sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 13.: „Tak naprawdę nie znaliśmy się. Nigdy. I już nigdy się nie poznamy.”



         Przyjaźń jest niczym stara, ulubiona rzecz. Posiada tak wiele wad, uszczerbków, ale ma do siebie to, że nigdy nie chce jej się wyrzucić. Nie chce okryć kurzem zapomnienia. Nie chce myśleć o braku jej istnienia. Przecież każdy człowiek ma potrzebę czucia się wyjątkowym. Nieważne jak bardzo zostaniemy zdradzeni czy zranieni. Nadal odczuwamy tę potrzebę. Mimo wszystko. Wbrew wszystkiemu. Nie zważając na nic innego… A przecież prawdą jest, że nigdy nie staniemy się obojętni dla tych, którym naprawdę na nas kiedyś zależało. Tylko jeśli czuliśmy wsparcie tej osoby, miłość w sercu, a popełniła ona jeden błąd, możemy jej chyba wybaczać, czyż nie? Cała reszta to przecież i tak uczuciowy fotomontaż, który składa się głównie z aktualnych potrzeb i przelotnych upodobań, co w rezultacie prowadzi do tego, że człowiek idzie w odstawkę, gdy tylko przestaje być potrzebny… Ty od zawsze starałaś się czegoś takiego unikać. Byłabyś w stanie zapomnieć wszystkie złe chwile, byleby poczuć się choć na chwilę szczęśliwa. Szczęśliwa przy boku przyjaciółki, która jako jedyna potrafiła zrozumieć Twoje potrzeby. Albo chociaż starała się to zrobić… W końcu szczęście to nie ilość pieniędzy, które znajdują się na naszych kontach bankowych. Szczęście to ludzie, którzy pomagają tworzyć piękne wspomnienia, jednocześnie będąc solidną ostoją w życiu. 

-O matko… Anabell…- jęknęła zaskoczona Stella, widząc przed swoimi drzwiami Twoją postać. Już mniej zdziwiła Ją późna wizyta, niżeli to, że to właśnie Ty stałaś właśnie naprzeciw Niej.- Jest strasznie późno… Wchodź szybko do domu…- czując, że oblewa Ją nieprzyjemny pot, zsunęła się z przejścia, byś bez przeszkód mogła wejść do środka.- Co się stało?
-Zanim zaczniemy misję ratowania mojego życia, musimy sobie coś wyjaśnić- zaczęłaś drażliwie, przechodząc od razu do salonu.- Nie mam Ci niczego za złe. Miałaś rację. Nie jesteś Ropuchą, powinnam zaakceptować to, że chcesz być z Gregorem- powiedziałaś na jednym wydechu, nie patrząc w oczy blondynki. Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego nie miałaś odwagi w nie zajrzeć? Prawda była jedna. Ten jeden raz postanowiłaś przestać walczyć. Postanowiłaś skłamać, że wszystko jest dla Ciebie jasne, zaakceptowane z góry, lecz prawda była całkowicie inna… W rzeczywistości nie mogłaś sobie wyobrazić mnie ze Stellą. Zbyt wielki ból Ci to sprawiało, mimo że sama nie znałaś tego przyczyny…
-Anabell…- westchnęła cichutko, przysiadając na miękkiej kanapie.- Zachowałam się jak ostatnia idiotka… Stanęłam po stronie faceta, którego ledwo znam, zamiast mojej przyjaciółki, która nigdy mnie nie zawiodła…- schowała na chwilę twarz w dłoniach, pogrążając się w głębokich rozmyślaniach.
-Jak widać, obydwie popełniłyśmy błędy- objęłaś przyjaciółkę ramieniem, gładząc z wyczuciem Jej plecy.- Ja osobiście zachowałam się jakbym była już co najmniej dziesięć lat po ślubie z Schlierenzauerem…- mówiłaś wbrew sobie, pokonując kolejne bariery, które teraz nie mogły mieć żadnego istotnego znaczenia.
-Wystawił mnie… Byłam dziś w tym klubie, czekałam na Niego jak ta idiotka, a On… Nawet się nie pokazał…- wyszlochała ze wstydem. Tak naprawdę najgorsze było uczucie upokorzenia przed Tobą, Anabell. Wstyd ogarniał Ją z każdej strony. Wstyd z tego powodu, że tak łatwo dała się podejść, omal nie przypłacając tego błędu zerwaniem przyjaźni z Tobą…
-Wiem- oznajmiłaś łagodnie, wtulając do siebie stosunkowo drobną postać blondynki.- Akurat wtedy rozmawiał ze mną… Jakoś szczególnie mu się nie śpieszyło…- wyznałaś, lecz nie robiłaś tego po to, aby dobić Stellę. Zdecydowałaś się na wyznanie prawdy tylko dlatego, żeby blondynka mogła naprawdę poczuć jaki właśnie jestem. Przecież przyjaźń to nie tylko potulne głaskanie po głowie, to nie tylko zgadanie się ze wszystkim… To przede wszystkim przekazywanie bolesnej prawdy, z której można się czegoś nauczyć…
-Wy się tak chorobliwie kochacie, a ja tak bezczelnie weszłam w Wasze życie…- wychlipała. Wyprostowałaś się, nie do końca rozumiejąc sens słów Stelli.
-Możesz powtórzyć?- spytałaś, patrząc z nieporozumieniem wprost w oczy blondynki. Miłość? Czy naprawdę to usłyszałaś? A może to tylko Twój mózg robił Ci psikusy i zupełnie myliłaś pojęcia?
-Tak, Anabell…- przytaknęła, wyznając swoje racje.- Przyglądam się Waszej relacji od dłuższego czasu. Kochacie się. Jestem tego pewna- mówiła z pewnością, którymi obciekały każde ze słów, które zdołała wypowiedzieć. Miłość? Czym właściwie była dla Ciebie miłość, Anabell? Nie wiesz, prawda? Ja też nie. Przecież nigdy Jej nie zdążyliśmy poznać. Jednakże, gdyby słuchać zakochanych, to właśnie uczucie pustki, gdy jesteśmy daleko od tej drugiej połówki. Gdy zakochani są osobno, są niekompletni zupełnie tak jak książka wydana w dwóch tomach z czego jeden egzemplarz zaginął. Czyli z tego można wyciągnąć wniosek, że miłość to niekompletność w nieobecności?
-Nie opowiadaj głupot, Stell- prychnęłaś nieco zażenowana wysuwanymi racjami przez blondynkę. Skoro wcześniej doszliśmy do wniosku, że miłość to niekompletność w nieobecności, to nie mogłaś nawet podejrzewać, że jesteś zakochana. Przynajmniej nie we mnie. Wiedziałaś, co czujesz, kiedy mnie nie było przy Twoim boku. Czułaś wolność, swobodę, a godność nagle wracała…
-Tak jest- uparcie drążyła temat, który według Ciebie był jedynie stratą czasu.- Tutaj nie chodzi już o Ropuchę. Jesteś zazdrosna o każdą kobietę w życiu Gregora, nawet mnie, mimo że uparcie sądzisz, że jest inaczej. Po prostu boisz się, że go stracisz. Że któraś okaże się lepsza od Ciebie, a kiedy to całe zamieszanie się skończy, pójdziesz w zapomnienie. Właśnie dlatego postawiłaś takie warunki, które mogłyby zagwarantować Ci jak najdłuższą obecność przy swoim boku Gregora.
-Stell, to nie ma sensu!- krzyknęłaś poruszona, nie zdając sobie wcześniej sprawy, że tak mogą wyglądać Twoje kontakty ze mną z perspektywy drugiego człowieka.- Nie kocham nikogo, oprócz moich dzieci, rozumiesz?! Nie wmawiaj mi zatem jakiś idiotyzmów, bo to do niczego nie prowadzi!
-Nie bój się…- wydusiła łagodnie, nie reagując w żaden szczególny sposób na Twoje krzyki.- On także Cię kocha… Gdyby Cię nie kochał, nie akceptowałby tego wszystkiego… Nie poszedłby tak łagodnie na tę umowę, która jest dla Niego, nie czarujmy się, lekko mówiąc, niekorzystna. Był w stanie chwycić się każdej deski ratunku, byleby tylko mieć Cię przy sobie… Boi się o Twoje bezpieczeństwo, troszczy się, zrezygnował nawet z randki ze mną, a czas poświęcał Tobie…- mówiła, tępo patrząc przed siebie.- Nie uważasz, że po tym jaki numer mu wywinęłaś, a On Cię tak traktuje, to nie istnieje żadne inne wytłumaczenie, niżeli miłość?
-Uważasz, że Gregor mnie kocha, tak?- zaśmiałaś się cicho, jakbyś sama nie dowierzała w to, jakie słowa wydusiło właśnie Twoje gardło.
-Ja to wiem, Anabell- oznajmiła, patrząc prosto w Twoje niebiańskie tęczówki, które z kolei pełne były rozbawienia.
-A czy człowiek, który by mnie kochał, proponowałby mi układ, polegający na tym, że podzielimy się równo dziećmi?- spytałaś, przechodząc wreszcie do sedna sprawy. Zauważyłaś moment, kiedy w oczach Stelli zgasły iskierki, zwiastujące pewność siebie i wyznawanych przez siebie racji. Zamarła. Skamieniała, nie do końca przyswajając informacje, które dotarły do Jej uszu. Dlatego też, postanowiłaś kontynuować:- Tak, mówię prawdę. Obmyślił sobie to w ten sposób, że oddam mu moje jedno maleństwo, a On w zamian przygotuje mi grunt gdzie indziej. Najlepiej jakimś innym kraju, aby mieć pewność, że nikt nie wsadzi nosa w nieswoje sprawy- objaśniłaś.
-Anabell… Przyznam Ci się, że sama ostatnio miałam Ci składać podobną propozycję…- przyznała, patrząc na ciemne podłoże. Jej twarz oblał gorący rumieniec, natomiast serce przyśpieszyło swój rytm. Powód? Strach przed Twoją reakcją.
-Że co?!- wybuchłaś niemal natychmiastowo, zrywając się na równe nogi.- Ty też chciałaś porządzić się moimi dziećmi?! Jak mogłaś?! Co Ty sobie w ogóle myślisz?! Że kim ja jestem?!- krzyczałaś na jednym wydechu.
-Uspokój się- mówiła spokojnie, w dalszym ciągu nie reagując zbyt emocjonalnie na Twoje krzyki.- Twoja sytuacja jest jaka jest… A jest tragiczne i wiemy o tym obydwie- spojrzała na Ciebie, a w swym spojrzeniu miała troskę. Coś dziwnego dla Ciebie, czego nie umiałaś zrozumieć. Bynajmniej nie w tej chwili, kiedy poruszałyście rozmową tak drażliwy temat.- Spodziewasz się dwójki dzieci. Z jednym jest ciężko, a dwójka? Nie dasz rady, Anabell…
-Nie dam rady, ale przez to, że właśnie tak we mnie wierzysz!- próbowałaś jeszcze resztkami sił, czując kolejną falę łez pod zmęczonymi powiekami.
-Ale nie przerywaj mi na razie- warknęła  rozdrażniona faktem, że nie dajesz Jej dokończyć własnej myśli.- Wracając do tematu… Rozmawiałam ostatnio z ludźmi, którzy oddaliby wiele za takie Maleństwo. Są małżeństwem z niezłym stażem, dobrze sytuowani. Nie stracisz wiele, bo będziesz miała jednego chłopczyka przy sobie- wręczyła Ci niewielką karteczkę, na której widniał numer, prawdopodobnie do owego małżeństwa.- Sądzę, że to najlepsze wyjście w tej sytuacji.

***

         To smutne, że po prostu coś się kończy, nawet nie uprzedzając wcześniej. To takie przygnębiające, że mimo to człowiek ma jeszcze nadzieję, że to wszystko jeszcze się odbuduje, że będzie jak dawniej, ale z drugiej strony… Z drugiej strony wiedziałem, że nigdy tak nie będzie. Pomimo tego, że tyle razy przejechałem się na Tobie, tak wiele razy urażałaś moje uczucia, tak wiele razy przyprawiałaś rogi za plecami, chciałem kochać Twoje dzieci, pragnąć niewiadomo czego, a potem cierpieć… Dlatego teraz najlepszą rzeczą jaką mogłem zrobić dla siebie, to nie myśleć. Nie zastanawiać się. Nie wyobrażać sobie niestworzonych rzeczy. Nie zadręczać się na siłę. Moim obowiązkiem było teraz oddychać i mieć nikłą nadzieję, że kiedyś wszystko wróci do normy… Dosyć dawno nie było Cię już w moim życiu. Wzięłaś swoje rzeczy, a ja nawet nie wiedziałem kiedy. Urwałaś kontakt, a ja mogłem się tylko domyślać gdzie jesteś… Odtąd moje życie stało się inne. Można powiedzieć, że bezbarwne, gdyż nie miałem na co dzień przy sobie nikogo, kto w tak zawodowy sposób mógłby zmienić diametralnie mój nastrój, a nawet światopogląd… A teraz? Teraz w końcu wróciłem do swojego dawnego życia. Życia z alkoholem i inną kobietą każdej nocy. Tak było zdecydowanie najlepiej… A może i nie? Sam nie wiem… 

-Kogóż moje piękne oczy widzą?- bąknąłem, widząc obok siebie postać niewysokiej blondynki, która lustrowała mnie badawczym wzrokiem.- Idź stąd. Nie jestem tutaj ze względu na Ciebie. Najlepiej będzie, kiedy wrócisz do swojej zapchlonej przyjaciółeczki- dodałem, widząc, że blondynka nie zamierza odejść, mimo że konfrontacja z Nią była ostatnim na co miałem teraz ochotę. W końcu Stella była częścią historii, która w moim życiu już dawno zakończona była nieprzyjemnym epilogiem…
-Akurat tak się składa, że nie jesteś w moim typie, Gregor- oznajmiła łagodnie, nie spuszczając czujnego wzorku z mojej osoby. Wewnątrz siebie analizowała każde jedno słowo, które ze mną zamieniła. Czuła coś dziwnego, czego istnienia nie potrafiła wyjaśnić, a co niezwykle ciążyło na duszy…- Chcę Ci tylko uzmysłowić, jakim jesteś idiotą!- krzyknęła, wytrącając z mojej ręki przeźroczystą szklaneczkę.
-O co Ci chodzi, wariatko?- uniosłem się, stając na równe nogi.- Obydwie jesteście dokładnie takie same! Niezrównoważone psychicznie!- poczułem się po prostu jak idiota, którym każdy może dyrygować, ustawiać go po kątach. Zastanawiałem się wtedy właśnie, gdzie podział się tamten stary Gregor Schlierenzauer. Człowiek, który wiedział czego chce. Który umiał sobie ze wszystkim poradzić, który nie przejmował się nikim ani niczym, co nie dotyczyłoby Jego osoby. A teraz co? Byle blondyneczka mogła na mnie podnosić głos bez żadnych konkretnych powodów? 
-Nie krzycz na mnie!- pisnęła cienko, popychając mnie lekko przed siebie.- Jak możesz tak traktować kogoś, kogo kochasz!- wyrzuciła bez ogródek i zbędnych wstępów.- Normalni ludzie, jeśli się kochają, są ze sobą, ale nie! Nie Wy! Wy tak nie umiecie! Wy musicie sobie ciągle wszystko komplikować, bo nie umiecie żyć przyzwoicie jak ludzie!
-Jacy „Wy”? Kto kogo kocha? Czy Ty ostatnio na pewno dobrze się czujesz? I co ja mam niby wspólnego z jakimś zakochańcami?- pytałem, nie rozumiejąc przekazu wypowiedzi Stelli.- Radzę Ci zmienić otoczenie, bo jak widzę głupota coraz częściej robi się zaraźliwą chorobą- usiadłem na krześle nieopodal, dając barmanowi znak, by polał mi jeszcze jedną kolejkę.
-Ty kochasz Anabell, Anabell kocha Ciebie- mówiła głośno i wyraźnie, nie dając za wygraną. Jej pewność raziła mnie w oczy bolesnym blaskiem, który płynął z Jej tęczówek.- Nie mów, że tego nie zdążyłeś zauważyć, pacanie! Czy naprawdę ja Was muszę uświadamiać w tych sprawach?!
-Uspokój się!- krzyknąłem, przypominając sobie zachowania dawnego Gregora.- Ani Ty, ani tamta druga wariatka, nie jesteście moim problemem. Żegnam i mam nadzieję, że nigdy więcej już się nie zobaczymy- rzuciłem, zniecierpliwiony podążając przed siebie, byleby w końcu urwać się od tego, co przedstawiała blondynka.
-Potem będzie za późno, zobaczysz!- krzyknęła za mną.- Miłości długo nie oszukacie! Obydwoje jesteście tacy sami! Uparci i głupi!- dokrzyczała, po czym niemal biegiem opuściła klub. 

***

         Tak się stało, że świat jakimś cudem wyrwał się z zasięgu Twoich ramion. W żaden sposób nie umiałaś z powrotem zacząć żyć z nim w symbiozie, a samo życie biegło przed siebie, nie zważając na to, że Ty wysiadłaś już z tego pośpiesznego pociągu. Przestałaś już nawet czekać na chwilę, w której z powrotem mogłabyś wrócić do tempa narzucanego przez otaczającą Cię rzeczywistość. Oddychałaś, myślałaś, lecz nie do końca wiedziałaś po co to robisz. Anabell, to był zwykły odruch człowieka. Nic innego jak instynkty dane mu przez naturę i fakt, że jest istotą ludzką. Starałaś się wtopić we wszechobecną, miejską szarość swój organizm w sposób, byś choć na kilka chwil stała się niewidzialna. Niedostrzegalna. Po prostu pragnęłaś nie być… Zwłaszcza teraz. Zwłaszcza w tejże chwili…
-Stawiasz dosyć trudne warunki, lecz są one do zaakceptowania- usłyszałaś z ust rosłego mężczyzny, który patrzył na Twą przygnębioną sylwetkę z zadowoleniem… Tak to właśnie jest. Kiedy my coś tracimy, zyskują inni…
-To nieludzkie…- wykrztusiłaś, nerwowo patrząc po kątach. Twoje ciało lekko drżało, a paradoksalnie oblewały Cię gorące poty. Ponadto palcami stukałaś o drewniany blat stolika, co wzbudzało niemal furię w oczach milczącej kobiety, która obserwowała każdy jeden, wykonany przez Ciebie, ruch.
-Nagle obudziły się w Tobie emocje?!- krzyknęła kobieta, która dłużej nie zdołała wytrzymać narastającego napięcia, które napierało boleśnie na Jej wnętrze. Spojrzałaś na Nią bezsilnym i potulnym wzrokiem, wtapiając się w wygodne krzesło jeszcze bardziej. Zupełnie tak, jakbyś chciała się ukryć… W jakiś sposób schować, by na chwil kilka nie czuć się tak, jak się czułaś… A czułaś się okropnie. 

Hej, Skarby. :*
Dziękuję Wam z całego serduszka za słowa pod poprzednim rozdziałem. Znaczą one dla mnie niezwykle wiele i były dla mnie niczym ostoja w trudnych chwilach.
Dziękuję! ♥
Tymczasem, oddaje w Wasze znakomite ręce trzynasty rozdział. :) 
Następny? Otóż, kolejny rozdział w okolicach piątku albo przyszłej soboty. Niestety, ten tydzień niestety nie zapowiada się optymistycznie, jeśli chodzi o możliwość dysponowania czasem wolnym. :( 
Całuję. ;*

12 komentarzy:

  1. Cześć kochana!
    Zamiast uczyć się fizyki to czytam twój rozdział. :)
    Jak zawsze jest świetny.
    Kocham Anabell i Stell, ale to co wymyśliła ta druga nie mieści mi się w głowie.
    Oddać jedno dziecko komuś?! Nie to nie może się tak skończyć.
    No, ale Stella później się zrehabilitowała. Poszła do Gregora. On i Anabell są tacy sami. Uparci, bojący się miłość...
    Ja mam nadzieję, że oni niedługo będą razem.
    Bardzo, bardzo w to wierze.
    Czekam z niecierpliwością na next.

    Pozdrawiam
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, hej :*
    Jejku... cudowny ten rozdział...
    Chyba najbardziej uwielbiam to jak na początku wydarzenia pomiędzy Stellą a Anabell było pisywane z punktu widzenia Gregora, chociaż wcale go tam nie było...
    Muszę się chyba zgodzić ze Stellą co do uczuć tej dwójki...
    Tak cały czas czekam, aż sobie szczerze wyjaśnią to co czują, bez zbędnych słów, które mogłyby wszystko zaburzyć...
    Po tym rozdziale ciekawa jestem jak to dalej będzie, czy po raz kolejny Anabell i Gregor spróbują wspólnego życia...
    Może być ciekawie...
    Mnie osobiście zaniepokoiła ta ostatnia scena. Wydaje mi się, że Anabell rozmawiała z małżeństwem od Stelli, ale jakoś dziwnie to wyglądało. Aż sama nie wiem co mam o tej sytuacji myśleć. Ale mam nadzieję, że Anabell zatrzyma obu chłopców przy sobie. Uważam, że jakby któregoś oddała to była by to głupota...
    Czekam na kolejny rozdział :* Mam nadzieję, że się jakoś Anabell i Gregor pogodzą :*

    Pozdrawiam :*
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  3. NIE! Anabell nie może oddać jednego z tych maleństw nikomu! Oni muszą być razem, w końcu będą bliźniakami :)
    Stella to dobrze ujęła 'Ty kochasz Anabell, Anabell kocha ciebie'. I mam nadzieję, że w końcu to zrozumią :)
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki cudowny dzień, zwycięstwo Krzysia Bieguna w CoC-sie i jezcze ty dodałaś nowy rozdział. Och mam ochotę pożądnie pierdzielnąć Stell za tą propozycje. Jak ona mogła!? Jak można zabierać dziecko matce i mówić ze tak będzie lepiej? Gregor jego zachowanie jest zmienne jak baba w ciąży! Raz słodki a raz okropny. Ale to jest zaleta tego opowiadania ! A ona ustawiona pomiędzy młotem a kowadłem. Albo ma dwóch synów i ciężar ich utrzymania albo zostaje z jednym, dla którego robi wszystko, ale żyje z poczuciem winy. Jedno zle i drugie. Cudowny jak zawsze. Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ona nie może oddać jednego z chłopców :c
    Później może tego żałować :c
    Rozdział jak zawsze cudowny :*
    Z niecierpliwością czekam na kolejny
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pod ogromnym ważeniem tego rozdziału.
    Zastanawiałam się, czym teraz nas zaskoczysz i szczerze powiedziawszy nie wiedziałam, czego się spodziewać. ;) Kocham Cię normalnie! ♥
    Rozmowa Anabell i Stelli dała mi do myślenia. Być może Stella ma rację. Być może Anabell w dość specyficzny i niejasny dla wszystkich sposób kocha Gregora. Wydaje mi się, że wypiera się wszystkich emocji związanych z postacią skoczka. Dlaczego? Bo nigdy nie kochała i nie wie jakie to uczucie, ponad to jest zbyt dumna by przyznać się do słabości, jaką ma do Schlierenzauera. Nie wiem, czy rozgryzłam ją czy tylko mi się wydaje, ale napisałam to, co czuję. :))
    Co do postaci Gregora. Sytuacja w barze mnie wydawała się dość jasna. Tęsknił za Anabell. Wypełniała go pustka, którą za wszelką cenę starał się wypełnić kobietami, alkoholem i swoim starym stylem życia. Być może kiedyś robił to, bo też czuł się samotny, nieznający prawdziwej miłości?
    Jak dla mnie nasi bohaterowie są naprawdę trudnymi do odszyfrowania postaciami. Nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać, a tym bardziej co czują czy myślą. To właśnie jest urok Twojego opowiadania. ♥♥♥
    Czekam na więcej. :3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny jak zawsze <3 Po prostu cudo ! :*
    Wydaję mi się, że Stella ma rację, że Anabell kocha Gregora, a Gregor Anabell tylko obydwoje nie chcą się do tego przyznać , nie chcą dopuścić tego do siebie, że tak naprawdę jest .
    Obydwoje tęsknią za sobą i tak naprawdę nie mogą bez siebie żyć, przynajmniej mam takie wrażenie .
    Czekam z nie cierpliwością nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  8. spóźniona, jak zawsze...

    no pięknie się porobiło, pięknie... aż mi słów brakuje na skomentowanie tego wszystkiego...

    a ja ciągle myślałam, że Stella jest fair i w porządku względem Anabell a tutaj taka akcja... jednak pozory mylą, jak to mówią.

    rozdział wspaniały, z niecierpliwością czekam na kolejny.

    pozdrawiam, buźka :*

    dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wreszcie jestem i nadrabiam zaleglosci! Wez niech on ja WRESZCIE pocaluje *-*- :D
    Tak na prawde....
    pozdrawiam, u mnie notki ktorych nie czytalas jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam za drobne opóźnienie, ale wiesz, szkoła ;)
    Stwierdzam, że rozdział wyszedł wspaniale :) Stella jak narazie sprawdza się w roli mediatora. Widać jak dobrą jest przyjaciółką, że tak bardzo jej zależy na szczęściu Anabell ;)
    Gregor... Kiedy on dopuści uczucia do głosu? Liczę, że kiedyś zrozumie, co czuje i odważy się do tego przyznać. W końcu ileż można? Psychikę sobie chłopak wymęczy.
    Wiesz, szczerze ci powiem, że twoje opowiadanie to jedno z tych, które najprzyjemniej mi się czyta i z największą ochotą komentuje. Czemu? Bo lubię rzeczy inteligentne, a ta historia właśnie taka jest. Naprawdę miło jest poczytać coś przyślanego :))) Aj, no kocham to tu wszystko :*
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie, nie i jeszcze raz nie! Chłopcy muszą być razem! Ona nie może ich oddać! Gdy tylko zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział, obudziło się we mnie takie dziwne wrażenie, że stanie się w nim coś strasznego... I ta dam! Mam ochotę teraz przejść się do Stelli i porządnie jej nagadać... Jak ona mogła w ogóle to zaproponować? Jak jej to w ogóle mogło przyjść na myśl? Nie rozumiem, i chyba nie chcę rozumieć jej toku rozumowania.
    Za to Stell ma plusa za "uświadamomianie" Gregora i Anabell. Myślę, że potrzebują jakby przetrzeć oczy, spojrzeć na to wszystko z innej strony, by zrozumieć, jak bardzo się kochają! I jak bardzo do siebie pasują. Bo to, co zazwyczaj odciąga od siebie ludzi, ich przyciąga. Kłócą się, krzyczą na siebie - ale przez to pokazują, jak bardzo im na sobie zależy. To dziwne, wiem, ale kto powiedział, że miłość jest normalna? xd
    W każdym bądź razie czekam z niecierpliwością na następny! Pozdrawiam cię gorąco w te ostatnie dni ferii ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepraszam za poślizg, ale moje zorganizowanie jest bliskie zeru :P
    Więc, Stella zachowuje się dziwnie xD A może to Gregor i Anabell.. ja już sama nie wiem :D
    Gregor nie powinien tak się wydzierać i tym bardziej nie powinien pić... Mam nadzieję, że się ogarnie i jednak posłucha słów Stelli.. no ale kto go tam wie ;)
    A Anabell nie powinna oddawać jednego z bliźniaków. Przecież to nie jest do końca normalne, żeby ich rozdzielać. No chyba że kombinujesz jakiś dłuższy wątek jeśli chodzi o ich przyszłe życie ;P
    Kocham to opowiadanie :)
    Całusy, Molly :***

    PS. Zapraszam do mnie na http://i-never-let-you-down.blogspot.com/
    oraz na
    http://jestesbiciemmegoserca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń