wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 8.: „I tu nie chodzi o to, czy się gniewam. Nie gniewam się. Ja tylko czuję się jak oszukane dziecko, któremu obiecali lizaka, potem mu go pokazali i powiedzieli, że nigdy go nie dostanie.”




Zdrada… Każdy może sobie na nią pozwolić. Jednakże, co każdemu nasuwa się na myśl jako pierwsze skojarzenie, gdy usłyszy słowo „zdrada”? Przeciętnemu polskiemu Kowalskiemu, skojarzy się zdrada fizyczna w związku. Każdy będzie w tym już widział koniec „czegoś”. Nie jest wiadome czego, bo to że zakończy pewien etap związku jest pewne. Ale jest coś jeszcze… Coś kruchego, czego początkiem końca może być właśnie zdrada. Osoba zdradzająca? Czy ją jakoś możemy scharakteryzować? A owszem. Otóż, osoba, która świadomie dopuściła się zdrady uaktywnia jedynie swe samolubstwo. Działa jedynie po to, aby wzbogacić swego ducha. Nie myśli o drugiej, ukochanej osobie… Zakłada maskę, którą stara się urealnić osobę perfekcyjną, odpowiadającą swym ideałom. Chce pokazać na ile ją stać. Staje się kimś zupełnie obcym. Obcym nawet dla siebie samego… Jak się czułaś? Odpowiedz! Jak się czułaś, nieustannie mnie oszukując?! Jak się czułaś ciągle mnie zwodząc?! Jak się czułaś, widząc, że z dnia na dzień nasze dziecko jest dla mnie coraz ważniejsze?! Zdradzony… Tak, dokładnie. Tak się czułem. Czułem się zdradzony. Nic nie mogę na to poradzić, niestety… Ale nie rozumiałem jednego. Jak mogłem się tak czuć, skoro faktycznie zostałaś mi wierna? Dopiero tego dnia zrozumiałem, że zdrada to nie tylko fizycznie zbliżenie dwóch kochanków. To przede wszystkim to cholerne poczucie, że jest się bezwartościowym. Że przez tak długi czas dało się zwodzić. Że pokochało się złudzenie. Pokochało się myśli, które dotyczyły tego „czegoś”. Że to tylko istniało w naszej głowie. Że to jedynie wyidealizowane do granic możliwości wyobrażenia… I wtedy nadchodzi wielkie: BUM! Stykamy się z rzeczywistością. Zdejmujemy okulary. Rozglądamy się wokoło. Zerkamy wewnątrz duszy tego, który żyje tuż obok nas i co widzimy? Nic innego, niżeli inny, bezbarwny, monotonny świat, który opiera się jedynie na kłamstwie. Oszustwie i braku uczuć… 

-Wreszcie wróciłeś- usłyszałem Twój beztroski głos, wchodząc do przestronnej sypialni.- Tęskniłam- szepnęłaś na moje ucho, kocim ruchem zbliżając się do mnie. Oplotłaś moją szyję rękami, pieszcząc skórę czułymi pocałunkami. Ja nie reagowałem na Twoje gesty. Skamieniałem. Każdy mięsień mojego ciała został napięty do granic możliwości. Nie wiem czy zauważyłaś, ale dłonie zaciśnięte miałem w pięści. Wewnątrz mnie- walka. Wojna, niosąca jedynie ogromne niszczenia.
-Nie dotykaj mnie- wycedziłem w końcu, lecz nie wykonałem żadnego zdecydowanego ruchu, by faktycznie uniemożliwić sobie odczuwanie ciepła Twojej skóry oraz malinowych ust na moim obojczyku.
-Dlaczego jesteś taki spięty?- szepnęłaś, opierając głowę o moje ramię. Nie znałem siebie. Nie znałem własnych myśli. Sam właściwie nie wiedziałem kim jestem ani jak znalazłem się na tym zakręcie życiowym. Dlatego też, sam nie umiałem odpowiedzieć sobie na pytanie, co zrobić, aby stracić Cię z oczu. Żeby nie czuć Twojego zapachu, dotyku, ciepła, do którego wbrew własnej woli, przywykłem.
-Bo nie codziennie człowiek dowiaduje się, że został zwyczajnie oszukany. Okłamany w najbardziej podły sposób- wykrztusiłem, na krótką chwilę ukrywając twarz w dłoniach. Miałem ochotę krzyczeć, miałem ochotę płakać. Jednakże na ani to, ani to nie było mnie w tej chwili stać.
-Kto Cię okłamał?- nawet nie zauważyłem, jak w krótkiej chwili usiadłaś na moich kolanach, ujmując moją twarz w swe drobne dłonie. Patrzyłaś zmieszana wprost w moje tęczówki, najwyraźniej nie potrafiąc z nich kompletnie nic rozszyfrować.- Co się dzieje? Przecież Ty się nie łamiesz przy byle okazji- wygięłaś usta w krzywy uśmiech, mający zapewne dodać mi trochę otuchy. Cóż… Przy innych okolicznościach, doceniłbym to. Ale teraz? Teraz nic nie miało znaczenia, a Ty stawałaś się w moich oczach coraz większym potworem.
-Zapytam ostatni raz: czy te dzieci są moje?!-obserwowałem Cię z drugiego kąta pokoju, szukając jeszcze nadziei. Sam nie wiem czego miałaby ona dotyczyć. Miałem nadzieję, choć sam nie wiedziałem na co. Dziwne, nieprawdaż? Ale człowiek, stojący na krawędzi, szuka nadziei we wszystkim. Przede wszystkim, robi to całkiem nieświadomie…
-Myślałam, że ten etap mamy już za sobą. Przecież to jasne, że Ty jesteś ich ojcem- gładziłaś z wyczuciem uwypuklenie pomiędzy biodrami, kryjąc przerażenie w niebieskich tęczówkach. Ale ja widziałem… Poznałem prawdę, mimo że sama się jej wyparłaś. Poznałem się na Tobie. Owszem, byłaś szczera do bólu. Czasem było to cholerne kłopotliwe i działające zdecydowanie na niekorzyść, nie tylko Twoją, ale posiadało jedną, zasadniczą zaletę. Nie potrafiłaś kłamać…
-Masz mnie za idiotę?!- zdobyłem się w końcu na krzyk, jednocześnie pod wpływem impulsu, policzkując Cię. Nie pozostałaś obojętna. Najwidoczniej zrozumiałaś dosadnie do czego dążyłem. Natychmiastowo wstałaś, stając tuż obok mnie. Zaskakująco blisko, jak na osobę, która właśnie Cię uderzyła…
-Dawaj! No dawaj! Drugi raz! Czekam na powtórkę!- wyraźnie podstawiając się pod moją pięść, krzyczałaś wprost na moją twarz. Odwaga oraz brak zakłopotania, czyli Twoja iskierka zarezerwowana tylko i wyłącznie dla Ciebie, rozbłysła w Twym oku.
-Zejdź mi z oczu! Natychmiast! Rozumiesz?! Nie chcę Cię widzieć, szmato!- krzyczałem, lecz zdołałem się opanować. Powstrzymałem się. Nie uniosłem ręki nawet na milimetr, a taką miałem na to ochotę. Zresztą… Przyznam Ci się, że wcześniej właśnie tak bym zrobił. Kiedyś. Nie teraz. Zmieniłem się i czułem tą zmianę w swoim wnętrzu. Wiesz kto mnie zmienił? Zmienił na lepsze? Paradoksalnie, właśnie Twoja osoba.
-Nie waż się mnie tak nazywać- wycedziłaś przez zaciśnięte zęby. Wiesz, że właśnie w tym momencie mogłem z łatwością oglądać strach w Twoich oczach? Z sekundy na sekundę wypełniał Cię coraz bardziej. Stałaś się jednym, wielkim strachem. Znikało wszystko, co w sobie posiadałaś, ustępując miejsce właśnie przerażeniu. Nie dziwię się. Znajdowałaś się właśnie w fatalnym położeniu.
-A jak inaczej można Cię nazwać?!- a jednak. Nie wytrzymałem. Popchnąłem Cię z impetem na łóżko, lecz to  tak był najmniejszy w skutkach dla Ciebie, odruch.- Jak inaczej można nazywać kogoś, kto wrobił mnie w cudze dziecko?!
-Przerabialiśmy to tysiąc razy!- pisnęłaś, natychmiastowo podnosząc się na równe nogi. Patrzyłaś przymrużonym wzrokiem wprost w moje oczy. Nie zbliżałaś się do mnie jeszcze bardziej. Teraz bałaś się mojej siły, która może znaleźć swe ujście na Twoim ciele. I słusznie.- Ile razy mam Ci powtarzać to samo?! Przecież nie kłóciłabym się z Tobą o to różowe szajstwo w pokoju dziecięcym, jeśli by mi nie zależało na dzieciach i ich ojcu! Co Cię znowu naszło?
-Nie kłam! Stajesz się coraz bardziej żałosna!- nie chciałem dłużej na Ciebie patrzeć. Nie mogłem znieść widoku, jak pogrążasz się jeszcze bardziej. Nie mogłem patrzeć na to, że w swym łonie masz to, co ja chciałbym mieć na swoją własność za nie tak długi czas…
-Masz gorsze humorki, Schlierenzauer, niżeli ja! A ja mam na to wytłumaczenia, bo jestem w ciąży- poczłapałaś leniwie za mną, ociężale stawiając każdy krok. Najcięższą kulą u nogi z jaką przyszło Ci się spotkać, był właśnie strach.
-Wynoś się z mojego domu!- krzyczałem, rozrzucając wszędzie rzeczy należące do Ciebie. Furiat- jedyne określenie, które w pełni określiłoby mnie na tę chwilę.- Nie chcę Cię widzieć! Nie masz prawa nawet na ulicy wejść mi w drogę? Rozumiesz?!- krzyczałem, łapiąc Cię za ramiona, aby moje słowa jak najlepiej zapadły w Twojej pamięci.
-A proszę bardzo!- prychnęłaś, oswobadzając się spod mojej opresji.- Ale zapewniam Cię, że nie wywiniesz się z odpowiedzialności!- mówiłaś głośno i wyraźnie, lecz nie krzyczałaś. Jednocześnie zbierałaś w szybkim tempie swoje rzeczy, wiedząc co Cie teraz czeka.
-Zamilcz! Nie chcę słyszeć o tym bękarcie niczego więcej!- tak strasznie kłuła w serce i oczy świadomość, że będę musiał pozbyć się czegoś, co miało zmienić moje życie i mnie na lepsze. Cisza. Ty nic nie mówiłaś, a jedynie nadal niezdarnie zbierałaś swoje rzeczy. Czułem Twój strach nawet na mojej osobie. Czułem, jak zerkasz na mnie kątem oka, poszukując odpowiedzi, która jakże pobudzała Twoją ciekawość. Czułem paraliż, rozlewający się wzdłuż Twojego ciała.
-Jak się dowiedziałeś?- wydusiłaś w końcu. Stałaś z walizką przede mną, starannie zakrywając drobne łzy pod powiekami. Wiesz, co jeszcze potrafiło we mnie uderzyć? Sama świadomość, że płaczesz za moim majątkiem, nie za mną…
-W końcu się przyznałaś- mocząc usta w alkoholu, śmiałem się niewesoło sam do siebie. Nie miałem odwagi spojrzeć wprost w Twoje tęczówki. Nie umiałbym znieść w nich widoku złości, strachu oraz całkowitej obojętności, co do mnie. Do MNIE. Do mojej duszy, serca, którego tak spory kawałek dla Ciebie odsłoniłem.
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie- obruszyłaś się, jakby naprawdę gdzieś Ci się śpieszyło, a ja swoją zwłoką jedynie potęgowałem Twoje spóźnienie. Gdzie było Ci tak śpieszno? Czemu nie chciałaś po ludzku wyjaśnić mi czemu to zrobiłaś? Bolało. Wszystko bolało. Tutaj nie rozchodziło się o serce. Przecież ja go nie posiadałem. Ale bolał. Co dokładnie? Nie wiem teraz, nie wiedziałem również wtedy. Żołądek? Wątroba? Niestety nie mam zielonego pojęcia. Wiem jedynie, że to „coś” wierciło w moim brzuchu ogromną dziurę.
-Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo dałem się podejść… Przecież to do mnie niepodobne…- wyrażałem głośno swe myśli, kompletnie Cię ignorując. Chciałem jedynie zapomnieć. Nic więcej. Zapomnieć o Tobie nawet wtedy, kiedy znajdowałaś się tak blisko mnie…- Jesteś perfekcjonistką w tym, co robisz…- kolejny raz zaśmiałem się, upijając kolejny łyk bursztynowego trunku.- Ciekawe ilu było przede mną.
-Chciałam Ci jedynie przypomnieć, że czekam- odparłaś oschle, nie reagując w ogóle na moje słowa, które mogłaś równie dobrze potraktować jako zarzuty wobec Ciebie. Ty nie czułaś się winna. Czułaś się tylko przegrana. Tak, jakbyś podczas gry komputerowej straciła ostatnie życie, a na ekranie wyświetlił się napis: „Game over”.
-Byłaś taka naiwna, myśląc, że się nie dowiem…- dopiero wtedy pierwszy raz na Ciebie spojrzałem. Nie widziałem Twojej twarzy, Anabell. Widziałem potwora, choć ja sam nigdy nie byłem w stosunku do ludzi jakoś nadzwyczajnie sprawiedliwy czy dobry.
-Naiwny to byłeś Ty. Od początku do samego końca- zaśmiałaś się gorzko.- Nawet miesięcy sobie dokładnie nie potrafiłeś policzyć, bo gwarantuję Ci, że gdybyś to zrobił, wiedziałbyś o wiele, wiele, wiele wcześniej- łatwość, lekkość w wyrażaniu się  w wytykaniu mojej naiwności. Gdzie wtedy podział się Twój strach? Gdzie paraliż, po którym teraz już nie było nawet najmniejszego śladu? Ja zaś nie odpowiedziałem nic. Przełykałem jedynie gorzką pigułkę, którą na moim życiu postawiło życie. Tą pigułką byłaś Ty, Anabell.
-Nadal czekam na odpowiedź- odchrząknęłaś, drążąc nieustannie tak niewygodny temat. Nie wstydziłaś się swoich czynów, nie wykazywałaś żadnej skruchy. Głowę podniesioną miałaś do góry, pierś wypiętą do przodu, a wzrok tak pewny i zdecydowany, że sam zacząłem Ci zazdrościć.
-I wówczas zostawisz mnie na zawsze w spokoju?- każda chwila zwłoki, była dla mnie bezcenna, bowiem oznaczała chwilę, kiedy jeszcze lepiej mogę skumulować swoje myśli, jednocześnie ubierając je w słowa.
-Po co pytasz, skoro wiesz?- prychnęłaś, jakbym właśnie Ci schlebiał, mimo że była to przecież całkowita niedorzeczność.- Nie będziesz mi już potem potrzebny, to niby po co miałabym Cię nachodzić i szukać? Jesteś już dla mnie całkiem bezużyteczny, tylko teraz chcę wiedzieć, kto zburzył mój plan.
-Medycyna- bąknąłem, upijając kolejny łyk alkoholu.- A przede wszystkim lekarz, który oznajmił mi dziś, że nie mogłem, nie mogę i nie będę mógł mieć własnych dzieci- spojrzałem na Ciebie twardo, podczas kiedy Twoja twarz skamieniała. Takiego scenariusza nigdy się nie spodziewałaś, prawda?- I co? Teraz nic nie powiesz?- parsknąłem cichym śmiechem, chcąc dać pstryczka w nos temu losowi, który mnie spotkał.
-Mylisz się. Powiem- ocknąwszy się wreszcie, po raz ostatni spojrzałaś w moje oczy. Współczułaś? Czy to było to uczucie w Twoim wzroku? Sam nie wiem. Nigdy czegoś takiego nie dostrzegłem. Nie w Twoim spojrzeniu. Ty przecież nikomu nie umiałaś współczuć. Sama od zawsze czułaś się najbardziej pokrzywdzona i uważałaś, że to inni powinni współczuć Tobie. Sytuacja nigdy nie powinna się odwrócić. Czyż właśnie nie tak było?- Cieszę się, że już nie będę miała okazji oglądać Twojej krzywej facjaty, Schlierenzauer. Do nie zobaczenia. 

***

         Gdy spotkamy na swej drodze zwycięzcę, usłyszymy od Niego: „Było niezwykle trudno, lecz mimo trudności zadanie okazało się być wykonalne.” Co w takim razie powie przegrany? Jego odpowiedź jest stosunkowo przewidywalna. „Zadanie było wykonalne, lecz niestety za trudne”. Ty należałaś do grupy przegranych. Najzwyczajniej w świecie przegrałaś swoją godność, honor oraz zdradziłaś szczerość, która dotychczas była Twoim drugim imieniem. Kim byłaś w moich oczach? Pierwsze określenie, które się nasuwa- oszustka. Owszem, to też. Jednakże, gdyby szukać głębiej, znalazłbym w sobie cząstkę siebie, która patrzy na Ciebie jak na człowieka, który pojawia się tak nagle, przewracając moje życie do góry nogami, mydląc nieustannie oczy, że coś znaczymy, że nasze zdanie ma znaczenie. Co potem? Potem nastąpi wielkie „bach!”. Zniknęłaś jak gdyby nigdy nic i po prostu Cię już nie było i nigdy nie będzie.  Ale zaraz… Czego ja się spodziewałem? Nie byłaś przyjaciółką. Nie byłaś kimś, kogo kochałem, bo ja nie umiem w końcu kochać. Zatem kim byłaś? Dlaczego zmartwiłem się, kiedy rozmyślałem nad Twoją przyszłością? Czemu martwiłem się o to, czy masz gdzie mieszkać? O to, co teraz robisz? Naszczęście, to wszystko, co mi doskwierało, znalazło swą odpowiedź. Stella. To do Niej się udałaś. Tylko w Niej miałaś prawdziwą ostoję. Bo właśnie tacy są prawdziwi przyjaciele. Nigdy nie odchodzą. Nie oceniają. Szanują. Zawsze są w gorszych momentach. Wspierają. A co najlepsze, nie istnieją słowa ani czyny, które zdołałyby wymówić, jak cholernie chcemy im podziękować…

-No to wpadłyśmy…- przyznała bezradnie blondynka.- Że też musiało paść właśnie na Niego! Plan był idealny… Połknął haczyk już od samego początku, miał plany na przyszłość związane z Tobą i Maleństwem, a tu… Klapa…- nerwowo krążyła wokół kanapy, prawdopodobnie zamartwiając się jeszcze bardziej niż Ty.
-To wszystko przez Ciebie- wydusiłaś przez zaciśnięte zęby, mierząc złowrogim wzrokiem postać drobnej blondynki.
-Że co?- zatrzymała się momentalnie, niedowierzając, że słowa tego formatu padły właśnie z Twoich ust. Była pewna, że wiesz… Że masz świadomość, iż wszystko, co robi, nad czym myśli, ma być z zyskiem dla Ciebie. Ale nie… Tobie wszystko przesłaniało własne samopoczucie, które nie należało do kategorii najlepszych.
-To Ty pozwoliłaś mi uwierzyć, że nie jestem na straconej pozycji! To Ty wymyśliłaś to wszystko! Wszystko, co się w moim życiu dzieje jest złe i to głównie z Twojego powodu!- wykrzyczałaś głośno, czując napierające na Twe wnętrze, ciśnienie.
-Wszystko, co robię jest podporządkowane Tobie! Chcę jedynie Twojego dobra, bo jesteś moją przyjaciółką! Kocham Cię, jak siostrę!- krzyczała, niemal przez łzy. Co zraniło Ją najbardziej? Pretensje w Twoim głosie, atak Jej niewinnej osoby…- Gdybym wiedziała, że to się tak skończy, nie wyskakiwałabym z tym!
-Jasne- prychnęłaś, lecz łzy przyjaciółki zmusiły Cię do zaprzestania korzystania z krzyku, który de facto nie był żadnym rozwiązaniem.- Takie sprawy prędzej czy później wychodzą na jaw.
-Przypominam Ci, że to Ty byłaś wykonawczynią tego wszystkiego! To Ty wmawiałaś Gregorowi, że to Jego dziecko, Ty ciągle się z Nim kłóciłaś, Ty spieprzyłaś mu relacje z ojcem! I co?! Nagle ja jestem ta najgorsza?!- wyrzucała z siebie kolejne żale, jakby próbowała usprawiedliwić się we własnych oczach. Dlaczego? W tej chwili naprawdę zaczęła poczuwać się do odpowiedzialności za to, co się stało.
-Ale to Ty mi dałaś nadzieję, że wszystko będzie dobrze!- odpowiedziałaś kolejny raz krzykiem, lecz po chwili zrozumiałaś, że był to błąd. Emocje są złym doradcą.- To dzięki Tobie poczułam, że mogę być częścią rodziny, Ty sprawiłaś, że zapragnęłam mieć prawdziwy dom, przez Ciebie tak cholernie się zawiodłam. I co teraz?! Gdzie ja mam mieszkać?! Nie mam nawet najdrobniejszych oszczędności, żeby cokolwiek kupić chociażby dla dziecka. Miałam wszystko, dzięki Tobie, ale to wszystko straciłam- dodałaś półszeptem, obwiniając Stellę o to, co czułaś. Zawiedzenie. Rozczarowanie. Wewnętrzna rozpacz z powodu tak beznadziejnej sytuacji egzystencjonalnej.
-Idź… Nie chcę Cię widzieć… Nie wiem, jak można być tak niewdzięcznym…- wyłkała, po czym opadła na kanapę, chowając twarz w dłoniach. Pragnęła Cię zrozumieć, pojąć w jakiś sposób, lecz im bardziej się starała, tym gorzej  Jej się to udawało…
-Za późno- bąknęłaś, kierując się w stronę jednego z pokoi w mieszkaniu Stelli.- Jesteś za mnie teraz odpowiedzialna. Mieszkam u Ciebie.


Zatem początek końca nadszedł tak, jak zapowiadałam. ;))
Jestem niezwykle ciekawa, co obstawiacie w dalszych losach bohaterów...
Jak myślicie? Na co teraz powinnam postawić? 
Buziaki. ;* ♥



11 komentarzy:

  1. Czytając to pojawiało się u mnie tyle uczuć...
    Ten rozdział jest taki wspaniały, smutny...
    Gregor... Szkoda mi tak bardzo.
    Zakochał się w niej, choć nie chce się do tego przyznać.
    Stella... Cóż jej tez było mi szkoda.
    Ja ją od zawsze lubiłam. No, a Annabel była dla niej troszkę niesprawiedliwa.
    Annabel... Dla niej jestem w tym rozdziale na nie...
    Była okropna dla Gregora i dla Stel. Wiem, że to dla niej trudny czas, ale mogłaby okazać troszkę uczuć.
    Rozdział naprawdę przepiękny.
    Kocham twoje opowiadanie.
    Mogłabym go czytać i czytać.
    No, a propo... To ja jestem na Ciebie obrażona. Tak.
    Proszę się tu http://skijumpinglover.blogspot.com zapisać! Już!
    Ja miałam Cię nominować na opowiadanie roku. Rozpisywałam się, dlaczego twoje dzieło jest najlepsze, a tu co? Nie ma Cię tam.
    Byłaś moją faworytką! Nie mam kogo teraz nominować.
    Masz się zapisać i następnym razem to zrobię, :)
    I wygrasz. :D

    Pozdrawiam
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  2. Och no nie ! A tak lubiłam te ich sprzeczki ! Gregor , ty ty ajj nie wiem jak to ująć. Nie mogłeś delikatniej? Nie no oczywiście, faceci. Z drugiej strony zostałby odpowiedzialny za nie swoje dzieci. Ale przecież "wszystkie dzieci nasze są". Cudo :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :D podziwiam cię że tak szybko wstawiasz rozdziały :D ja niestety nie mam czasu ... Moze jednak w weekend się coś pojawi dlatego zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, hej :*
    No więc tak, na początku rozdziału w ogóle zdziwiłam się, że to już... że tak szybko Gregor dowie się prawdy...
    Spodziewałam się już prędzej, że policzył te miesiące, czy coś w tym stylu, ale, że jest bezpłodny? Zaskoczyłaś! I podejrzewam, że nie tylko mnie...
    Jak czytałam rozmowę Anabell ze Stellą to prawdę mówiąc było mi jej trochę żal... można powiedzieć, że jest egoistką, bo to jak się odnosiła do swojej przyjaciółki, według mnie było może nawet karygodne...
    Co do dalszych losów bohaterów, to nie mam pojęcia co się stanie, a nawet co mogłoby się stać...
    Na pewno się spotkają, coś ich pewnie połączy, po drodze napotkają kilka przeszkód, a jaki będzie finał to się okaże :*

    Pozdrawiam :*
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja myślę, że oni spotkają się przypadkiem, potem coś ją przetrąci/wytrąci/potrąci i Gregor przyleci do niej do szpitala xd Żartuje. Nie wiem co się stanie.... Nie mam pojęcia, ale czekam zaintrygowana tym rozdziałem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, ze uwazaja wszyscy Anabell za zolze, ale mnire ona intryguje. Ciekawi mnie, co dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem kochana, jak zwykle spóźniona, ale jestem. ;)
    Niesamowite... ♥
    Czytając ten rozdział miałam ciarki na plecach. Naprawdę. Szczerze powiedziawszy po tym rozdziale chyba po raz pierwszy stanęłabym po stronie Anabell. Myślę, że teraz, kiedy straciła tak wiele dojrzeje do pewnych spraw. Myślę też, że u boku Gregora nauczyła się kochać, choć sama nie potrafi się do tego przyznać sama przed sobą. Myślę też, że skoro zaznała miłości, chciałaby być kochana. Teraz kiedy możliwość stworzenia prawdziwej rodziny, tak jak chciała tego Anabell, legła w gruzach dziewczynie będzie ciężką ją odbudować.
    Co do Gregora... Nie chcę go usprawiedliwiać, ale muszę. Nic nie usprawiedliwi podniesienia ręki na kobietę, a tym bardziej ciężarną kobietę. Jednak zastanawiając się nad tym, jak zareagowałaby na coś takiego reszta społeczeństwa, nie mam wątpliwości, że chociażby połowa, obrałaby drogę skoczka bądź też jeszcze gorszą. Uważam, że Gregor także nauczył się kochać. Dość skrupulatnie ukrywa to przed sobą, ale myślę, że jest to tylko i wyłącznie kwestia czasu, nim zatęskni za dziewczyną.
    Namieszałaś kochana, ale już przywykłam, że Ty nie potrafisz inaczej. ;) Zawsze musisz zrzucić bombę. :)
    Czekam na następny rozdział! :*
    Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział cudowny <3
    No nie źle , kłamstwo ma krótkie nogi i myślę, że wcześniej czy później by się to wydało .
    Jednak dzięki temu oboje się czegoś nauczyli , odpowiedzialność to chyba właściwe słowo .
    Annabel została sama , nie dziwię się, że Gregor tak zareagował myślę, że każdy by się tak zachował .
    Gregor dzięki całej tej sytuacji nauczył się kochać i tak naprawdę zależy mu na Annabel .
    Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów tak więc czekam nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. ŁOŁ Gregor jest bezpłodny?! Świetnie to wymyśliłaś i to, że w taki sposób się dowiedział :D
    Na co powinnaś teraz postawić? Nie wiem. Może przesunąć akcję o kilka lat do przodu, gdy dzieci będą miały z cztery-pięć lat ;) Było by ciekawie, gdyby po tak długiej przerwie się spotkali :D
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. o matko, ale się porobiło...

    ja wiem, że to się wszystko ułoży i będzie już tylko dobrze :)

    krótko, bo piszę rozdział u siebie.

    pozdrawiam serdecznie :*

    weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zawsze spóźniona, przepraszam ;c
    Nie spodziewałam się, przyznaje się bez bicia ;)
    Rozdział jak zawsze cudowny <3
    I nie mogę się doczekać kolejnego ;)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń