Za
każdym razem, kiedy mamy okazję, należy tańczyć jakby nikt Nas nie widział.
Śpiewajmy na całe gardło, jak gdyby nikt nas nie słyszał! Uczmy się kochać w
taki sposób, jakby nikt nigdy nas nie zranił. Żyjmy, jakby jutra miało nie być.
Każdego dnia dajmy z siebie ponad sto procent, aby nie żałować nawet kilku
chwil z życia. Bądźmy szczęśliwi! Uczmy się żyć w taki sposób, drobnymi krokami
wdrążając dane postanowienia w codzienność. Szczęście przecież przychodzi
wtedy, gdy przestajemy narzekać na problemy, które są ciągle obecne w naszym
życiu i kiedy zaczynamy doceniać jak wiele mamy już za sobą. Co mamy przy
sobie. Teraz. W tej chwili. Nie kiedyś. Nawet nie kilka sekund temu. Teraz!
Nawet jeśli czasem wszystko do końca nie idzie po naszej myśli, a każdy dzień
przeplata kilka porażek, nie zawracajmy sobie tym zbytnio głowy! Owszem, to
niełatwe, lecz przynamniej próbujmy. Starajmy się za wszelką cenę! Każda
życiowa porażka w końcu wzmacnia, każda wylana łza czegoś uczy. Możemy być
wredni bądź złośliwi, ale wiedzmy w głębi swojej duszy, co tak naprawdę jest
dla Nas dobre i walczmy o to, nie patrząc na skutki! Priorytetem jest przecież
fakt, byśmy byli szczęśliwi… Nic więcej… A co kryje się za szczęściem?
Najczęściej ludzie wypełniający naszą codzienność. Nadający jej jakiś smaczek,
bez którego trudno żyć. Bez którego życie staje się najzwyczajniej nudne.
Czasem są to wieloletnie znajomości, bywa nawet, że kilkudniowe, lecz liczy się
tylko jedno. Przeznaczenie, którym jest dla nas ta osoba. Jeżeli już się
spotkaliśmy, tak łatwo się nie rozstaniemy… Dlaczego? Bo to część planu naszego
życia.
-O, mamo…- syknęłaś z bólu, podnosząc ślamazarnie
głowę. Rozglądałaś się krótką chwilę po nieznajomym dla Ciebie mieszkaniu,
usilnie próbując przypomnieć sobie wydarzenia z dnia wczorajszego. Alkohol
jednak robi swoje… Film urwał Ci się już w połowie wieczoru, a reszty przebieg
imprezy był dla Ciebie jedynie wielką niewiadomą.- Gdzie… Co… O, nie…- dukałaś
ledwo, składając poszczególne elementy
układanki, które właśnie wędrowały do Twej głowy.- Wstawaj, idioto!-
wrzasnęłaś, budząc mnie przy tym w niemiłosiernie brutalny sposób. Również nie
należałem do grona abstynentów, podczas wczorajszego wieczoru…
-Wybacz, ale idiotę, to sobie wypraszam- bąknąłem
pod nosem, pocierając niezdarnie swoje oczy.- O co Ci chodzi? Streszczaj się,
bo przydałoby mi się jeszcze kilka godzin snu- dodałem, jedynie swymi słowami
Cię rozdrażniając.-Mam jeszcze dziś trening.
-Ty, świnio!- wrzasnęłaś jeszcze głośniej niż
wcześniej, jednocześnie zrzucając mnie z łóżka na zimną posadzkę.- Najpierw
mnie wykorzystałeś, kiedy byłam kompletnie zalana, a teraz masz śmiałość w
ogóle tak się do mnie odnosić?!- drążyłaś dalej, tym razem patrząc na mnie z
łóżka.
-Niech Pani pozwoli, ale ponownie udam się na
spoczynek- burknąłem z sarkazmem, z powrotem wracając do ciepłego posłania.
-I tylko tyle?!- krzyknęłaś ponownie, z impetem
kolejny raz zrzucając mnie z łóżka, co i również nie obeszło się bez mojego
rozdrażnienia oraz samej interwencji.
-Czego Ty ode mnie oczekujesz, wariatko?!-
wrzasnąłem, zrównując się z Twoim spojrzeniem.- Ślubu?!
-Wariatko?!- zdołałaś mnie przekrzyczeć, rzucając
się na mnie z pięściami. Tak, od zawsze miałaś temperament. Zawsze, kiedy przed
oczyma stanie mi scena, kiedy to próbujesz zrobić ze mnie grzecznego chłopca
swoimi drobnymi pięściami, uśmiech sam mimowolnie wkrada się na moje usta, tak
jak teraz.- Ja Ci dam wariatkę, idioto!- krzyczałaś pomiędzy kolejnymi ciosami,
które wymierzałaś w mój tors.
-Ty naprawdę jesteś jakaś nienormalna!- odsunąłem
się gwałtownie od Ciebie. Od samego początku różniłaś się od pozostałych… Nigdy
wcześniej nie spotkałem się z taką reakcją, naprawdę.- Weź w ogóle wyjdź z
mojego mieszkania! Nikt tutaj nie chce Cię oglądać!
-Patrząc na Ciebie, sama nie chcę tutaj być-
wykrztusiłaś bezmyślnie, urażona moim zachowaniem.- Oczekuję jedynie normalnego
zachowania wobec mojej osoby! To tak dużo na Twój mały móżdżek?!
-Normalnego traktowania chcesz?- zaśmiałem się
ironicznie, kiwając niedowierzająco głową. Naprawdę, wówczas myślałem, że
zaciągnąłem do łóżka dziewczynę, która uciekła z psychiatryka…- I kto to mówi?!
Ty?! Ta, która od samego dzień dobry mnie wyzywa i naskakuje bezpodstawnie z
pięściami?!
-Nie będę z Tobą dłużej gadać!- pisnęłaś
zdenerwowana, po czym zbierając swoje ubrania z podłogi wybiegłaś szybko z
mojego mieszkania.
-Może najpierw się ubierz!- napomknąłem złośliwie,
dostrzegając, iż wybiegałaś na klatkę schodową opatulona jedynie w białe
prześcieradło.
-To nie Twój zakichany interes! Nie trzeba było
mnie wcześniej rozbierać!- usłyszałem jeszcze z klatki Twój głos, co
przyozdobiło moją twarz o krzywy uśmiech. Nadal byłaś w mojej głowie czystej
postaci osobą chorą psychicznie, jednakże zaintrygowałaś mnie tym, że po raz
pierwszy to mnie ktoś wystawił, nie ja inne dziewczyny…
***
Wszystko
wokół się nieustannie zmienia. Zaczynając od tak błahego przykładu jakim jest
pogoda, kończąc na rzeczach i ludziach. Najczęściej jednak, co jest jakże przykre, ludzie w swej zmianie
zniżają się do poziomu rzeczy. Ale nie zmieniają się jedni. Przyjaciele. Lecz
tylko ci prawdziwi, szczerzy, od serca… Właśnie to, uwadnia fenomen więzi jaką
jest przyjaźń. To coś boskiego, nieśmiertelnego. A i również niedocenianego…
Najczęściej na siłę szukamy miłości, drugiej połówki, która ma uczynić nasze
dni lepszym. Szukamy, lecz podczas poszukiwań, nie widzimy jaki skarb znajduje
się jedynie na wyciągnięcie ręki. Jak to jest, że nie widzimy prawdziwego
przyjaciela zakochanego od lat? Zakochanego miłością niepożądliwą, a jedynie
czystą jak łza, nieskomplikowaną.
-Miałaś mnie pilnować!- krzyknęłaś na powitanie,
wpadając nieoczekiwanie do mieszkania drobnej blondynki. Dziewczyny bliskiej
Twemu sercu od dawna…
-Anabell?!- nagle wyłoniła się zza aneksu kuchennego,
lustrując Cię dokładnie od góry do dołu.- Gdzie Ty się szlajałaś, do
chlolery?!- podeszła do Ciebie w mgnieniu oka, potrząsając Cię za ramiona.
-Miałaś mnie mieć na oku, do cholery!- powtórzyłaś
jeszcze głośniej, odskakując gwałtownie od filigranowej blondynki.- Przez
Ciebie przespałam się z jakimś idiotą! Przez Ciebie w ogóle się opiłam! A
dobrze wiesz, że mnie nie wolno!
-A kim Ty jesteś?!- prychnęła niezadowolona,
zmierzając w stronę salonu.- Z tego, co pamiętam jesteś dużą dziewczynką! Jak sobie
pościelisz, tak się wyśpisz! Zasady w miarę proste, nie sądzisz?!- opadła
bezwładnie na kanapę, ciężko wzdychając. Bo to właśnie przyjaźń… Przyjaciel to
nie ktoś, kto mówi tylko to, co chce się usłyszeć, ale ktoś, kto przywali,
kiedy zaczniemy rujnować sobie życie…
-Co i tak nie zmienia faktu, że miałaś mnie
kontrolować- wtrąciłaś ponuro, zajmując miejsce tuż obok przyjaciółki.- Stella,
zdradziłam przyszłego męża już na własnym wieczorze panieńskim…- westchnęłaś,
ukrywając twarz w dłoniach.
-Zabawne…- prychnęła ponownie, patrząc tępo przed
siebie.- Anabell ma uczucia!- wykrzyknęła ironicznie, tym razem umiejscawiając
wzrok w Twoich tęczówkach.
-Skończ- skwitowałaś, kiedy czułaś, że jedyne
czego potrzebujesz, to dobra rada od przyjaciółki, według której mogłabyś
chociaż próbować żyć…- Etap, w którym mi dokopałaś, dobiegł właśnie końca.
Teraz czas na dobrą radę- oznajmiłaś pewnie, próbując usilnie stłamsić w sobie
resztki prawdziwych wyrzutów sumienia oraz zagubienia, które Tobie były
nieznane.
-Co mam Ci tutaj doradzić?- zapytała, nie
oczekując nawet odpowiedzi na wcześniej postawione przez siebie pytanie.- Nic
nie da się zrobić. Czasu nie cofniesz. Ciesz się tym, że przynajmniej nie
wpadłaś na sto procent- przewróciła oczyma, uśmiechając się subtelnie.
-Boję się…- wyjąkałaś cichutko, jakbyś wstydziła
się tego, co naprawdę odczuwasz.- Myślisz, że to wszystko mogło zaszkodzić
dziecku?- spytałaś nieśmiało, zniżając się niemal do szeptu.
-Wypiłaś wczoraj dosyć dużo alkoholu…- powiedziała
równie cicho, obejmując Cię ramieniem.- Nie powinnaś… Wręcz nie mogłaś. Nie
miałaś prawa! Anabell… Ty jesteś w ciąży… Nie zapominaj o tym!- zagrzmiała
stanowczo, lecz nadal gładziła Cię delikatnie po plecach, chcąc pokazać, że za
wszelką cenę Ona przy Tobie będzie. Cokolwiek byś nie robiła…
-Teraz już nie zapomnę…- zapiałaś ochryple,
podpierając głowę łokciami.- Tylko za późno…- niestety to człowiek jest na tyle
niedoskonałą, że powtarza ciągle błędy, które wcześniej popełniło tysiące
innych ludzi. A i tak nie potrafimy wyciągnąć z nich odpowiednich wniosków. Czy
naprawdę musimy przeżyć katastrofę na własnej skórze, aby w nią uwierzyć?
-Miejmy nadzieję, że wczorajszy wieczór nie
wpłynie na stan zdrowia Twojego dziecka…- odezwała się po chwili ciszy,
próbując w samej sobie zgromadzić nikłe pokłady nadziei, które wystarczyć miały
również dla Ciebie…
-Byłam naprawdę na ostrej fazie…- odezwałaś się z
wyrzutem, którym obarczałaś jedynie swoją osobę. Istotę na tyle lekkomyślną, że
pozwoliła wyrwać z siebie ostatnie resztki zdrowego rozsądku wraz z
moralnością.
-Ja też- zaśmiała się cicho, co wywołało uśmiech
również na Twojej twarzy. Subtelny, delikatny, uroczy uśmiech, będący
najważniejszym ruchem kącików ust w moim sercu.- Ja faktycznie powinnam Cię
mieć na oku. Prosiłaś mnie o to, a ja nie dotrzymałam obietnicy…
-I po co był mi ten cholerny wieczór panieński?-
burknęłaś pod nosem, goszcząc na twarzy dziwny, trudny do odczytania grymas.
-Żeby się zabawić- blondynka przypomniała słowa
przyjaciółki sprzed kilku dni, kiedy to planowały dokładnie przebieg ostatniego
wspólnego wyjścia, jako wolnej osoby Anabell. Szkoda jedynie, że nie wszystko
da się zaplanować…
-Co jeśli Boris się dowie?- zapytałaś drżącym
głosem, patrząc przerażonym wzrokiem w tęczówki Stelli. Pierwszy raz czułaś coś
takiego. Pierwszy raz zostałaś zamknięta w potrzasku, nie mając pojęcia co
robić. Czy na pewno zdołasz spojrzeć dziś w ciemne tęczówki narzeczonego, a
ojca Twojego dziecka, udając, że wczorajszego wieczoru kompletnie nie było?
-Od kogo miałby się dowiedzieć?- rzuciła, pewnie
wierząc w swoje racje.- Ode mnie? Od tego pajaca, który zaciągnął Cię do
łóżka?- dopytywała, uzmysławiając Ci, że naprawdę nie masz powodów do
niepokoju.- Nie- odpowiedziała na własne pytania.- Teraz to, co przed Tobą
czeka to ślub z Borisem i urodzeniem małego, zdrowego bobasa.
-Masz rację- uśmiechnęłaś się, witając na twarzy
ulgę. Pierwszy raz od kilku godzin coś zrobiło się naprawdę dziecinnie proste.
Wręcz banalne.- Teraz będę sobie żyła z bogatym mężem, nie przejmując się
zupełnie niczym!- wykrzyknęłaś wesoło, wystawiając swe nogi na szklany
stoliczek.
-I właśnie o to chodzi- z kuchni w jednej chwili
wyłoniła się Stella, przegryzając marchewkę.- Miałaś już przymiarki sukni
ślubnej?- spytała, opadając na kanapę, jednocześnie podsuwając Ci talerzyk z
gotowymi do skonsumowania marchewkami.
-Nie- odpowiedziałaś pomiędzy kolejnymi gryzami.-
Dopiero dziś mam się zgłosić do salonu. Tam już o wszystko zadbają- mrugnęłaś,
szeroko uśmiechając się. Pomimo wszystko. Pomimo Twej natury. Obyczajów. Celów
na przyszłość… Marzeń. Pomimo tak okazałego zbioru, które wołały „sprzeciw!”,
uśmiech potrafił zagościć na Twoim licu, kiedy stworzyłaś w swej głowie wizję
rodziny, której mogłaś być częścią.
-Pójdę z Tobą- zaoferowała się szybko, opierając
głowę o miękkie oparcie kanapy.- Może spotkam tam kogoś interesującego-
wystawiła język, nadal wpatrując się ze skupieniem w bieluśki sufit.
-Jesteś wariatką, po prostu- zaśmiałaś się.- Gdyby
ktoś powiedział Ci, że na końcu świata znajdziesz drugą połówkę, pognałabyś tam
już w tej chwili i byłabyś jeszcze przed obiadem. Poczekaj, odbiorę- dodałaś,
kiedy usłyszałaś uporczywie dzwoniący telefon.- Nie!- wybuchłaś
niespodziewanie, powodując, iż Stella niemalże w ułamku sekundy się
wyprostowała, wyraźnie poważniejąc.- To nie może być prawda! Nie! Nie zgadzam
się, rozumie Pani?! Nie i już! Nie!- krzyczałaś, nieskładnie dobierając każde
słowo. I wtedy… Wtedy po Twoich policzkach popłynęła słona ciecz. Łzy? Tak, co
było dziwne nawet dla Ciebie. Nigdy wcześniej nie płakałaś. Nawet nie myślałaś
o takich bzdurach. Łzy były dla innych, Ty ich nigdy nie czułaś. Narzucałaś
sobie taką samodyscyplinę, że łzy były jedynie definicją w encyklopedii. Lecz w
rzeczywistości czym są łzy? To na pewno nie oznaka słabości, jak sądzi wiele
osób. Wręcz przeciwnie. Łzy są oznaką prawdziwej siły wewnętrznej, którą ludzie
w sobie mają, nie wiedząc nawet o jej istnieniu. To nie słabość, mimo że każdy
tak uważa. Jeśli ludzie płaczą, to znak, że próbują być silni, ale nie w
każdych sytuacjach do końca wiedzą jak tego dokonać. Tak samo było w Twoim
przypadku, Anabell…
Witam, tym razem w 2015 roku! Tak na powitanie, moje skarby chciałam Wam powiedzieć, że...
Jesteście naprawdę niesamowite. ;*
Kocham Was za to, że tak ciepło mnie przywitałyście. ♥
Szczerze powiedziawszy, to opowiadanie jest dla mnie trudne,
dlatego boję się tego, by Was nie zawieść, a Wasze wparcie ma dla mnie podwójne znaczenie… Czemu trudne?
A tutaj może zdradzę przy okazji epilogu. :D
Dziękuję. Powtórzę jeszcze raz: jesteście niesamowite! ♥
Wiem, że na razie to wygląda jak wygląda, ale taki jest
chyba urok początków…
Kochane moje! Życzę Wasz wszystkiego, co tylko najlepsze w
Nowym Roku. Życzę Wam, moje drogie, wszystkiego, co tylko najlepsze. Tak, aby
nadchodzący rok był jeszcze lepszy, niosący ze sobą uśmiech każdego dnia na
Waszych twarzach!
Gdybyście miały ochotę, to zapraszam w niedzielę na dwójkę.
Pozdrawiam. ;*
Tyle zagadek, Boże jak ty to dziewczyno ujęłaś ! Czytając to, na początku byłam "dumna" z Anabell za to jak potraktowała tego chłopaka z łóżka. Ciekawe kim on był? A potem pomyślałam sobie czy ona jest z Borisem ze względu na kasę. ? I co się stało na koncu? Czekam na kolejny , buziaki :)
OdpowiedzUsuńHej, hej...
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam pierwszy rozdział i nawet nie wiesz ile chciałbym Ci napisać, ile rzeczy przekazać, ale wybacz... przed chwilą skończyłam czytać epilog i pisać komentarz do Codzienności... Naprawdę się napracowałam i przyznam trochę zmęczyłam, więc mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.
Postaram sie tak ogólnikowo:
Opowiadanie bardzo mi się podoba; i tak jak po prologu ułożyłam sobie w głowie automatycznie jakiś tam początek, to dzisiaj wszystkoo się zmieniło...
Na prawdę mam nadzieję, że uda Ci się dokończyć to opowiadanie ( i mówić takie rzeczy, kiedy jest się na samym początku... eh... tak to chyba tylko ja potrafię...)
No więc nie będę się rozpisywać, chciałbym Ci jedynie przekazać, że bardzo spodobał mi się początek i chętnie będę czekać na kolejne rozdziały :*
Pozdrawiam :*
Ol-la
dlaczego skończyłaś w takim momencie, co?!
OdpowiedzUsuńno nic, będę czekać do niedzieli na wyjaśnienie sprawy.
rozbawiłaś mnie na początku sceną pomiędzy naszymi głównymi bohaterami :) to było takie słodkie ♥ ale w drugiej scenie mnie już nie rozbawiłaś :/ tak to jest, jak człowiek wpadnie w wir zabawy. znam to, najpierw się obiecuje, że będzie się siebie pilnowało, po czym zapomina się o tej obietnicy i robi swoje, w przypadku Anabell pije alkohol w ciąży. ja już nawet nie wspominam o tym, że zdradziła narzeczonego, bo to już zupełnie inna bajka, moja droga...
z niecierpliwością czekam na dwójkę :)
pozdrawiam :*
weny!
PS: dziękuję za życzenia :* Tobie również życzę tego samego. niech 2015 będzie lepszy niż 2014 :*
Kochana, jeśli nadal będziesz pisała tak, jak do tej pory na pewno nas nie zawiedziesz. ;)
OdpowiedzUsuńCudo <3
Podoba mi się ten rozdział pod każdym możliwym względem. Dlaczego? Bo jest taki szczery i pięknie napisany. Przyzwyczaiłam się już, że każde zdanie Twoich historii czytam z namaszczeniem. Może zabrzmi to komicznie, ale tak jest.
Nawet przez myśl mi nie przyszło, że Anabell mogła mieć taką przeszłość. :o Zaskoczyłaś mnie tą jedynką. Jej przyjaciółka jest dość specyficzną osobą, ale Anabell jest do niej bardzo podobna.
Trochę szokuje mnie fakt, że główna bohaterka była tak lekkomyślna. Już nie chodzi o samą zdradę lecz o to, że pijąc taką ilość alkoholu, że film się urywa mogła zabić dziecko. Każdą ilością alkoholu może skrzywdzić swoje dziecko... Nie obwiniałabym o to przyjaciółki, choć widząc, co się święci mogła przecież przypilnować An...
A ten telefon zaintrygował mnie na tyle, że chyba nie wytrzymam do niedzieli. ^^
Ten rozdział wywołał we mnie flę wszystkich emocji, jakie tylko kotłują się w człowieku. :D
Gratulacje. ♥
Czekam na następny rozdział Kochana! :3
Buziaki :*
Ja jak zwykle to była jestem ostatnia, ale najważniejsze że jestem nie ? :)
OdpowiedzUsuńDobra do rzeczy. ! Już mi się podoba ten blog.
Nie wiem wariatko jak w ogóle ty to robisz ?! Skąd czerpiesz pomysły na takie cudeńka. <3
Ty jestem po prostu niesamowita, tak jak każde Twoje opowiadanie.
Po prostu nie mogę się Tobą nadziwić ! <3 :D
Rozdział świetny i bardzo intrygujący. Jestem strasznie ciekawa co będzie działo się dalej.
A Anabell to na prawdę bardzo energiczna dziewczyna. hahaha <3
Czekam na kolejny.
Buziaki ;***
No cóż. Świetnie napisane, mnóstwo tajemnic, no i kto dzwonił do Anabell? Nie wiem, czy wytrzymam do niedzieli :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
Jak ja kocham czytać twoje opowiadanie. Opowiada ono ciekawą historię, a czytając poszczególne fragment namawiasz czytelnika na zastanowienie się nad swoim życiu. To naprawdę wielki talent kochana :) Ten rozdział jest świetny. Annabel... Smialam się przez jej reakcji. Widać, że dziewczyna ma charakterek. Co bardzo mi się podoba. Przyjaźń... To wielki dar. Widać, że dziewczyny są naprawdę wielkimi przyjaciółkami. Co to za telefon? Co się stało? Dlaczego zakończyłas w tym momencie?
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział z niecierpliwością.
Życzę Ci, aby ten rok był wspaniały, lepszy od poprzedniego.
Pozdrawiam
Anahi
Uwielbiam! Taki chamski Gregor jest strasznie fajny :)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia Anabell.
Czekam z niecierpliwością na dwójkę!
Pozdrawiam i weny ;*
Po czymś takim każesz mi czekać do niedzieli?!
OdpowiedzUsuńTy podła dziewczyno Ty! :P
Pisz szybciej :*
Akurat twoje początki są cudowne! <3
OdpowiedzUsuńChoć po takim zakończeniu zamarłam.
Rozdział jest przepiękny ♥
Czekam na kolejny <3
Buziaki ;**
Kochana ten rozdział jest niesamowity :)
OdpowiedzUsuńPokazujesz nam, jak to wszytsko się zaczęło i jak życie potrafi być pokręcone :D
Żal mi Anabell, rozumiem, że jej życie zmieni się po tym wieczorze panieńskim.
Bardzo mnie zaintrygował koniec rozdziału :3
Czekam z niecierpliwością na następny :)
Pozdrawiam Cię gorąco i jeszcze raz życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :***
Niedawno skomentowałam prolog i nie zauważyłam, że jest już pierwszy rozdział :D (brawo ja)
OdpowiedzUsuńA więc. Jest świetnie. Kolejny piękny rozdział w twoim wykonaniu. Piszesz niesamowicie!!
No cóż... wieczór panieński nie zawsze jest grzeczny :D Wybaczam to Anabell, mimo iż jest w ciąży.
Zaniepokoiła mnie końcówka. Mam wrażenie, że chodzi o Borisa...
Również życzę ci szczęśliwego Nowego Roku.
Do następnego, Molly :**
PS. Nowy blog :P
http://i-never-let-you-down.blogspot.com/