Wszystko
kiedyś przeminie… Mimo że wydawać się może, iż jest wieczne, nieśmiertelne, nie
do pokonania, prawda jest taka, że nic nie będzie trwać wiecznie. Te wszystkie
wspólnie spędzone chwile… Tak wiele poświęconego czasu… Nagle wszystko
zniknęło. Rozmyło się nawet w Twojej głowie. Pozostała jedynie odczuwalna
tęsknota, która pojawiła się za wcześnie. Zdecydowanie za wcześnie. Tęsknota za
kimś, kto już nigdy nie będzie blisko… Kto już nigdy nie będzie Twój, nawet w
najmniejszym calu…
-Anabell!-
z transu krzykiem wyrwała Cię Stella, która nerwowo potrząsała Cię za ramiona,
darując Ci pełne zmartwienia spojrzenie. Skoro Twoja reakcja nie do końca była
znana Tobie samej, a co dopiero mogła powiedzieć Stell?
-Jestem skończona…- wyjąkałaś ledwosłyszalnie,
ocierając jedną z łez, które bezwładnie spływały po Twoim zbladłym policzku,
które białe jak papier stało się wraz z chwilą, kiedy dowiedziałaś się o
karuzeli, którą zafundowało Ci życie…
Kolejną karuzelę, która przyprawić może jedynie o mdłości.
-Mów do mnie jaśniej!- krzyknęła, nadal
potrząsając się gwałtownie za ramiona. Nic nie mogła zrobić, nie wiedząc, co
przed chwilą Tobą wprost wstrząsnęło. A co doprowadza co największego
przerażenia? Właśnie niemoc i niewiedza…
-Nie żyję…- mówiłaś dalej, kiwając niedowierzająco
głową, po czym na krótką chwilę ukryłaś twarz w dłonie. Bezradność wbiła
sztylet w Twe serce. Widziałaś jedynie strach, ból i nieszczęście, pomimo iż
nigdy naprawdę nie czułaś się dotykającego Cię szczęścia, które jakby
nieustannie Cię omijało…- Po mnie… Po mnie…- dukałaś ledwo, powodując jeszcze
większe rozdrażnienie Stelli, która niespodziewanie wylała na Ciebie szklankę
zimnej wody, stojącej nieopodal.
-Do cholery jasnej, dziewczyno,
powiesz mi w końcu co się stało?!- odsunęła się powoli od Ciebie, patrząc w
Twoje tęczówki przerażonym wzrokiem. Bała się o Ciebie. Tylko tyle. Była
przyjacielem. Człowiekiem, który Twoje tragedie i porażki przeżywał o stokroć
poważniej niż nawet Ty…
-Nie dość, że moje życie legło właśnie
w gruzach, przez Ciebie jestem jeszcze mokra!- krzyknęłaś, zajmując miejsce w
kącie pomieszczenia naprzeciw przyjaciółki.
-Co się stało, pytam do jasnej
cholery!- nadal krzyczała, powoli chrypnąc. Niecierpliwość powoli sprawiała, że
traciła nad sobą kontrolę. Pomimo iż sprawa bezpośrednio w rzeczywistości nie
dotyczyła Jej, lecz przecież tyczyła się Ciebie. Cząstki Jej serca, którą byłaś
od niepamiętnych czasów…
-Możemy już zapomnieć o wyprawie do
salonu sukni ślubnych…- wyznałaś w końcu, zsuwając się bezwładnie po zimnej
ścianie. Ukryłaś na moment twarz w dłoniach, lecz nie płakałaś. Nie. Nie
pozwoliłaś sobie więcej na takie wybryki. Zdarzyło się raz od dzieciństwa,
więcej już do tego nie dopuścisz, choćby niewiadomo co się działo, tak?
Złożonej samej sobie obietnicy należy dotrzymywać podwójnie…
-Ten dupek z Tobą zerwał?!- wrzasnęła,
bardziej oznajmiając, niżeli pytając. Patrzyła obłędnym wzrokiem na skuloną w
kącie Twoją postać, która nadal walczyła z wewnętrznym bólem, przeszywającym
Twoją duszę. Wiedziała, że może i za często przeklinasz, masz cięte riposty,
ale tak naprawdę wrażliwość to najbardziej dostrzegalna w Tobie cecha
charakteru. Chociaż innym wydawać może się, że jesteś okropnie silna, czasem
nie radziłaś sobie z najprostszymi dla innych problemami. Dostrzegałaś tak
wiele rzeczy, których nie powinnaś. Nienawidziłaś i nadal nienawidzisz egoizmu
i rasizmu. Cenisz mężczyzn, którzy potrafią kochać… Jednak nie pokazujesz nigdy
swojego prawdziwego oblicza. Za wszelką cenę starasz ukryć jaka naprawdę
jesteś. Dlaczego?
-Nie, nie zerwał ze mną- podniosłaś
się, zrównując spojrzenie z przyjaciółką.- Miał wypadek. Umarł. Nie żyje,
rozumiesz?!- ciche chlipanie przerodziło się w donośny krzyk, pełny skrajnych
emocji oraz pretensji. Pretensji, którymi obarczamy los, gdy nie jest dla nas
wystarczająco dobry…
-Jak to umarł?!- pisnęła, siadając
machinalnie na oparciu skórzanej kanapy.- Co zrobił?! Nie mógł umrzeć! Ty
jesteś w ciąży!- wykrzykiwała bezsilnie, lecz przecież krzykami nikt nigdy
niczego nie zdziała. Na pewno nie w dyskusji z życiem, który wypełnia jedynie
ludzkie przeznaczenie.- To jest pomyłka! Wy mieliście brać ślub przecież!
Wrabiają Cię, Anabell!
-Dzwoniła do mnie matka Borisa! Boris
miał wypadek samochodowy! Nie żyje! Umarł! Rozumiesz?!- zabawne, że role tak
nietypowo zostały rozdane. Ty, jako strona poszkodowana, musiałaś przekazywać
Stelli tak tragiczne wiadomości?
-Cholera jasna!- wrzasnęła, zrzucając
ze stolika wszystko to, co się na nim znajdowało.- Co Ty teraz zrobisz?!- Stella
nerwowo krążyła wokół salonu, a Ty z kolei popadłaś w mordęgę. Bo czym innym
może być tkwienie w sytuacji bez wyjścia, jak ta?
-To, co zrobił Boris. Zabiję się-
powiedziałaś jak najbardziej poważnie, patrząc z uwagą w ciemne tęczówki
blondynki. Życie jest ciągłą zmianą. Jeżeli ludzie się nie zmieniają, przestają
żyć. To właśnie chciałaś uczynić Ty. Pozbyć się ostatnich cząstek społeczeństwa
z siebie, odklejając duszę od ciała.
-Ty żartujesz, tak?- spojrzała na
Ciebie penetrującym wzrokiem, jakby wmawiała sobie wewnątrz, że Twoje słowa są
jedynie ironią, komizmem, który był jak najbardziej nie na miejscu…
-Nie. Mówię jak najbardziej poważnie-
zagrzmiałaś stanowczo, w ciągu sekundy godząc się z nieuniknionym. Bo cóż to za
różnica czy śmierć przyjdzie teraz, czy później? Przyjdzie tak czy siak…-
Jestem w ciąży, miałam brać ślub, a mój narzeczony umarł. Nie pozostaje mi nic
innego- dodałaś zdecydowanie, jakby Twój los został już przesądzony.
-No właśnie! Jesteś w ciąży! Powinnaś
żyć! Masz dla kogo! A ja?! Ja już się wcale dla Ciebie nie liczę?!- wybuchła,
wpadając niespodziewanie w Twoje ramiona. Czułaś Jej ciepło. Słyszałaś szybko
bijące serce, jak i Ona zapewne czuła Twe powoli zamierające serce.
-Stell…- szepnęłaś łamiącym się
głosem. Walki ze łzami ciąg dalszy…- Przecież ja nie utrzymam i siebie, i
dziecka… Dobrze wiesz w jakiej sytuacji jestem…- ściszałaś stopniowo swój głos,
że stał się on już omal niesłyszalny dla ucha ludzkiego.- Ty jako jedyna wiesz,
dlaczego w ogóle związałam się z Borisem…
-Tak, wiem dlaczego- oderwała się od Ciebie,
penetrując wzrokiem Twą duszę na wskroś.- Wiem, że zgodziłaś się na ślub tylko
dlatego, że wpadłaś. Wiem, że przyjęłaś zaręczyny, bo inaczej nie utrzymałabyś
dziecka. Wiem, że wcale Boris dla Ciebie nic nie znaczył, ale do cholery musi
być jakieś rozwiązanie!
-Nie ma rozwiązania. Żadnego.
Absolutnie żadnego, Stell- powiedziałaś nieco pewniej, przypominając sobie
wszystkie chwile spędzone z Borisem. Chwile złote, bo przynajmniej nie musiałaś
przejmować się o jutro. Nie musiałaś martwić się deszczem kapiącym na głowę
bądź żołądkiem domagającym się pożywienia.
-Mam!- wykrzyknęła radośnie, po dłużej
chwili ciszy, którą poświęciła na zagłębienie się w przemyśleniach, gdzie mogła
odnaleźć wyjście z sytuacji, która tak wiele nerwów Was kosztowała.- Wiem co
robić! Wiem! Anabell, jestem genialna! Pieprzony geniusz ze mnie, rozumiesz?!-
podskakiwała wokół Ciebie, co spotkało się jedynie z Twoim zdezorientowanym
wzrokiem, którym śledziłaś poczynania blondynki.
-Stell, zaraz jajo zniesiesz, jeśli
się nie ogarniesz- bąknęłaś, rozglądając się wokół pomieszczenia, by mimo
wszystko oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć. Zapomnieć o tańczącej obok
Stelli. Zapomnieć o martwym Borisie. Zapomnieć o dziecku, które tak wiele Cię
kosztowało. Zapomnieć o tym, że niebawem Twoja desperacja osiągnie apogeum,
gdzie odbierzesz sobie życie…
-Nie przejmuj się Borisem!- krzyknęła,
jakby już zapomniała, że wypowiada się na temat nieboszczyka.- Mam dla Ciebie
innego kandydata! Ten gościu, z którym się dziś przespałaś!- przekazywała Ci
kolejne informacje, lecz Ty nadal nie miałaś nawet pojęcia w jaki sposób
odpowiedzieć. Czy w ogóle odpowiadać…- Nie rozumiesz mnie?- przystanęła,
mierząc Cię dziwnym do rozszyfrowania wzrokiem.
-Ani trochę. Zaczęłam się Ciebie
pokrótce bać…- wykrztusiłaś ledwo, nie umiejąc poskładać w całość słów, którymi
Stella starała się zasugerować Ci zasady swojego planu. Dla Ciebie jaki on był?
Pomimo iż nie znałaś szczegółów, i tak skazany na niepowodzenie…
-Złap na dziecko tego lowelasa, z
którym spędziłaś dzisiejszą noc- powiedziała wolno, podkreślając każde kolejne
słowo, aby jak najdosadniej wyryło się w Twojej pamięci.- Spójrz, będzie
dokładnie to samo, co z Borisem. Nie czarujmy się, ale love forever to, to nie
była. A tamten? Tamten drugi też będzie zmuszony zapewnić Ci wszystko, co
potrzebne do życia- uśmiechnęła się wesoło, klaszcząc w swe dłonie, uznając
geniusz swojego pomysłu.
-To palant! Nawet gdyby udałoby mi się
Go złapać na ten chwyt, nie wytrzymam z Nim nawet godziny!- pisnęłaś cienko, lecz
w duszy naprawdę na poważnie zaczęłaś rozważać wdrążenie w życie planu
obmyślanego przez Stellę.- A poza tym, On aż tak głupi nie jest, żeby nie
zauważyć, że urodzę kilka miesięcy wcześniej…- dodałaś nieco zrezygnowana.
-Faceci są zieloni jak szczypiorek na
wiosnę w tych sprawach- rzekła pewnie, witając na twarzy ciepły uśmiech.-
Zapewniam Cię, że nawet nie zauważy, iż urodziłaś trzy miesiące wcześniej-
wystawiła język, obejmując Cię ramieniem.- Nie martw się. Uda się. Jestem tego
pewna. Naszczęście jesteś silna, więc zniesiesz każdego pajaca- zaśmiałaś się
tym razem Ty, mrugając porozumiewawczo do blondynki.- Tylko nie leć z tym od
razu do Niego!- powiedziała stanowczo.
-Masz mnie za głupią?- prychnęłaś,
przewracając oczyma. To złe. To, co chcesz zrobić jest, było i będzie złe. W
każdej kulturze, w każdych czasach… Ale są sprawy ważne i ważniejsze. A ważna
byłaś teraz Ty. Ty i dziecko, którego nie mogłaś zabić… Nie umiałaś… A nawet,
gdybyś chciała, nie miałabyś za co…
-Wiesz, gdzie On mieszka?- spytała
zdeterminowana, przytulając Cię do siebie jeszcze mocniej. Cieszyła się.
Naprawdę się cieszyła, że pomogła. Że okazała się ostoją dla Ciebie. Cieszyła
się z Twojego szczęścia… Ale czy dobrze to określić? Czy to, co odczuwałaś przy
Borisiem było szczęściem? Nie. Było koniecznością, przymusem, lecz nie
narzekałaś. Nie przysługiwało Ci prawo głosu…
-Wiem…- odpowiedziałaś, ciężko
wzdychając.
***
Nigdy
nie miał pretensji, kiedy nie odbierałaś dziesiątek połączeń od Niego. Nie był
zazdrosny o Twoich kolegów. Nigdy nie wypominał braku czasu dla Niego. Nie
kłócił się o to, po której stronie łóżka ma spać albo nie robił wymówek, gdy
chwiejnym krokiem wracałaś do domu o trzeciej nad ranem. Znał wszystkie Twoje
ulubione smaki lodów bądź filmy, przy których się rozklejałaś. Kiedy tylko na
Twej twarzy zagościł cień smutku, rzucał wszystko, próbując sprawić, by na
Twojej twarzy pojawił się kwaśny uśmiech. Gdy miałaś zły dzień, robił dla
Ciebie kubek gorącej czekolady, podkładając pod nos ciastko. Był czuły,
romantyczny, delikatny, a cisza w Jego towarzystwie, nigdy nie była krępująca.
Nie pozwalał Ci na długą tęsknotę ani tym bardziej na zmartwienia, że coś mogło
się stać… Każda kobieta byłaby przy Nim szczęśliwa. Każda… Z wyjątkiem Ciebie. Bo
jedyną wadą, którą Boris w sobie posiadał to fakt, że Go nie kochałaś… Żadnym
wzywaniem zatem stało się życie w związku bez miłości. To było nic. Dla Ciebie
drobiazg. Bo miłość? Phi, czy coś takiego w ogóle istnieje? Nie. Przynajmniej
nie dla Ciebie. Miłości nie było. A jeżeli już istniała, to była złem. Niczym
innym. Twój cel na życie? Unikać miłości szerokim łukiem. Nigdy jej nie
poczułaś w żadnym z aspekcie życia, więc i sama postanowiłaś się jej już nigdy
nie poddawać. Skoro nie czułaś jej od samego początku, czemu miałaś czuć kiedykolwiek?
W tym przypadku zasada „lepiej późno niż wcale” nie znajdzie zastosowania…
-Nie
wiem czy dam sobie rady…- wykrztusiłaś ledwo, zerkając na dom, do którego przed
momentem miałaś wkroczyć. Przekroczyć próg, zmieniając losy każdego z uczestników
konwersacji.
-A czemu miałabyś sobie nie poradzić?-
obecna obok Ciebie, Stella, przewróciła oczami, prychając kilka razy. Sama
wewnątrz siebie posiadała niemałe obawy, a towarzyszący strach jedynie się
potęgował, jednakże nie mogła dać poznać po sobie utrapień. Musiałaś być silna
w jednej z najważniejszych rozmów w Twoim życiu, a Ona właśnie była Twoją siłą.
-Bo zaraz właśnie mam wmówić
człowiekowi, że będzie ojcem, a tak w rzeczywistości nim nie będzie- odparłaś
skwaszona, zaglądając powoli widmu strachu w oczy.- To nieludzkie…- dodałaś po
chwili, podczas której Stella spojrzała na Ciebie karcącym spojrzeniem.
-Od kiedy stałaś się taka czuła,
Anabell?- spytała bez ogródek, niezrozumiale patrząc na Ciebie. Nie rozumiała.
Po prostu nie rozumiała Twojego zawahania w ostatniej chwili. W czasie, kiedy
nawet Jej nadzieja została wystawiona na próbę wytrzymałości…
-Nie stałam się!- niemal krzyknęłaś,
jednocześnie pozbywając się wszystkich wątpliwości. Co ma być, to będzie. Ty
się nie poddasz. Będziesz walczyć, szukać, robić wszystko, co w Twojej mocy,
aby godnie żyć.- Idę- rzuciłaś ruszając przed siebie, podążając w stronę domu
szatyna. Czemu czułość w Twoim wykonaniu tak bardzo Cię rozdrażniła? Wtedy,
jeszcze bym nie zrozumiał. Zgłębiając dalej Twoją historię, rozumiem Ją w stu
procentach. Kto nie przeżył, ten nie wie…
***
Przed
naciśnięciem dzwonka do drzwi Twoja ręka jeszcze drżała. Strach był obecny,
mimo że za wszelką cenę starałaś się go wyrzucić z głowy. Zapomnieć. Stłumić
wewnętrznym głosem, który mówił, iż postępujesz dobrze. Że wchodzisz we
właściwy etap swojego życia. Że przez Twoją decyzję, będzie Ci się lepiej żyło.
Może nawet nie tylko Tobie, a i przede wszystkim Twojemu dziecku. Zastanawiałem
się jednak, czy choć przez chwilę pomyślałaś o drugiej ze stron… Mogłem mieć
przecież rodzinę. Ułożone życie. Dzieci i żonę, którą kochałem. Mając taką
świadomość, serce nie zakułoby Cię nawet przez chwilę?
Wkrótce
drzwi przed Tobą, otworzyły się. Stałem w drzwiach, nie dowierzając własnym
oczom. Trwaliśmy przez chwilę w głuchej ciszy. Ty widocznie zbierałaś myśli, a
ja nie potrafiłem nic z siebie wykrztusić z powodu zaskoczenia, które ogarnęło
mnie zewsząd. Tak. Tylko zaskoczenie. Nie czułem niczego innego. Mogę nawet
przyrzec…
-Jestem w ciąży. Będziesz ojcem. A i
dzień dobry, tak w ogóle- usłyszałem w końcu na wstępie.
Dwójeczka za nami. To jakoś się to toczy do przodu.
Kochane, niezwykle dziękuję! ;* Wasze wsparcie jest dla mnie
najcenniejsze i to właśnie ono motywuje do dalszego pisania, jak i również
pozwala obmyślać nowe scenariusze na przyszłość. Dziękuję.♥
Następny postaram się dodać we wtorek.
Trzymajcie się ciepło. ;*
Ojejej... Rozkręca się... ;)
OdpowiedzUsuńTylko czemu zakończyłaś w takim momencie???
Od połowy rozdziału czekałam na reakcję Gregora, a tu jednak nic z tego...
Nie wiem dlaczego, ale z tą śmiercią Borisa to wydaje mi się coś nie tak...
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :*
Ol-la
Końcówka wymiata. Nie wiem czemu ale geniusz Stell mnie przeraża, ale mimo to mam nadzieję ze będzie go więcej! Anabell już na początku zdobyła moje serce i teraz kiedy zachowuje się jak zimna su** to wiem że robi to ze względu na dziecko. Ale intrygujesz mnie kobieto z nowym rozdziałem coraz bardziej. Buziaki :)
OdpowiedzUsuń"jestem w ciąży, będziesz ojcem. A i dzień dobry tak w ogóle" leże i nie wstaje hahahahha :D
OdpowiedzUsuńaż się nie mogę doczekać jak akcja się dalej rozwinie :D
tylko zastanawiam się, czy faceci faktycznie mogą być takimi debilami, żeby nie umieć liczyć do 9.. :D
a w wolnej chwili..
Sześć na gdzie-sa-granice.blogspot.com zapraszam ;)
Całuję :*
Hmmm, nie ma to jak na otwarciu drzwi usłyszeć takie tekst xD
OdpowiedzUsuńBezpośrednia ta Anabell :)
Z jednej strony trochę ją rozumiem, bo musiała jakoś sobie to wszystko zapewnić, ale tak jak mówiła, Gregor nie jest idiotą :/
Za to, że przerwałaś w takim momencie to Cię chyba uduszę xD
Jestem mega ciekawa jak Gregor zareaguje i jak to wszystko się potoczy :)
Czekam na nexta i pozdrawiam :***
Jak ja chciałabym zobaczyć minę Gregora, kiedy dowiedział się o dziecku :) O niczym innym nie marzę.
OdpowiedzUsuńStella nieźle wykombinowała z tym wrobieniem Schlierenzauera. Tylko pytanie: czy Gregor jest taki głupi, że się nie skapnie jak Anebell trzy miesiące wcześniej urodzi?
Cóż ciekawie się robi. Czekam na następny!
Buziaki ;**
Rozdział przepiękny jak zawsze! ♥
OdpowiedzUsuńChoć szczerze powiem, że ich pomysł całkowicie mnie zraził.
Ale mimo wszystko tak jest piękny ♥
Tak strasznie mnie ciekawi co powie Gregor, ale bardziej czy to będzie początek ich miłości.
Mimo słów Anebell ;)
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buziaki ;*
Wow nie myślałam o takim potoczeniu się spraw :) ale super :D zapraszam do siebie na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńświetnie :) komentować będę
OdpowiedzUsuńdodaje do obserwowanych <3
pozdrawiam i czekam nn <3
No jak Klaudia walnie to już z grubej rury. :D
OdpowiedzUsuńCUDOWNY! ♥
Anabell wydaje mi się nieco inna niż Stella... Z pewnością jest bardziej czuła. Wydaje mi się, ze ona tylko stara się wyprzeć się swych emocji. W głębi duszy jest dobrą dziewczyną, gdyby nią nie była nie wahałaby się ani przez moment. Stella wpycha ją na ruchliwą drogę, gdzie łatwo o potrącenie. Wmawia jej jak i sobie, ze tak musi być. Wydaje mi się, że obie są po prostu zagubione. Może nie dorosły na tyle, by pokonywać trudności losu? Może nie są na tyle dojrzałe, by patrzeć na świat racjonalnie? Nie wiem, ale wiem jedno. Ta historia wytwarza we mnie tyle emocji, co rzadko jaka. ;) Podoba mi się pod każdym względem. ♥
Interesuje mnie, jak zareaguje na to sam "tatuś".
Czekam na kolejny rozdział. :)
Buziaki :*
O ja Cie pierdziele.
OdpowiedzUsuńAle czad! :D
Normalnie micha mi się cieszy jak głupiemu na przecenach w mediamakcie :D
Toż to jest zajebiste!
Teraz tylko chcę zobaczyć (przeczytać) reakcję Gregora (bo pewnie to jest nasz szczęśliwy wygrany) :P
Pisz i nie trzymaj mnie za długo w niewiedzy! :*
No nie! Ale ta Stella ma pomysły...choć to pewnie w trosce o dziecko przyjaciółki. No cóż, jestem ciekawa jak zareaguje na tą wiadomość Greg, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPierwszy i drugi rozdział przeczytałam, ale jakoś nie skomentowałam. Pewnie byłam na telefonie i po prostu leń złapał mnie za dupę i puścić nie chciał. Co do historii. Zapowiada się intrygująco. Jest Gregor, Anabell. Historia ciekawa i pełna tajemnic. Masz mnie. Oczywiście będę czytać. Teraz czekam na kolejny i reakcje Gregora. Ciekawe czy uda jej się go nabrać :)
OdpowiedzUsuńspóźniona jak zawsze, ale tym razem mam usprawiedliwienie: miałam studniówkę. wczoraj przez cały dzień odpoczywałam i nie miałam czasu wejść na blogi. dziś to nadrabiam :)
OdpowiedzUsuńza chwilę posypią się na mnie jak grom z jasnego nieba oskarżenia itp. rzeczy za to, co napiszę: cieszę się, że Borisa nie będzie już więcej w życiu Anabell.
pomysł Stelli powalił mnie na łopatki. chylę czoła, sama bym na coś takiego nie wpadła, a jak już bym wpadła, to nie miałabym odwagi tego zrobić. znów posypią się na mnie przekleństwa: trzymam kciuki za nasze bohaterki :)
czekam na trójeczkę :) pisz ją szybciutko, bo widzę, że akcja z każdym kolejnym rozdział coraz bardziej się rozkręca :)
pozdrawiam :*
weny!
Nie lubie Stelli i narazie tylko takie uczucie mnie otacza ale super :D weny :D i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńWow, jestem pod wrażeniem :*
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny :)
Stella ? Nie polubiłam jej , może gdyby nie ona Anabell byłaby inna .
Mam wrażenie, że nie ma dobrego wpływu na Anabell .
Cóż wszystko idzie do przodu i poznajemy jakby to nazwać życie Anabell z przed wypadku .
Świetnie piszesz i coraz bardziej mi się podoba :*
Czekam nn :*
Pozdrawiam <3
A ja dopiero dziś tu jestem.
OdpowiedzUsuńTen rozdział Cudo..
Anabell współczuje jej, choć jest jaka jest.
Widać życie jej nie oszczędzało.
Będę jedną z niewielu osób, które polubiły Stelle.
Ma ona pomysły trzeba przyznać.
Jestem ciekawa reakcji chłopaka i wszystkiego co się z tego rozwinie.
Przepraszam, że tak krótko.
Pozdrawiam
Anahi
No nieźle. Ty jednak zawsze potrafisz coś wymyślić.!
OdpowiedzUsuńZaskakujesz Kochana, z każdym rozdziałem coraz bardziej. <3
I aż mam stracha co będzie dalej, jakie pomysły wpadną do Twojej szalonej główki ? ;*** ;)
Współczuję Anabell, nie kochała go, ale jednak jakaś strata to jest... ;/
A Stella, jak może tak doradzać swojej przyjaciółce.
Przecież to nie ma sensu. I jakim cudem on miałby się nie zorientować, że urodzi wcześniej?
Stella myśli czy nie, bo nie wiem ? ;***
Czekam na nn.! <3
Buziaki ;****