na Tobie. Owszem,
byłaś szczera do bólu. Czasem było to cholerne kłopotliwe i działające
zdecydowanie na niekorzyść, nie tylko Twoją, ale posiadało jedną, zasadniczą
zaletę. Nie potrafiłaś kłamać…
-Masz mnie za idiotę?!- zdobyłem się w końcu na
krzyk, jednocześnie pod wpływem impulsu, policzkując Cię. Nie pozostałaś
obojętna. Najwidoczniej zrozumiałaś dosadnie do czego dążyłem. Natychmiastowo
wstałaś, stając tuż obok mnie. Zaskakująco blisko, jak na osobę, która właśnie
Cię uderzyła…
-Dawaj! No dawaj! Drugi raz! Czekam na powtórkę!-
wyraźnie podstawiając się pod moją pięść, krzyczałaś wprost na moją twarz.
Odwaga oraz brak zakłopotania, czyli Twoja iskierka zarezerwowana tylko i
wyłącznie dla Ciebie, rozbłysła w Twym oku.
-Zejdź mi z oczu! Natychmiast! Rozumiesz?! Nie
chcę Cię widzieć, szmato!- krzyczałem, lecz zdołałem się opanować.
Powstrzymałem się. Nie uniosłem ręki nawet na milimetr, a taką miałem na to
ochotę. Zresztą… Przyznam Ci się, że wcześniej właśnie tak bym zrobił. Kiedyś.
Nie teraz. Zmieniłem się i czułem tą zmianę w swoim wnętrzu. Wiesz kto mnie
zmienił? Zmienił na lepsze? Paradoksalnie, właśnie Twoja osoba.
-Nie waż się mnie tak nazywać- wycedziłaś przez
zaciśnięte zęby. Wiesz, że właśnie w tym momencie mogłem z łatwością oglądać
strach w Twoich oczach? Z sekundy na sekundę wypełniał Cię coraz bardziej.
Stałaś się jednym, wielkim strachem. Znikało wszystko, co w sobie posiadałaś,
ustępując miejsce właśnie przerażeniu. Nie dziwię się. Znajdowałaś się właśnie
w fatalnym położeniu.
-A jak inaczej można Cię nazwać?!- a jednak. Nie
wytrzymałem. Popchnąłem Cię z impetem na łóżko, lecz to tak był najmniejszy w skutkach dla Ciebie,
odruch.- Jak inaczej można nazywać kogoś, kto wrobił mnie w cudze dziecko?!
-Przerabialiśmy to tysiąc razy!- pisnęłaś, natychmiastowo
podnosząc się na równe nogi. Patrzyłaś przymrużonym wzrokiem wprost w moje
oczy. Nie zbliżałaś się do mnie jeszcze bardziej. Teraz bałaś się mojej siły,
która może znaleźć swe ujście na Twoim ciele. I słusznie.- Ile razy mam Ci
powtarzać to samo?! Przecież nie kłóciłabym się z Tobą o to różowe szajstwo w
pokoju dziecięcym, jeśli by mi nie zależało na dzieciach i ich ojcu! Co Cię
znowu naszło?
-Nie kłam! Stajesz się coraz bardziej żałosna!-
nie chciałem dłużej na Ciebie patrzeć. Nie mogłem znieść widoku, jak pogrążasz
się jeszcze bardziej. Nie mogłem patrzeć na to, że w swym łonie masz to, co ja
chciałbym mieć na swoją własność za nie tak długi czas…
-Masz gorsze humorki, Schlierenzauer, niżeli ja! A
ja mam na to wytłumaczenia, bo jestem w ciąży- poczłapałaś leniwie za mną,
ociężale stawiając każdy krok. Najcięższą kulą u nogi z jaką przyszło Ci się
spotkać, był właśnie strach.
-Wynoś się z mojego domu!- krzyczałem, rozrzucając
wszędzie rzeczy należące do Ciebie. Furiat- jedyne określenie, które w pełni
określiłoby mnie na tę chwilę.- Nie chcę Cię widzieć! Nie masz prawa nawet na
ulicy wejść mi w drogę? Rozumiesz?!- krzyczałem, łapiąc Cię za ramiona, aby
moje słowa jak najlepiej zapadły w Twojej pamięci.
-A proszę bardzo!- prychnęłaś, oswobadzając się
spod mojej opresji.- Ale zapewniam Cię, że nie wywiniesz się z
odpowiedzialności!- mówiłaś głośno i wyraźnie, lecz nie krzyczałaś.
Jednocześnie zbierałaś w szybkim tempie swoje rzeczy, wiedząc co Cie teraz
czeka.
-Zamilcz! Nie chcę słyszeć o tym bękarcie niczego
więcej!- tak strasznie kłuła w serce i oczy świadomość, że będę musiał pozbyć
się czegoś, co miało zmienić moje życie i mnie na lepsze. Cisza. Ty nic nie
mówiłaś, a jedynie nadal niezdarnie zbierałaś swoje rzeczy. Czułem Twój strach
nawet na mojej osobie. Czułem, jak zerkasz na mnie kątem oka, poszukując
odpowiedzi, która jakże pobudzała Twoją ciekawość. Czułem paraliż, rozlewający
się wzdłuż Twojego ciała.
-Jak się dowiedziałeś?- wydusiłaś w końcu. Stałaś
z walizką przede mną, starannie zakrywając drobne łzy pod powiekami. Wiesz, co
jeszcze potrafiło we mnie uderzyć? Sama świadomość, że płaczesz za moim
majątkiem, nie za mną…
-W końcu się przyznałaś- mocząc usta w alkoholu,
śmiałem się niewesoło sam do siebie. Nie miałem odwagi spojrzeć wprost w Twoje
tęczówki. Nie umiałbym znieść w nich widoku złości, strachu oraz całkowitej
obojętności, co do mnie. Do MNIE. Do mojej duszy, serca, którego tak spory
kawałek dla Ciebie odsłoniłem.
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie- obruszyłaś
się, jakby naprawdę gdzieś Ci się śpieszyło, a ja swoją zwłoką jedynie
potęgowałem Twoje spóźnienie. Gdzie było Ci tak śpieszno? Czemu nie chciałaś po
ludzku wyjaśnić mi czemu to zrobiłaś? Bolało. Wszystko bolało. Tutaj nie
rozchodziło się o serce. Przecież ja go nie posiadałem. Ale bolał. Co
dokładnie? Nie wiem teraz, nie wiedziałem również wtedy. Żołądek? Wątroba?
Niestety nie mam zielonego pojęcia. Wiem jedynie, że to „coś” wierciło w moim
brzuchu ogromną dziurę.
-Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo dałem się
podejść… Przecież to do mnie niepodobne…- wyrażałem głośno swe myśli,
kompletnie Cię ignorując. Chciałem jedynie zapomnieć. Nic więcej. Zapomnieć o
Tobie nawet wtedy, kiedy znajdowałaś się tak blisko mnie…- Jesteś
perfekcjonistką w tym, co robisz…- kolejny raz zaśmiałem się, upijając kolejny
łyk bursztynowego trunku.- Ciekawe ilu było przede mną.
-Chciałam Ci jedynie przypomnieć, że czekam-
odparłaś oschle, nie reagując w ogóle na moje słowa, które mogłaś równie dobrze
potraktować jako zarzuty wobec Ciebie. Ty nie czułaś się winna. Czułaś się
tylko przegrana. Tak, jakbyś podczas gry komputerowej straciła ostatnie życie,
a na ekranie wyświetlił się napis: „Game over”.
-Byłaś taka naiwna, myśląc, że się nie dowiem…-
dopiero wtedy pierwszy raz na Ciebie spojrzałem. Nie widziałem Twojej twarzy,
Anabell. Widziałem potwora, choć ja sam nigdy nie byłem w stosunku do ludzi
jakoś nadzwyczajnie sprawiedliwy czy dobry.
-Naiwny to byłeś Ty. Od początku do samego końca-
zaśmiałaś się gorzko.- Nawet miesięcy sobie dokładnie nie potrafiłeś policzyć,
bo gwarantuję Ci, że gdybyś to zrobił, wiedziałbyś o wiele, wiele, wiele
wcześniej- łatwość, lekkość w wyrażaniu się
w wytykaniu mojej naiwności. Gdzie wtedy podział się Twój strach? Gdzie
paraliż, po którym teraz już nie było nawet najmniejszego śladu? Ja zaś nie
odpowiedziałem nic. Przełykałem jedynie gorzką pigułkę, którą na moim życiu
postawiło życie. Tą pigułką byłaś Ty, Anabell.
-Nadal czekam na odpowiedź- odchrząknęłaś, drążąc
nieustannie tak niewygodny temat. Nie wstydziłaś się swoich czynów, nie
wykazywałaś żadnej skruchy. Głowę podniesioną miałaś do góry, pierś wypiętą do
przodu, a wzrok tak pewny i zdecydowany, że sam zacząłem Ci zazdrościć.
-I wówczas zostawisz mnie na zawsze w spokoju?-
każda chwila zwłoki, była dla mnie bezcenna, bowiem oznaczała chwilę, kiedy
jeszcze lepiej mogę skumulować swoje myśli, jednocześnie ubierając je w słowa.
-Po co pytasz, skoro wiesz?- prychnęłaś, jakbym
właśnie Ci schlebiał, mimo że była to przecież całkowita niedorzeczność.- Nie
będziesz mi już potem potrzebny, to niby po co miałabym Cię nachodzić i szukać?
Jesteś już dla mnie całkiem bezużyteczny, tylko teraz chcę wiedzieć, kto zburzył
mój plan.
-Medycyna- bąknąłem, upijając kolejny łyk
alkoholu.- A przede wszystkim lekarz, który oznajmił mi dziś, że nie mogłem,
nie mogę i nie będę mógł mieć własnych dzieci- spojrzałem na Ciebie twardo,
podczas kiedy Twoja twarz skamieniała. Takiego scenariusza nigdy się nie
spodziewałaś, prawda?- I co? Teraz nic nie powiesz?- parsknąłem cichym
śmiechem, chcąc dać pstryczka w nos temu losowi, który mnie spotkał.
-Mylisz się. Powiem- ocknąwszy się wreszcie, po
raz ostatni spojrzałaś w moje oczy. Współczułaś? Czy to było to uczucie w Twoim
wzroku? Sam nie wiem. Nigdy czegoś takiego nie dostrzegłem. Nie w Twoim
spojrzeniu. Ty przecież nikomu nie umiałaś współczuć. Sama od zawsze czułaś się
najbardziej pokrzywdzona i uważałaś, że to inni powinni współczuć Tobie.
Sytuacja nigdy nie powinna się odwrócić. Czyż właśnie nie tak było?- Cieszę
się, że już nie będę miała okazji oglądać Twojej krzywej facjaty,
Schlierenzauer. Do nie zobaczenia.
***
Gdy
spotkamy na swej drodze zwycięzcę, usłyszymy od Niego: „Było niezwykle trudno,
lecz mimo trudności zadanie okazało się być wykonalne.” Co w takim razie powie
przegrany? Jego odpowiedź jest stosunkowo przewidywalna. „Zadanie było
wykonalne, lecz niestety za trudne”. Ty należałaś do grupy przegranych.
Najzwyczajniej w świecie przegrałaś swoją godność, honor oraz zdradziłaś
szczerość, która dotychczas była Twoim drugim imieniem. Kim byłaś w moich
oczach? Pierwsze określenie, które się nasuwa- oszustka. Owszem, to też.
Jednakże, gdyby szukać głębiej, znalazłbym w sobie cząstkę siebie, która patrzy
na Ciebie jak na człowieka, który pojawia się tak nagle, przewracając moje
życie do góry nogami, mydląc nieustannie oczy, że coś znaczymy, że nasze zdanie
ma znaczenie. Co potem? Potem nastąpi wielkie „bach!”. Zniknęłaś jak gdyby
nigdy nic i po prostu Cię już nie było i nigdy nie będzie. Ale zaraz… Czego ja się spodziewałem? Nie
byłaś przyjaciółką. Nie byłaś kimś, kogo kochałem, bo ja nie umiem w końcu
kochać. Zatem kim byłaś? Dlaczego zmartwiłem się, kiedy rozmyślałem nad Twoją
przyszłością? Czemu martwiłem się o to, czy masz gdzie mieszkać? O to, co teraz
robisz? Naszczęście, to wszystko, co mi doskwierało, znalazło swą odpowiedź.
Stella. To do Niej się udałaś. Tylko w Niej miałaś prawdziwą ostoję. Bo właśnie
tacy są prawdziwi przyjaciele. Nigdy nie odchodzą. Nie oceniają. Szanują.
Zawsze są w gorszych momentach. Wspierają. A co najlepsze, nie istnieją słowa
ani czyny, które zdołałyby wymówić, jak cholernie chcemy im podziękować…
-No to wpadłyśmy…- przyznała bezradnie blondynka.-
Że też musiało paść właśnie na Niego! Plan był idealny… Połknął haczyk już od
samego początku, miał plany na przyszłość związane z Tobą i Maleństwem, a tu…
Klapa…- nerwowo krążyła wokół kanapy, prawdopodobnie zamartwiając się jeszcze
bardziej niż Ty.
-To wszystko przez Ciebie- wydusiłaś przez
zaciśnięte zęby, mierząc złowrogim wzrokiem postać drobnej blondynki.
-Że co?- zatrzymała się momentalnie,
niedowierzając, że słowa tego formatu padły właśnie z Twoich ust. Była pewna,
że wiesz… Że masz świadomość, iż wszystko, co robi, nad czym myśli, ma być z
zyskiem dla Ciebie. Ale nie… Tobie wszystko przesłaniało własne samopoczucie,
które nie należało do kategorii najlepszych.
-To Ty pozwoliłaś mi uwierzyć, że nie jestem na
straconej pozycji! To Ty wymyśliłaś to wszystko! Wszystko, co się w moim życiu
dzieje jest złe i to głównie z Twojego powodu!- wykrzyczałaś głośno, czując
napierające na Twe wnętrze, ciśnienie.
-Wszystko, co robię jest podporządkowane Tobie!
Chcę jedynie Twojego dobra, bo jesteś moją przyjaciółką! Kocham Cię, jak
siostrę!- krzyczała, niemal przez łzy. Co zraniło Ją najbardziej? Pretensje w
Twoim głosie, atak Jej niewinnej osoby…- Gdybym wiedziała, że to się tak
skończy, nie wyskakiwałabym z tym!
-Jasne- prychnęłaś, lecz łzy przyjaciółki zmusiły
Cię do zaprzestania korzystania z krzyku, który de facto nie był żadnym
rozwiązaniem.- Takie sprawy prędzej czy później wychodzą na jaw.
-Przypominam Ci, że to Ty byłaś wykonawczynią tego
wszystkiego! To Ty wmawiałaś Gregorowi, że to Jego dziecko, Ty ciągle się z Nim
kłóciłaś, Ty spieprzyłaś mu relacje z ojcem! I co?! Nagle ja jestem ta
najgorsza?!- wyrzucała z siebie kolejne żale, jakby próbowała usprawiedliwić
się we własnych oczach. Dlaczego? W tej chwili naprawdę zaczęła poczuwać się do
odpowiedzialności za to, co się stało.
-Ale to Ty mi dałaś nadzieję, że wszystko będzie
dobrze!- odpowiedziałaś kolejny raz krzykiem, lecz po chwili zrozumiałaś, że
był to błąd. Emocje są złym doradcą.- To dzięki Tobie poczułam, że mogę być
częścią rodziny, Ty sprawiłaś, że zapragnęłam mieć prawdziwy dom, przez Ciebie
tak cholernie się zawiodłam. I co teraz?! Gdzie ja mam mieszkać?! Nie mam nawet
najdrobniejszych oszczędności, żeby cokolwiek kupić chociażby dla dziecka. Miałam
wszystko, dzięki Tobie, ale to wszystko straciłam- dodałaś półszeptem,
obwiniając Stellę o to, co czułaś. Zawiedzenie. Rozczarowanie. Wewnętrzna
rozpacz z powodu tak beznadziejnej sytuacji egzystencjonalnej.
-Idź… Nie chcę Cię widzieć… Nie wiem, jak można
być tak niewdzięcznym…- wyłkała, po czym opadła na kanapę, chowając twarz w
dłoniach. Pragnęła Cię zrozumieć, pojąć w jakiś sposób, lecz im bardziej się
starała, tym gorzej Jej się to udawało…
-Za późno- bąknęłaś, kierując się w stronę jednego
z pokoi w mieszkaniu Stelli.- Jesteś za mnie teraz odpowiedzialna. Mieszkam u
Ciebie.
Zatem
początek końca nadszedł tak, jak zapowiadałam. ;))
Jestem niezwykle ciekawa, co obstawiacie w dalszych losach bohaterów...
Jak myślicie? Na co teraz powinnam postawić?
Buziaki. ;* ♥
Jestem niezwykle ciekawa, co obstawiacie w dalszych losach bohaterów...
Jak myślicie? Na co teraz powinnam postawić?
Buziaki. ;* ♥
Czytając to pojawiało się u mnie tyle uczuć...
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest taki wspaniały, smutny...
Gregor... Szkoda mi tak bardzo.
Zakochał się w niej, choć nie chce się do tego przyznać.
Stella... Cóż jej tez było mi szkoda.
Ja ją od zawsze lubiłam. No, a Annabel była dla niej troszkę niesprawiedliwa.
Annabel... Dla niej jestem w tym rozdziale na nie...
Była okropna dla Gregora i dla Stel. Wiem, że to dla niej trudny czas, ale mogłaby okazać troszkę uczuć.
Rozdział naprawdę przepiękny.
Kocham twoje opowiadanie.
Mogłabym go czytać i czytać.
No, a propo... To ja jestem na Ciebie obrażona. Tak.
Proszę się tu http://skijumpinglover.blogspot.com zapisać! Już!
Ja miałam Cię nominować na opowiadanie roku. Rozpisywałam się, dlaczego twoje dzieło jest najlepsze, a tu co? Nie ma Cię tam.
Byłaś moją faworytką! Nie mam kogo teraz nominować.
Masz się zapisać i następnym razem to zrobię, :)
I wygrasz. :D
Pozdrawiam
Anahi
Och no nie ! A tak lubiłam te ich sprzeczki ! Gregor , ty ty ajj nie wiem jak to ująć. Nie mogłeś delikatniej? Nie no oczywiście, faceci. Z drugiej strony zostałby odpowiedzialny za nie swoje dzieci. Ale przecież "wszystkie dzieci nasze są". Cudo :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D podziwiam cię że tak szybko wstawiasz rozdziały :D ja niestety nie mam czasu ... Moze jednak w weekend się coś pojawi dlatego zapraszam :)
OdpowiedzUsuńHej, hej :*
OdpowiedzUsuńNo więc tak, na początku rozdziału w ogóle zdziwiłam się, że to już... że tak szybko Gregor dowie się prawdy...
Spodziewałam się już prędzej, że policzył te miesiące, czy coś w tym stylu, ale, że jest bezpłodny? Zaskoczyłaś! I podejrzewam, że nie tylko mnie...
Jak czytałam rozmowę Anabell ze Stellą to prawdę mówiąc było mi jej trochę żal... można powiedzieć, że jest egoistką, bo to jak się odnosiła do swojej przyjaciółki, według mnie było może nawet karygodne...
Co do dalszych losów bohaterów, to nie mam pojęcia co się stanie, a nawet co mogłoby się stać...
Na pewno się spotkają, coś ich pewnie połączy, po drodze napotkają kilka przeszkód, a jaki będzie finał to się okaże :*
Pozdrawiam :*
Ol-la
Ja myślę, że oni spotkają się przypadkiem, potem coś ją przetrąci/wytrąci/potrąci i Gregor przyleci do niej do szpitala xd Żartuje. Nie wiem co się stanie.... Nie mam pojęcia, ale czekam zaintrygowana tym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńWiem, ze uwazaja wszyscy Anabell za zolze, ale mnire ona intryguje. Ciekawi mnie, co dalej :)
OdpowiedzUsuńJestem kochana, jak zwykle spóźniona, ale jestem. ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowite... ♥
Czytając ten rozdział miałam ciarki na plecach. Naprawdę. Szczerze powiedziawszy po tym rozdziale chyba po raz pierwszy stanęłabym po stronie Anabell. Myślę, że teraz, kiedy straciła tak wiele dojrzeje do pewnych spraw. Myślę też, że u boku Gregora nauczyła się kochać, choć sama nie potrafi się do tego przyznać sama przed sobą. Myślę też, że skoro zaznała miłości, chciałaby być kochana. Teraz kiedy możliwość stworzenia prawdziwej rodziny, tak jak chciała tego Anabell, legła w gruzach dziewczynie będzie ciężką ją odbudować.
Co do Gregora... Nie chcę go usprawiedliwiać, ale muszę. Nic nie usprawiedliwi podniesienia ręki na kobietę, a tym bardziej ciężarną kobietę. Jednak zastanawiając się nad tym, jak zareagowałaby na coś takiego reszta społeczeństwa, nie mam wątpliwości, że chociażby połowa, obrałaby drogę skoczka bądź też jeszcze gorszą. Uważam, że Gregor także nauczył się kochać. Dość skrupulatnie ukrywa to przed sobą, ale myślę, że jest to tylko i wyłącznie kwestia czasu, nim zatęskni za dziewczyną.
Namieszałaś kochana, ale już przywykłam, że Ty nie potrafisz inaczej. ;) Zawsze musisz zrzucić bombę. :)
Czekam na następny rozdział! :*
Buziaki ♥
Rozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńNo nie źle , kłamstwo ma krótkie nogi i myślę, że wcześniej czy później by się to wydało .
Jednak dzięki temu oboje się czegoś nauczyli , odpowiedzialność to chyba właściwe słowo .
Annabel została sama , nie dziwię się, że Gregor tak zareagował myślę, że każdy by się tak zachował .
Gregor dzięki całej tej sytuacji nauczył się kochać i tak naprawdę zależy mu na Annabel .
Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów tak więc czekam nn :*
Pozdrawiam <3
ŁOŁ Gregor jest bezpłodny?! Świetnie to wymyśliłaś i to, że w taki sposób się dowiedział :D
OdpowiedzUsuńNa co powinnaś teraz postawić? Nie wiem. Może przesunąć akcję o kilka lat do przodu, gdy dzieci będą miały z cztery-pięć lat ;) Było by ciekawie, gdyby po tak długiej przerwie się spotkali :D
Buziaki ;*
o matko, ale się porobiło...
OdpowiedzUsuńja wiem, że to się wszystko ułoży i będzie już tylko dobrze :)
krótko, bo piszę rozdział u siebie.
pozdrawiam serdecznie :*
weny!
Jak zawsze spóźniona, przepraszam ;c
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, przyznaje się bez bicia ;)
Rozdział jak zawsze cudowny <3
I nie mogę się doczekać kolejnego ;)
Buziaki ;*