sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 21.: „Życie jest za krótkie, wdaj się choć w romans..."


         Bo sprawa wygląda tak… Na świecie żyją dwie dokładnie takie same dusze. Nie jest wiadomo, gdzie się aktualnie znajdują. Nikt nie wie też, czy kiedykolwiek się one spotkają. Wiemy tylko jedno. Ta jedna osoba ma siłę, która z łatwością odmieni całe nasze życie. Nie wiemy nawet, kiedy wejdzie ona w nasze wnętrze i opęta bez pozwolenia nasze serce. Ta jedna dusza podaruje nam najwięcej nadziei oraz wsparcia, niżeli ktokolwiek inny będzie w stanie nam ofiarować. Codziennie nadawać będzie naszemu życiu nowego sensu, po czym stanie się uzależnieniem. Stanie się narkotykiem, który będzie czymś znacznie większym bez czego nie umielibyśmy żyć. Wydawałoby się, że proces ten następuje w mozolny, długi czas, dzięki czemu będziemy w stanie uciec, oderwać się… Każdy, kto jest tego zdania, myli się. To następuje w mgnieniu oka. Jeśli znaleźliśmy już odpowiednią osobę, wtedy życie staje się czymś pięknym… Można powiedzieć, że arcydziełem… Anabell, czy Ty naprawdę nie chciałaś uczynić swego życia tak pięknego? Odpowiedź niby jest tylko jedna. Który człowiek zrezygnowałby ze szczęścia? A jednak… Istniał ktoś taki i byłaś nim właśnie Ty… A to wszystko ze strachu. Szczyt głupoty… Zrezygnować z kogoś, kto jest stworzony dla Ciebie nawet w najmniejszych molekułach, tylko ze względu ze strachu… Czego się bałaś? Otóż, obawiałaś się momentu, w którym spotkasz kogoś, kto zaprojektowany był dla Ciebie w doskonały sposób. Kogoś, kto stanie się wbrew woli Twoim największym skarbem oraz źródłem jedynej radości. Osoby, która jako jedyna będzie potrafiła wywołać na Twojej twarzy uśmiech bądź… Niestety łzy na policzkach… A ostatniej nocy… Właśnie Twoja zmora Cię dopadła. Wtedy, gdy nie miałaś już siły na udawanie, dopuściłaś do siebie wszystkie uczucia i emocje. Podczas każdego pocałunku czy nawet dotyku, którego stałaś się godna, widziałem coś w Twoich oczach… Iskierkę, która wcześniej była głęboko schowana pod grubą warstwą lodu. Odczuwałaś wszystko o stokroć bardziej, intensywniej. Napawałaś się tą chwilą. Czułaś się w końcu bezpieczna, ważna dla kogoś… Owszem, dalej nie miałaś sił. W dalszym ciągu cierpiałaś z powodu rozpadu wieloletniej przyjaźni, lecz jakaś siła ciągnęła Cię w moją stronę. W moje ramiona, gdzie opatulona byłaś przeszywającym ciało ciepłem… I wtedy coś zrozumiałaś… Doszłaś do wniosku, że… Sam nie wiem, czy wypowiem to na głos… Anabell… Zakochałaś się? We mnie?

         Zaraz po przebudzeniu, wczesnym rankiem, niezdarnie wymknęłaś się z mojego domu, uprzednio zbierając wszystkie swoje rzeczy porozrzucane po podłodze. Oczy pokryte miałaś warstwą łez, a Twoje ciało niemiarowo drżało. W głowie słyszałaś krzyki i przeraźliwe piski, mimo że panowała martwa cisza. Nie miałaś pojęcia, co się wokół Ciebie dzieje. Zgubiłaś się. Zabłądziłaś w labiryncie uczuć, które nagle stały się największą katorgą. Nie planowałaś tego. Ba, nie chciałaś by kiedykolwiek do tego doszło. Byś poczuła to, co zeszłej nocy. Być uzmysłowiła sobie, jak ważne są dla Ciebie moje usta, mój zapach i dotyk. Ogólnie mówiąc, ile ja znaczę dla Ciebie. Kim tak naprawdę jestem dla Twojego niedostępnego, wcześniej, serca. Ono przestało się Ciebie słuchać. Żyło swoim życiem, nie włączając to w Ciebie. Tak się niestety składa, że nikt nie był już w stanie żyć bez symbiozy… Nawet Ty. Ta, która chciała od zawsze zostać niezniszczalnym, twardym jak stal, człowiekiem… I dlatego uciekłaś. Wymknęłaś się tak cicho, że nie zakłóciłaś nawet mojego czujnego snu. Szłaś przed siebie, mimo ze tak naprawdę nie miałaś się, gdzie podziać. Słońce nadal było schowane za widnokręgiem, pod butami szeleścił śnieg, a Ty krztusząc się własnymi łzami, zdecydowanie kroczyłaś przed siebie. Krzyczałaś, wręcz wyłaś w myślach, choć na zewnątrz było słychać jedynie ciche łkanie, a gołym okiem można było zauważyć błyszczące łzy na twoich policzkach. I co teraz? No gdzie sobie pójdziesz? Nie miałaś przecież dokąd iść. Wszyscy się odwrócili. Zostałaś na tym świecie. Sama… Zupełnie sama. Bez przyjaciółki, rodziny, a nawet człowieka, który z niewiadomych przyczyn trzymał się Ciebie kurczowo. Tym człowiekiem byłem ja. Tak, dokładnie. Jednakże, Anabell… Powiem, że po prostu byłaś głupia, myśląc, że nie zacznę Cię szukać. Że nie obudzi mnie brak Twojego ciepła… Obudził. W większości drogi, towarzyszyłem Ci. Stawiałam dokładnie takie same kroki, jak i Ty. Śledziłem każdy ruch, czując, że moje serce przybiera dziwne tempo. Raz zwalniało, by w końcu przyśpieszyć w sposób, któremu nic innego nie umiało dotrzymać tempa. Aż w końcu… Miałaś dosyć morderczego marszu. Zatrzymałaś się nagle w miejscu na środku chodnika, a ja z dalszej odległości byłem w stanie usłyszeć Twój zdyszany oddech, który nadal stłumiony był przez szloch. Drżałaś, a powieki miałaś przymknięte…

-Idź… Daj mi święty spokój… Tylko o tyle Cię proszę…- wydukałaś w końcu, przez co postanowiłem ostatecznie opuścić swoją kryjówkę i podejść do Ciebie bliżej. Twój głos… On podłamał mnie jeszcze bardziej. Przypominał bardziej bezradny i bezsilny pisk dziewczynki, która przerażona była okrucieństwem świata. Coś, co nie pasowało do mojej Anabell. Rezolutnej. Szalonej. Przewrażliwionej na wielu punktach…
-Jak poznałaś, że to ja?- stałaś do mnie tyłem, lecz ja postanowiłem uszanować fakt, iż nie chciałaś, bym widział Twoich łez. Ale… Przyznam się, że ja sam nie wiedziałem, czy na pewno tego chcę…
-Poznałam Cię po chodzie…- wyjąkałaś cicho, nadal przymykając swe ociężałe i zmęczone powieki. I kolejna fala lodowatej wody spadła na Twoją głowę… Następny bolesny argument… Nawet o tym nie wiedziałaś… Nie zdawałaś sobie sprawy, że znasz mnie tak dobrze, by rozpoznać mnie po samym sposobie chodzenia…
-Nie za wcześnie na spacery?- spytałem troskliwie, lecz wyglądało to stosunkowo sztucznie. Stałem w miejscu, nie potrafiąc wykonać jednego, a skoordynowanego, ruchu. Oniemiałem, a cudem stał się fakt, iż umiałem wydusić ze swojego gardła jeszcze jakiekolwiek słowa…
-Ja już tak nie chcę, Gregor…- wyszeptałaś, odwracając się zgrabnie na pięcie. I zobaczyłem w pełnej krasie Twoje zasmucone i załzawione tęczówki. Nawet nie poczułem, kiedy również pod moimi powiekami zebrała się warstwa gorzkich łez. Nie mogłem już tego znieść… Przytłoczyłaś mnie swym wzrokiem… Tak zrozpaczonym, przestraszonym, bezsilnym i bezradnym.
-Jak Ty mnie nazwałaś?- zdziwiłem się, lecz nie było tego po mnie widać. Zauważyłaś, że awansowałem z tytułu „Schlierenzauer” na „Gregor”? Zwróciłaś na to uwagę, że była to jedna z nielicznych chwil, kiedy nazwałaś mnie po imieniu?
-Ja…- zaczęłaś, lecz kontynuowanie swego monologu poprzedziłaś jeszcze wytarciem rękawem łez, które nieustannie ściekały po przybladłych policzkach.-Ja naprawdę lubię Twoje imię… Gregor…- powtórzyła z zadumą, patrząc na ciemne podłoże.- Gregor…
-I co jeszcze lubisz?- to wszystko działo się tak szybko… Sam nawet nie wiem, kto wypowiedział za mnie to pytanie.
-Twoje…- podniosłaś martwo wzrok, ofiarując mi kolejne spojrzenie, które sprawiło, iż wszystko, co twarde w moim wnętrzu, po prostu przełamało się na pół.- Twoje oczy… One są takie… Głębokie… Czasem ciepłe, czasem odpychające, ale… Gdyby patrzeć w nie przez dłuższy czas, można zobaczyć ciepło… Ale takie wyjątkowe ciepło…- dukałaś ledwo.- I lubię jeszcze to, jak śpiewasz… Nieważne czy w łazience, czy w kuchni… Śpiewasz jak kot na puszczy, ale ja to lubię…
-No to chyba wpadliśmy po uszy…- wykrztusiłem, ujmując Twoją twarz w dłonie. Drżące dłonie, gdyż emocje w dalszym ciągu krążyły wraz z moją szybko pulsującą krwią.
-Wpadliśmy? MY?- zapytałaś, pragnąc rozwiać wszystkie niedomówienia czy niejasności. W Twoich źrenicach coś zapłonęło. Sam nie wiem, co to mogło być… Nadzieja?
-Tak- potwierdziłem, po czym musnąłem delikatnie Twoje mokre od łez wargi.-Nie wiem dokładnie w co się wplątaliśmy, ale jesteśmy razem… Poradzimy sobie…- mówiłem, ujmując Cię w talii.
-Gregor… Ale ja Cię chciałam wykorzystać… Swoje długi chciałam uregulować dzięki Tobie…- odsunęłaś się ode mnie, przyznając się do powodu wyrzutów sumienia, które pojawiły się u Ciebie tego ranka.
-Wiem- przyznałem, przypominając sobie scenę, która miała miejsce wczorajszego dnia.- Stella mi o wszystkim powiedziała. Kiedy chciałem się dowiedzieć o co Wam poszło, wypaplała wszystko jak leci w nerwach…
-I Ty nadal tutaj jesteś?- wykrztusiłaś zaskoczona, parząc na mnie swymi niebieskimi, okrągłymi oczyma, w których co rusz pojawiały się nowe łamigłówki do rozwiązania. Wiesz… Też lubiłem Twoje oczy.
-To dziadostwo, do którego wpadłem, nie chce puścić…- wyznałem, chcąc byś domyśliła się pewnych faktów, ukrytych pomiędzy wierszami.
-Muszę już iść…- powiedziałaś niespodziewanie, po czym z impetem ruszyłaś przed siebie.
-Do mojego domu w drugą stronę…- oznajmiłem nieco otępiały, pokazując przez ramię właściwy kierunek, w którym powinnaś się kierować.
-Gregor…- odwróciłaś się na krótką chwilę.-To wszystko nie ma sensu… Ja nie jestem człowiekiem, z którym można żyć na co dzień. Tak naprawdę ja nie czuję… Ja nie wiem, co to uczucia… Nie mam pojęcia jak wygląda przyjaźń czy miłość… Nie wiem, rozumiesz?!- krzyknęłaś.- Za chwilę będę robiła wszystko w taki sposób, aby Ci tylko dokuczyć! Taka jest prawda, że potrafię tylko drażnić ludzi!- dodałaś, po czym biegiem ruszyłaś przed siebie.
-Anabell!- rzuciłem się w pogoń za Tobą. Jak już wcześniej mówiłem, to były ułamki sekund, które miały decydować o całym moim życiu… To nie ja byłem tym, który podejmował wszystkie decyzje. To emocje…
-Sandra!- pokrzykiwałaś, kiedy trzymałem Cię już w swoich objęciach.- Sandra, słyszysz?! Anabell miała być inna! Jest tak, jak powiedziała Stell! Anabell już dawno umarła, o ile kiedykolwiek wcześniej żyła!
-Nie wiesz, co mówisz- bąknąłem pod nosem, przerzucając Twoje marne i wątłe ciało przez ramię.- Wracamy do domu. Anabell się dopiero narodziła…
-Ale ja przeczytałam już wszystkie książki…- wyszeptałaś i dopiero ten niewinny i delikatny szept sprawił, że postawiłem Cię na twardym podłożu, wycierając kciukiem słoną ciecz, która nieustannie spływała ciurkiem po Twoich przybladłych policzkach.
-To nic…- odpowiedziałem poruszony.- Dla Ciebie będę w stanie założyć prawdziwą bibliotekę…


Witajcie. ;*
I co? Jak się podoba? Jakie prognozy na niedaleką przyszłość? 
Swoją drogą... Nawet nie wiem, kiedy ten czas spędzony wraz z Wami minął, lecz ostatnio zorientowałam się, iż dobiegamy powoli do końca. Tego definitywnego końca historii Anabell oraz Gregora. 
Dwa rozdziały do końca+ epilog... 
Następny? Przewiduję, iż pojawię się z następnym rozdziałem we czwartek. :) Wracam teraz do szkoły, także i czasu na wszystko będzie odrobinę mniej... :( 
Do następnego, Skarby. ;** ♥ 

9 komentarzy:

  1. Zakochałam się w tym rozdziale.
    Świetny jest.
    Taki romantyczny, a ta końcówka to jest cudna.
    Anabell i Gregor najlepsi z najlepszych.
    Wreszcie wyznali sobie uczuciach. Ukazałaś wszystkie emocje.
    Bardzo mi się podoba ten rozdział.
    Jest późno, więc ten komentarz nie będzie długi...
    Nie mogę uwierzyć, że ta historia dobiega końca.
    Na samom myśli robi mi się smutno.

    Pozdrawiam
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa to jest świetne !
    Annabel powiedziała mu o swoich uczuciach, świetnie to opisałaś :-)
    I ta końcówka, gdy mówi, że przeczytała już wszystkie książki, a on odpowiada jej, że założy jej prawdziwą bibliotekę, to takie słodkie. Tylko jak sama Anabell przyznała, ona tylko przez chwilę będzie miła, a później dalej stanie się oziębła i będzie mu dokuczać. Może uda się jej zmienić swój charakter, bo ma dla kogo.
    Czekam na następny rozdział i weny życzę :-)
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie opisałaś moment wyznania ich uczuć do siebie <3 Normalnie geniusz z ciebie!
    To było takie słodkie jak ona mu powiedziała o tym, że przeczytała już wszystkie książki, a on jej na to, że bibliotekę założy. DLA NIEJ! Jaki inny mężczyzna zrobiłby coś takiego dla swojej ukochanej? Żaden! Bo Schlierenzauer jest jedyny w swoim rodzaju :P
    Czekam na kolejny :)
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej jak cudownie :)
    Ta milosc, jak juz się wpadnie to po uszy.
    Ojj taką biblioteką z twoimi opowiadaniami to ja bym nie pogardzila. Serio.
    Anabell, ona jest taka zagubiona w ciele kobiety, która stra się być silną i odważną.
    Czasami mam ochotę ją czepnać.
    A z tej Stell to gaduła :)
    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaskoczyłaś mnie jak mało kto, no! ;o
    Nie spodziewałam się, że Anabell jednak zrozumie, że źle postępowała. Ja jestem w szoku, kochana! ♥
    Podoba mi się ta skruszona, nie tak pewna siebie An. Wydaje mi się, że to jest jej natura. Że to jest to prawdziwe oblicze naszej bohaterki. Gregor miał rację. Anabell nie umarła, ona się dopiero narodziła. :)
    Bardzo podobało mi się to, że Gregor poszedł za nią. Że nie pozwolił jej po raz kolejny od niego uciec. Cudownie, ze An w końcu przyznała się do uczuć, jakie żywi do skoczka. ♥ Ta wzmianka o tym, że lubi jego imię... no rozpływam się przytaczając ten fragment. ♥ Oboje odkryli nowe karty swojego życia. Mam nadzieję, ze będzie to wspólne życie. Że będzie to szczęście, jakiego dotąd nie zaznali. Że będzie to czas, który spędzą razem resztę życia, aż do grobowej deski. :) Dobrze jednak pamiętam, jak zaczyna się ta historia i wiem też, że nie lubisz nudy. Lubisz za to zaskakiwać. Jesteś jak Magik wyjmujący białego króliczka z cylindra. :)
    "-Ale ja przeczytałam już wszystkie książki [...]
    -To nic [...] Dla Ciebie będę w stanie założyć prawdziwą bibliotekę…"
    Przy tym buzia śmieje mi się tak szeroko, że aż szczęka zaczyna boleć, a oczy zaczynają szczypać od gromadzących się łez. Nie potrafię opisać, jakie wrażenie wywarły na mnie te słowa. W ogóle cały rozdział. :)
    Nie chce mi się wierzyć, że to już koniec... a właściwie coraz większe kroki ku końcowi. :/ Przyzwyczaiłam się do naszych bohaterów. ♥
    Całuję i czekam na kolejny rozdział. :*
    LOVE! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten rozdział jest... EPICKI <3 <3 <3
    Wyjątkowo się zdarzyło, że przeczytałam go na komputerze (bo na ogół to wszystko czytam na telefonie) i nie wiem szczerze, czy to wyszło na dobre. Nie mam w zwyczaju się wzruszać, ale przy tej muzyce z playlisty i emocjach rozdziału, musiałam się nieźle powstrzymywać, żeby nie płakać. To chyba był komplement...
    Gregor potwierdza, że jest mężczyzną idealnym. Naprawdę jestem pod wrażeniem i chyba umarłabym ze szczęścia, gdyby udało mi się poznać kogoś takiego kiedyś tam w realnym życiu.
    Anabell pozytywnie mnie zaskoczyła. Właśnie taką zagubioną i niepewną lubię. Taką, która po prostu jest sobą pomimo wszystko inne.
    Dialogi... najcudowniejsza część każdego rozdziału, tego to już szczególnie. Ja nie wiem, jak ty to robisz, ale one są czasami tak boleśnie realne, że po prostu brakuje słów. Ten ostatni kawałek o książkach... Nie wiem, jak opisać, co czuję w odniesieniu do niego. Jest taki niewinny, chyba trochę też obnażył głębokie wnętrze Anabell... Niby taki banał, prawda, a jednak ma w sobie o coś, co sprawia, że zaczynam czuć się jakoś tak... dziwnie i nietypowo. Tak, to raczej też był komplement...
    Nie mogę uwierzyć, że chcesz już kończyć. Pokochałam to opowiadanie całym sercem i nie wyobrażam sobie, żeby miało się kiedykolwiek skończyć. Można powiedzieć, że stało się tak jakby cząstką mnie i kiedy go zabraknie, nie wiem co zrobię. Chyba będę płakać...
    Przepraszam za ten komentarz. Chyba oddaję wraz z nim cząstkę siebie.
    Kobieto, co ty ze mną zrobiłaś?

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeeejuśku jakie to jest przepiękne *-*
    Powtarzałam to wiele razy i powtarzać będę ♥
    Rozpływałam się przez cały rozdział ♥
    Już nie mogę się doczekać kolejnego <3
    A co do nich, to mam nadzieję, że jednak nic kochana nie wymyślisz i będą już szczęśliwi <3 ;)
    Ale przede wszystkim nie potrafię uwierzyć, że już za chwilę koniec ;c
    No nic, Ściskam mocno <333 ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Heej :*
    Przepraszam, że dopiero teraz... Drugi dzień w szkole po feriach, a ja już i tak na nic nie mam czasu. No ale stwierdziłam, że pomiędzy Niemieckim i chemią w końcu przeczytam ten rozdział ;)
    Jest... po prostu genialny!
    Tak pięknie... Nie spodziewałam się, że Anabell będzie potrafiła takie komplementy prawić Gregorowi... ale też jest mi jej szkoda... widać, że strasznie się pogubiła ze swoim życiem (Mam nadzieję, że Gregor to naprawi... ♥)
    Już niedługo koniec? Szkoda... Ale cóż... takie następstwo, coś się zaczyna, żeby później skończyć...
    Ajj... mam tylko nadzieję, że wszystko się dobrze skończy... Zasłużyli sobie na to...

    Czekam na następny i przy okazji zapraszam do mnie :*
    Zaraz wstawiam nowy rozdział :*

    Pozdrawiam :*
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem ! W prawdzie spóźniona ale jestem :)
    Zaskoczyłaś mnie :)
    Anabell i taka przemiana ? Nigdy bym się tego po niej nie spodziewała, a tu proszę taka niespodzianka :)
    Ale cieszę się bo może w końcu wszystko będzie tak jak powinno :)
    Miłość zmienia ludzi ..
    Szkoda, że opowiadanie dobiega końca bardzo się z nim zżyłam i będzie mi trudno z myślą, że się kończy .
    Jest cudowne, a ty piszesz tak pięknie, że zawsze z nie cierpliwością czekam na najstępny rozdział :)
    Masz kobieto talent i to duuuży <3
    Czekam nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń