wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 19.: „Przeżyte chwile nie giną. Nie wiemy nigdy, kiedy wypłyną z dalekiej przeszłości, by nałożyć się na to, co przeżywamy współcześnie.”



         -Dobra, koniec tych cyrków. Game over, kończymy zabawę- a jednak… Jednak nie byłem tytanem, jak zarzekałem się jeszcze jakiś czas temu. Byłem zwykłym mięczakiem, który nie potrafił przejść obok Ciebie obojętnie. Nie umiałem zapomnieć. Zapomnienie stało się utrapieniem. Czymś, do czego dążyłem za wszelką cenę, a nie umiałem tego osiągnąć. I takim właśnie sposobem czułem się bezużytecznie. Miałem poczucie, jakbym już był Twoim więźniem. Bezduszną marionetką, która nie potrafi funkcjonować bez Ciebie. Nie mam pojęcia dlaczego tak było. Stwierdzam jedynie suche fakty…
-Puszczaj mnie, do cholery jasnej! Jesteś niezrównoważony psychicznie!- syczałaś przez zaciśnięte zęby, nie próbując nawet na krótką chwilę spojrzeć w moje oczy. Ciągle szarpałaś się, lecz mój uścisk był zbyt mocny. Nic dziwnego… Posiadał on nie tylko fizyczną siłę, a i również emocje oraz uczucia, które sprawiały nade mną kontrolę w ostatnim czasie. Każdy byłby bezradny wobec tak niezwykle potężnej siły.
-Być może. Najwidoczniej ciągnie swój do swego- uśmiechnąłem się łobuzersko, przybliżając Cię jeszcze bliżej siebie, co spotkało się z jeszcze większym oporem z Twojej strony, który zresztą też został obalony przez moją siłę.- Koniec zabawy, rozumiesz?- unieruchomiłem Cię w moich ramionach, byś spojrzała w moje oczy.- Koniec udawania, że nie istniejemy dla siebie.
-Oj, Schlierenzauer, Schlierenzauer…- pokiwałaś przecząco głową, goszcząc pod nosem krzywy uśmieszek.- To nie zabawa. To rzeczywistość. Nie istniejesz dla mnie- powiedziałaś głośno i wyraźnie, patrząc prosto w głąb moich czekoladowych tęczówek. Bez skrępowania. Bez cienia wątpliwości czy zakłopotania. Tak po prostu.
-Nawet się nie wygłupiaj- wycedziłem, odrzucając w kąt poczucie, że ta misja nie zakończy się powodzeniem.- Gdyby Ci na mnie nie zależało, nie stałabyś teraz tak blisko mnie- uniosłem brwi, uprzednio szybko osłabiając swój uścisk.
-Ty jesteś jakiś nienormalny!- krzyknęłaś, odskakując ode mnie szybko.- Czego Ty teraz niby ode mnie chcesz?!- złość i nienawiść emanowała niezwykłą poświatą z Twojego zlodowaciałego serca. Nie powiedziałem nic więcej. Podszedłem kocim ruchem w Twoją stronę, odgarniając jeden z niezdarnie opadających na Twoją twarz kosmyków włosów. Nawet nie drgnęłaś. Dalej wpatrywałaś się ze złością w moją postać, nieustannie trzymając się swoich racji. Dłonie miałaś zaciśnięte w pięści. Oddech miałaś płytki, czego do końca nie umiałem zrozumieć. Stałaś się na moment posągiem, który czeka na konkretną odpowiedź z mojej strony, po której będzie mógł ponownie wrócić do swojej szarej rzeczywistości.
-Nie wmówisz mi, że nie tęskniłaś za tym- wymruczałem na Twoje ucho, po czym złożyłem na Twych pełnych wargach namiętny pocałunek. Pieszczotę, jaką mogłem ofiarować jedynie Tobie. Przyjemność, która była tak cudowna tylko z Tobą. Sam nie wiem, jak to było… Tylko Ty miałaś w sobie taką iskierkę, która pozwalała mi na pełną namiętność oraz wypuszczenie ze swego wnętrza skrajnych emocji, które na co dzień sprawowały nade mną nieograniczoną kontrolę. Decydowały o każdym ruchu, geście, a ja byłem jedynie szmacianą laleczką w ich rękach. A przy Tobie? Anabell, sprawiałaś, że ci oprawcy znikali…
-Tęskniłam- wysapałaś, odrywając się powoli od moich ust.- Nikt nie całuje tak beznadziejnie jak Ty. Jest się z czego pośmiać- założyłaś ręce na piersi, oddalając się na bezpieczną ode mnie odległość. Byłaś czujna i nieufna, niczym dzikie, drapieżne zwierze.
-To co? Będziemy dalej marznąć przed tym klubem, czy idziemy do mnie?- spytałem w końcu, jakby pewny, że to, po co tutaj przyszedłem, już zostało ziszczone. Że wróciłem z misji z tarczą. Nie na tarczy…
-Sayonara- rzuciłaś, po czym zwinnym ruchem ruszyłaś w stronę wejścia do ogromnego gmachu, z którego wydobywały się dźwięki szybkiej muzyki. Ta cholerna pewność siebie w Twoich oczach… Ten lód, od którego zaraz zachoruję… Ta obojętność… Cholerna obojętność, której tak bardzo nienawidziłem w Tobie!
-Nie mam siły się już dziś z Tobą użerać, tym bardziej kłócić- chwyciłem Cię za rękę, co spowodowało, że natychmiastowo zatrzymałaś się w miejscu. Już nawet przestałaś krzyczeć czy szarpać się. Sukces. Mały, drobny, może niewiele znaczący, ale był to już sukces.- Porozmawiajmy…- westchnąłem, ponownie przybliżając Cię bliżej siebie.
-O czym chcesz ze mną rozmawiać?- bąknęłaś uszczypliwie.- O starych rowerach? No właśnie… My nie mamy o czym rozmawiać! Jesteśmy dla siebie obcymi osobami! Weź, wróć do swojego idealnego życia, pławiąc się w luksusach, ale po raz kolejny to powtórzę! Nie wpieprzaj się do mojego życia!
-Możemy rozmawiać nawet o starych rowerach- nadal trzymałem Cię blisko siebie, by moje ciepło mogło przeniknąć do Twojej duszy.- Mnie wszystko jedno. I tak się ode mnie nie uwolnisz. Wcześniej pytałem tylko z grzeczności. Idziemy do mnie- ruszyłem przed siebie, nieustannie trzymając Cię za rękę.
-Nie będę matką dla tego dziecka!- wykrzyczałaś, wierzgając po drodze.- Puść mnie! Natychmiast! Rozumiesz, co do Ciebie mówię, psychopato?!
-Mały jest już szczęśliwy u swoich rodziców- zatrzymałem się, informując Cię w końcu, że oddałem chłopczyka ludziom, którzy naprawdę darzyli Go prawdziwą rodzicielską miłością.- Jedynie Ci pomagam, nic poza tym. Sama nie umiesz o siebie zadbać, więc ja muszę to za Ciebie robić!
-Nic nie musisz!- wypuściłaś ze swojego gardła cienki pisk.- Nie proszę Cię o nic! Nie jesteś mi do niczego potrzebny, bo jak już zdążyłeś zauważyć, jestem dużą dziewczynką! Odwal się w końcu ode mnie i mojego życia! Nic Ci do tego!
-Mylisz się. Jesteś mi potrzebna- mówiłem, niewzruszony Twoimi krzykami oraz racjami, które wykrzykiwałaś mi prosto w twarz. Nie kłamałem. Nikogo nie oszukiwałem. Nie próbowałem zdobyć Cię pustymi słowami, zatem nie stałem się gołosłowny. Po prostu wszystkim udowadniałem, że nie chcę, abyś opuszczała moje życie. Nie teraz i nie w taki sposób.
-Czyli co?- zaśmiałaś się. Oczywiście nie był to beztroski śmiech, bez ukrytego sensu  bądź pretensji. Wówczas nie byłabyś sobą.- Love forever i te sprawy? Miłość aż po grób?- drwiłaś, powodując, że moje nogi zmiękły. Stałem się ogromnym znakiem zapytania. Nie wiedziałem nawet kim jesteś. A to za sprawą kilku słów. Ponownie słów, których nadawcą byłaś Ty…
-Przyzwyczaiłem się do Ciebie- wyszeptałem, lecz z niezwykłą pewnością. Bez kłamstw, bez udawania. Mówiłem tylko to, co czułem. To, co mi dokuczało. A największą udręką było przyzwyczajenie do Twojej osoby, którego nie potrafiłem pokonać w żaden sposób… 

***

         Bo najczęściej bywa tak, że ludzie nie chcą rozpoczynać nowego rozdziału, gdy nie zamkną definitywnie tego starego. I mają rację. Takie wyjście jest najlepszym rozwiązaniem. Tylko w ten sposób wszystko może udać się po naszej myśli. Tylko tak, los może nam dopomóc. Jedynie ta opcja, pozwoli w całości się odprężyć i pozwolić żyć pełnią nowego, lepszego życia. Bo czymże byłaby ta nowa rzeczywistość, gdyby z tyłu głowy nieustannie towarzyszyłby nam strach? Niczym. Świat stałby się próbą przetrwania. Nie moglibyśmy żyć swobodnie. Brakowałoby tlenu. Czegoś byłoby za mało, natomiast czegoś innego- zdecydowanie za dużo. O przeszłości trzeba zapomnieć. Zwłaszcza takiej, którą Ty miałaś za sobą…

-I Ty tak po prostu z taką lekkością i łatwością mówisz mi, że to koniec?- zadrwił umięśniony brunet, który z trudem przyswajał kolejne informacje, które przed momentem mu przekazałaś. I faktycznie… Wbrew wszystkiemu, nie bałaś się. Nikogo się nie obawiałaś, niczemu nie zamierzałaś się poddać. Nawet takim ludziom, przed którymi niejeden im równy, by stchórzył…
-Tak, koniec. The end i te sprawy- mówiłaś, patrząc bez większych emocji prosto w ciemne tęczówki owego mężczyzny, który właśnie w tej chwili moczył swe usta w bursztynowej cieczy.- Nie trzeba być zbytnio pojętnym, żeby wiedzieć, co to oznacza.
-Słuchaj, dziecinko…- podniósł się z kanapy, po czym przyparł Cię do ściany.- Nie pozbędziesz się nas tak łatwo. Jeśli wcześniej tak myślałaś, to grubo się mylisz. Od nas się nie ucieka. Tym bardziej nie w taki sposób.
-Ja nie uciekam. Ja odchodzę- bąknęłaś, niezadowolona bliską odległością mężczyzny.- Chyba nie myślałeś, że będę do Ciebie przywiązana przez całe życie- przewróciłaś oczyma, nadal ponawiając próby uwolnienia się spod opresji bruneta.
-To i tak gruby błąd- wywarczał, przypierając Cię jeszcze mocniej do ściany.- Nikt nie puści Cię tutaj tak łatwo. Nikt. Zapewniam Cię- Anabell… Myśląc, że tak szybko zerwiesz z przeszłością, niestety tkwiłaś w ogromnym błędzie. Każdy odpuszcza, pozwala odejść, lecz nie oni. Nie tacy ludzie, którzy stali się dla Ciebie inspiracją w ciężkich chwilach, które przeżywałaś po stracie jednego z synków.- Jesteś winna pieniądze… Dużo pieniędzy… Jesteś nasza i nic tego nigdy nie zmieni, rozumiesz, Maleńka?
-Czyli będę mieć kłopoty, powiadasz?- zaprzestałaś już prób uwolnienia się. Teraz swą oziębłość i lód w sercu testowałaś na owym osiłku. To Jego chciałaś do tego stopnia zmrozić, by w końcu zrozumiał, że Twoich decyzji się nie podważa, tym bardziej nie dyskutuje się na ich temat.- Mylisz się, mój drogi. Ja już je mam, zadając się z Tobą i Twoją świtą. Co mi szkodzi mieć kilka problemów w tą czy w tą? To żadna różnica.
-Nie grab sobie, dobrze?- chwycił Cię za nadgarstki z taką siłą, że ból szybko przeszył Twoje ciało. Syknęłaś z bólu, zaciskając mocno powieki, jednocześnie powstrzymując się, aby nie wydobyć z siebie głośnego pisku.-Twoja sytuacja i tak jest już wystarczająco beznadziejna.
-Spłacę ten cholerny dług!- wykrzyczałaś prosto w Jego twarz z idealnymi rysami.- Wszystko będzie jeszcze z zyskiem dla Was, tylko puszczaj mnie natychmiast, rozumiesz?!- nigdy nie lubiłaś, gdy ktoś zakłócał Twą przestrzeń osobistą. Nawet ktoś, kto przez krótki czas pomógł zapomnieć i pogodzić się z własnym życiem.
-Z zyskiem dla nas?- oddalił się nieco, zaciekawiony Twoimi słowami. Spojrzałaś na Niego zgorzkniałym wzrokiem, masując delikatnie obolałe miejsce na ręce.
-Tak, a czego się spodziewałeś, bufonie?- warknęłaś drażliwie, patrząc na zaczerwienioną skórę na nadgarstku.- Znasz mnie. Zawsze spłacam swoje długi, nawet z nawiązką.
-Sandra…- mężczyzna wykonał zdecydowany ruch w Twoją stronę.- Smerfetko, na pewno tego chcesz? Przecież było nam tak dobrze…
-Zwłaszcza Tobie, nieprawdaż?- wycedziłaś, odsuwając się natychmiastowo.- Miałeś dosłownie wszystko na miejscu. Ciekawe, która teraz będzie tą głupią, która da Ci się tak traktować- mówiłaś, przypominając sobie sceny, które były sprzeczne z Twoją naturą. Godnością. Wolnością…
-Sandra…- czyżbyś naruszyła Jego dumę? Czyżbyś właśnie nadepnęła na odcisk, powodując, że brunet walczył, by nie wykonać jednego z niekontrolowanych ruchów, który mógłby zaważyć o wszystkim?- Uważaj, bo zaraz przekroczysz pewne granice i nie pożegnamy się w tak piękny sposób, jak robimy to teraz…
-Niedługo będę wolna- powiedziałaś jakby sama do siebie, ruszając w stronę wyjścia.- Tak na marginesie… Nie jestem Sandra. Jestem Anabell. Stara Anabell powraca- dodałaś już sama do siebie, uśmiechając się szelmowsko. 

Witam. ;*
Powracam do Was z dziewiętnastą odsłoną życia bohaterów.Rozdział dodany nieco w trybie szybszym, ale i tak jestem na przód, więc po wprowadzeniu poprawek tu i ówdzie, składam go w Wasze ręce. ♥
Tak, Kochane. Pierwsza część to wyznanie uczuć Bell i Grega. Na więcej nie potrafili się wysilić, nie? Cóż, ale tacy są już nasi ukochani i sama nie wiem czy można liczyć na coś więcej z ich strony. Jak myślicie? Jak teraz będzie wyglądała teraz ich wspólna rzeczywistość? 
Czekam na opinie. Buziaki. ;*


7 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam czytając ten rozdział, a szczególnie końcówkę. :D "Stara Anabell powraca" ♥ Teraz między nią, a Schlierim może być tylko lepiej, no! :D Choć wiem, że owy mężczyzna z pewnością nie pozwoli jej na spokojne życie, na spokojny byt u boku Gregora. On wzbudza we mnie strach i podziwiam Anabell za taką odwagę... Ja chyba nie potrafiłabym sprzeciwić się takiemu kolesiowi.. :/
    Greg w końcu zrozumiał, że jego miejsce jest u boku Anabell, a Anabell u boku jego. Ich rozmowa była dość nietypowa, bo on starał się być czuły, ale jednak nie zbyt czuły (nie chciał jej wystraszyć, nie chciał być w stosunku do niej nachalny - bynajmniej mnie się tak wydaje xD) a ona nadal okazywała się twarda jak skała, nieporuszona.
    Jednak tymi letnimi słowami zdołał ją przekonać. (Tak mi się wydaje, ale po Tobie nigdy nic nie wiadomo. :)) Jeśli teraz oboje nie będą sprzeciwiać się własnym uczuciom, wydaje mi się, że mogą stworzyć coś pięknego i trwałego. Skoczek troszkę ważył się ze słowami, ale czytając między wierszami wypowiedział się, co do swoich uczuć, Myślę, że to tylko kwestia czasu nim An opowie o swoich.
    Wzbudziłaś we mnie takie zainteresowanie, że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!! :D
    Czekam z niecierpliwością. :*
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Jak zawsze zresztą ;D Teraz zastanawia mnie, jak będą wyglądały losy Anabell i Gregora, myślę, że ich życie się zmieni.
    Ja również podziwiam Anabell, za jej odwagę i sprzeciw.
    Zobaczymy, co będzie w dalszych rozdziałach i jak rozwinie się akcja. ;*
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny.
    Bjoerghild

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej :*
    No to idziemy kroczek do przodu!
    "Stara Anabell powraca" to słowa, które chyba najbardziej mnie uszczęśliwiły...
    Także jest ok, tylko zastanawiam się jak będą teraz wyglądać jej relacje z Gregorem... Podejrzewam, że może być ciężko... No i jeszcze gdzie Schlieri oddał chłopca?
    Czekam na następny rozdział :*
    Buziaki :*

    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyżby powróciła stara Anabell ?
    Wyznali sobie miłość. Nie wyobrażasz sobie, jak się cieszyłam, czytając ten rozdział. Czyżby wszystko szło w dobrym kierunku ??
    Rozdział świetny !
    Czekam na następny i weny życzę :*
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo <3
    Powraca stara Anabell ? No tego się nie spodziewałam..
    Wyznali sobie miłość ? A to ciekawe :)
    Sądzę, że ich relacje zanim się poprawią to trochę minie ale pożyjemy zobaczymy .
    Czekam nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Powrót 'starej' Anabell? Jestem jak najbardziej na TAK!
    Końcówka z Aną najlepsza 'Tak na marginesie... Nie jestem Sandra. Jestem Anabell' :D
    Kocham cię dziewczyno za tą historię i to jak kreujesz tych bohaterów. Zwłasza Gregora i Anabell :)
    Pozdrawiam i weny kochana!
    Buziaki ;***

    Miris <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Pisałam ostatnio, że stęskniłam się za Gregorem i Anabell razem. I co? I jak narazie wszystko jest na dobrej drodze :) Nie spodziewam się, że między nimi będzie słodko jak ulepek, w sumie to nawet tego nie chcę :) Ale jakieś chwile słodkości są bardzo mile widziane i mam nadzieję, że kiedyś się takowych doczekam :D
    Domyślam się, że goście z klubu tak łatwo nie dadzą im spokoju, ale poradzą sobie z nimi. W końcu kto podskoczy Gregorowi i Anabell? ;)
    Cudeńko w czystej postaci :)
    Całus :*

    OdpowiedzUsuń