piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 20.: „Tysiąc drobnych blizn… Po pocałunkach Twych…”



         Bez obietnic. Bez zbędnych nadziei. Właściwie bez niczego na co dzień, żyliśmy w symbiozie. I wiesz co? Ku zdziwieniu każdego, czułem się z tym dobrze. Można powiedzieć, że odczuwałem swego rodzaju szczęście. Było mi przy Tobie dobrze. Po prostu dobrze, a na pewno lepiej, niżeli z jakąkolwiek inną. Nie wymagałaś zbyt wiele. Nie oczekiwałaś gwiazdki z nieba. Nie próbowałaś wymusić  ode mnie wakacji na Hawajach bądź wilii z kilkoma sypialniami i łazienkami. Tym bardziej nie przywiązywałaś większej wagi do sentymentalnych bzdur, takich jak na przykład drobne rocznice, które poprzednie potrafiły wymyślić w kilka sekund. Nie grałaś przede mną księżniczki. Bez makijażu, w dresie oraz rozczochranych włosach paradowałaś przede mną, nie przejmując się tym ani trochę. Inne tak nie robiły. Można powiedzieć, że byłaś idealna. Nawet tak dużo nie mówiłaś. Odzywałaś się, kiedy to było konieczne, a jak już zabierałaś głos- robiłaś to w konkretny sposób, zbytnio nie przedłużając. I to właśnie podobało mi się najbardziej. Fakt, że odbiegałaś od wyznaczonych norm. Nie chciałaś być jak inne. Pragnęłaś być sobą. Anabell, która jest inna na swój własny sposób. To najbardziej mnie w Tobie pociągało. Te kocie ruchy, które w całości wyrażały lekceważenie do ludzi, który byli zdania, iż nie należy odbiegać od wyznaczonych schematów. Uwielbiałem to…

-No już…- dałem Ci lekką sójkę w bok, uśmiechając się szelmowsko.- Kupię Ci ją. Tylko najpierw musisz tak ładnie, ładnie poprosić- ująłem Cię w talii, nadal goszcząc na ustach uśmiech. Gdyby ktoś nas nie znał, mógłby pomyśleć, że jesteśmy nieprzeciętnie zakochanymi w sobie ludźmi, którzy nie widzą poza sobą świata. Prawda jednak wyglądała tak, że doskonale wiedziałem czego nie lubisz. A nie lubiłaś tego. Nienawidziłaś, gdy byłem tak blisko Ciebie, gdy w pobliżu znajdowali się inni ludzie.
-Co?- oderwałaś się ode mnie, lecz Twój głos był nadal zaskakująco łagodny i spokojny. Co się stało, że nie wściekałaś się o takie rzeczy? Kiedyś nie miałabyś blokady, bylebym na przyszłość zaczął szanować Twoje poglądy i przekonania. A teraz?
-Tę sukienkę- wskazałem skinieniem głowy na sukienkę, która wisiała na jednym z manekinów. Czarna. Wieczorowa. Z koronką z przodu. Pasująca do Ciebie. Do Twojej drapieżności. Tajemniczości. Intrygi w oczach, którą zawsze posiadałaś.- Widzę przecież jak się ślinisz na jej widok.
-Nieprawda- zaprzeczyłaś szybko, odwracając się tyłem do manekina, w którego jeszcze przed momentem byłaś wpatrzona. Patrzyłem w Twoje oczy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale tylko one miały taką moc w sobie, aby zafascynować człowieka. Skrywały tak wiele tajemnic, mimo że swym surowym i niedostępnym wyrazem jedynie odpychały od siebie.-To nuda wywołuje u mnie ślinotok. Długo będziesz jeszcze wybierał te zakichane sweterki?
-Sam nie wiem- westchnąłem.- Mam dylemat pomiędzy pruskim błękitem, a kobaltem- powiedziałem z konsternacją wymalowaną na twarzy.
-Pruskie… Co?- wykrztusiłaś, patrząc na mnie niezrozumiałym wzrokiem.- To i to jest niebieskie, więc z czego tu robić problem?- dopowiedziałaś z pewnością, lustrując dokładnie wzrokiem ubrania, które trzymałem w dłoniach.- Bierz obydwa i idziemy. Bolą mnie już nogi.
-Jesteś kobietą…
-Tak przynajmniej mi się wydaje- przerwałaś, przebierając pomiędzy kolejnymi wieszakami.- Ale wiesz… Jeszcze na nic nie jest za późno- puściłaś mi oko, po czym zdecydowanym krokiem ruszyłaś przed siebie.
-…i nie lubisz zakupów?- dokończyłem poprzednią myśl, dotrzymując Ci ślamazarnie kroku.-Przecież to jest nielogiczne.
-Słuchaj, Schlierenzauer- odwróciłaś się w moją stronę tak gwałtownie, że omal na Ciebie nie wszedłem.- Jestem tu tylko…
-…dlatego, że kazałem Ci wychylić nos zza drzwi i oderwać się w końcu od pudła, zwanego telewizorem- tym razem to ja Ci przerwałem, na co zrobiłaś kwaśną minę.
-To też- przytaknęłaś, zakładając ręce na piersi.- Ale wcześniej chciałam powiedzieć, że jestem tu tylko z grzeczności.
-Nie jesteś grzeczna, Anabell- zauważyłem z uśmiechem na ustach. Szczerze, lubiłem, kiedy wchodziliśmy sobie w słowo, próbując jak najwięcej dla siebie ugrać. Muszę przyznać, że jakoś przywykłem do rozmów z Tobą. Pomimo tego, że ciągle wykorzystywałaś moje słabe punkty, byłaś opryskliwa, zimna, ja nadal chciałem z Tobą rozmawiać bez końca…
-No właśnie- zgodziłaś się.- Tym bardziej nie rozumiem, co ja tutaj właściwie robię. Bierz ten niemiecki błękit i idziemy- rzuciłaś przez ramię, kierując swe kroki w stronę kasy.
-Pruski błękit, na Boga, Anabell!- poprawiłem Cię natychmiastowo, podążając Twoimi śladami.
-Niemiecki czy pruski…- przewróciłaś oczyma, nie zatrzymując się.- Jedno i to samo. Przecież wydarzenia z 1871 roku mówią same za siebie.
-A co Ty się taka ostatnio obczytana zrobiłaś, że gadasz mi tu teraz o zjednoczeniu Niemiec?- zdziwiłem się. Nigdy wcześniej nawet nie podejrzewałbym Cię o przywiązywanie jakiejkolwiek wagi do historii. Zwłaszcza takiej historii. A jednak… Potrafiłaś mnie zaskoczyć w każdym aspekcie życia.
-Całymi dniami siedzę sama w domu. Znalazłam sobie coś w tym Twoim zakurzonym stosie książek, to zaczęłam czytać, nie?- zwróciłaś się do mnie, jakby to była oczywista oczywistość.- Powoli dochodzę do paktu Ribbentrop-Mołotow z 1939 roku- dodałaś z dumą, goszcząc na twarzy cwany uśmieszek.
-Już wolę jak rozmawiamy o starych rowerach…- bąknąłem pod nosem, mrużąc nieznacznie swe powieki. Nadal pytałem siebie jak to się stało, że od zawsze byłaś dla mnie znakiem zapytania? I jeszcze jedno, zasadnicze pytanie, od którego należałoby wszystko zacząć… Czemu wzbudzałaś we mnie taką ciekawość?
-Coś muszę robić- wzruszyłaś od niechcenia ramionami.- Ty albo jesteś na treningach, albo na zawodach z tabunem napalonych fanek. Nie nudzisz się w przeciwieństwie do mnie- wypomniałaś z lekką urazą. Ale, Anabell… Nie miałem nawet ochoty patrzeć na inne. Szkoda, że o tym nie wiedziałaś… Bo na dobrą sprawę, nie mogłaś wiedzieć.
-Nie bronię Ci zadawać się z innymi facetami- przypomniałem nieco nieobecny duchem w naszej rozmowie.
-Tak, wiem- rzekłaś, mierząc mnie badawczym wzrokiem.- Ten nasz wolny związek. Sypiamy z kim chcemy, robimy co chcemy, ale mieszkać i chodzić na zakupy to z Tobą muszę!
-Nie miałaś wcześniej nic przeciwko- zareagowałem szybko, chcąc pozbyć się narastającego ciśnienia, które napierało na mnie od środka.- Zgodziłaś się na tę wygodę i to była nasza wspólna decyzja.
-Też wiem- odparłaś z lekkością, bawiąc się swoimi paznokciami.- Przyzwyczajenie i te sprawy. Nie wnikam w nic więcej, co chciałeś ugrać tą propozycją, ale prócz tych zakupów w zasadzie to mi się nie krzywduje.
-I znosisz to wszystko pewnie z grzeczności, czyż nie?- zadrwiłem.
-A jakże inaczej? Już taki grzeczny ze mnie człowiek- odpowiedziałaś z lekkim uśmiechem, który sam nie wiem, co miał symbolizować. Jego również lubiłem…- A… I jest jeszcze jeden powód. Upatrzyłam sobie dosyć fajne książki w Twojej biblioteczce. Ty wiedziałeś wcześniej, że czytanie jest takie fajne?
-Czyli kiedy skończysz wszystko, wyprowadzisz się?
-Chyba, że kupisz więcej książek. W zasadzie, ciekawi mnie wojna zimowa. Taka podpowiedź, żebyś wiedział o co się wzbogacić- zasugerowałaś. Wiesz… Coraz częściej miałem wrażenie, że się zmieniasz, lecz paradoksalnie zostajesz niezmieniona. Czy to możliwe? A może ja traciłem zmysły?
-Wojna… Co?- wykrztusiłem.- O wiele bardziej wolę Cię w wydaniu histeryczki, niżeli historyczki- stwierdziłem lekko przestraszony, zarazem zdziwiony i oniemiały postawą, jaką prezentowałaś.
-Weź najlepiej ten czerwony- podałaś mi do ręki jeden z wieszaków, wśród których grzebałaś.- I już więcej nie marudź. W nim będzie Ci zdecydowanie najlepiej- obróciłaś się na pięcie, po czym stanęłaś obok kasy, patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem.
-To burgundowy, Anabell.

***

         Istnieją takie dwie wartości, które od zawsze będą zajmować wysokie lokaty w hierarchii życia ludzkiego. Od zawsze, na zawsze. Choćby Ziemia została kilkakrotnie wyludniona, a ludzie zaczynaliby od zera swoje życie i cykl, według którego mieliby żyć, miłość oraz przyjaźń i tak pozostałaby na pierwszym miejscu. Nieważne, co by się działo. Nieważne w jaki sposób. Nieważne dlaczego, tak już jest i będzie. Bo tylko miłość i przyjaźń nie znają granic. Ich fundamentem są cenne chwile zaklęte i oparte na szczerości oraz prawdzie z czystymi intencjami. Niestety nie na jednej łzie wylanej, lecz wszystko były w stanie zrekompensować rozmowy toczone i we dniu, i w nocy. To już los, który związał ze sobą dwoje obcych sobie ludzi. A ich zadanie? Otóż, może nie jest bardzo trudne, a mówiąc wprost- jest po prostu banalne. Najczęściej jednak bywa tak, że ludzie zapominają o tych łatwych zadaniach, trudząc się jedynie zadaniami z wyższej półki. Nie zdają sobie sprawy, że pielęgnowanie miłości czy też przyjaźni jest najważniejsze. Każdego dnia należy dbać o te wartości oraz szanować je całą swą duszą i sercem. Nigdy bowiem nie wiemy, co czeka na nas za zakrętem… A tak naprawdę, może skrywać się tam właśnie koniec… 

-Wasz związek kwitnie- stwierdziła z uśmiechem drobna blondynka, która patrzyła na Ciebie wzrokiem pełnym ciepła i… miłości.-Ty zresztą też. Stałaś się innym człowiekiem przy Gregu, Anabell.
-Innym człowiekiem?- spytałaś, nieco powątpiewając w słowa przyjaciółki.- Stell, o czym Ty mówisz?
-Uśmiechasz się- powiedziała szybko.- Nigdy wcześniej nie robiłaś tego w ten sposób. Jesteś opanowana, spokojna. Nie denerwujesz się tak łatwo. Interesujesz się sprawami, o których kiedyś istnieniu nawet nie wiedziałaś. Mam wymieniać dalej?
-Nie, oszczędź sobie- wykrztusiłaś oschle.-Nie rozumiem o co Ci chodzi… Za wszelką cenę chcesz mi udowodnić, że coś czuję do Schlierenzauera, jak to jest nieprawda! Chyba sama wiem najlepiej, nie uważasz?
-Ja nie chcę Ci niczego narzucać. Ja po prostu mówię jak jest, Anabell. Zmieniłaś się na lepsze. A to właśnie za sprawą Gregora- dalej grała w zaparte, stojąc murem za swoją tezą.- Poza tym… Gdyby faktycznie był dla Ciebie takim utrapieniem, nie godziłabyś się na ten związek.
-Układ, Stell. To jest po prostu czysty układ- skorygowałaś natychmiast wypowiedź blondynki.- A zgodziłam się na niego tylko ze względu na to, że potrzebuję pieniędzy- wyznałaś, wtapiając się w miękkie oparcie skórzanej kanapy.
-Że co?- wydukała ledwo, patrząc okrągłymi oczyma na Twoją postać. Dotychczas blondynka nie znała pobudek, które Tobą kierowały, wracając do mnie. Znałaś je jedynie Ty i właściwie sama nie wiedziałaś, czemu nie przyznałaś się do nich od razu. Jak widać, postępowałaś wcześniej słusznie…
-Mam pewne długi…- powiedziałaś nieco zmieszana, nie patrząc w oczy przyjaciółki. Nerwowo bawiłaś się własnymi palcami, przeczuwając, że zaraz może zdarzyć się coś naprawdę niedobrego…
-I chcesz bez skrupułów wykorzystać faceta, który lata za Tobą z wywalonym jęzorem?!- zerwała się gwałtownie na równe nogi.- Kim Ty jesteś?!
-Twoją przyjaciółką, jakbyś jeszcze nie zdążyła zauważyć!- duma zadziałała. Machinalnie podniosłaś się, stając tuż przed blondynką, w której zaglądałaś w oczy pełne złości.
-Nie chcę takiej przyjaciółki!- wyrwało Jej się.- Potrafisz jedynie wykorzystywać ludzi, którym na Tobie zależy! Nie patrzysz na to, co ktoś czuje! Masz gdzieś, co znaczysz dla innych! Ważne jest tylko to, by Tobie było wygodnie! Liczy się tylko kasa i nic więcej! Odpowiedz mi teraz, po co ja Ci byłam potrzebna?! No po co?!
-A czy musisz od razu tak na mnie wrzeszczeć?!- pisnęłaś, czując paraliż w całym ciele. Wiele byś się spodziewała, lecz nie takich słów z ust najlepszej przyjaciółki…- Nie wykorzystuję Ciebie! Schlierenzauer i tak jest bezuczuciowym dupkiem, więc co? Nagle mam rzucać dla Niego wszystko?!
-On czuje! Ty nie czujesz, Sandra! Ty! Bo to Ty od zawsze jesteś własnym problemem!- krzyczała dalej, a Jej głos przerażał Cię najbardziej. Powaga, prawda oraz nienawiść… Zupełnie tak, jakby Cię nie znała…
-Jak Ty mnie nazwałaś?- szepnęłaś niedowierzając. Sandra? Przecież Sandra już dawno nie żyła. Była Anabell. I Stella o tym doskonale wiedziała…
-Anabell już nie ma! Anabell by się tak nie zachowywała!- wrzeszczała nadal.- Anabell, którą znałam umarła! Jej nie ma i nawet nie mam pewności, czy kiedykolwiek była! Zostało to coś!- wskazała rękoma w Twoją stronę.- Bezuczuciowa, zimna Sandra! 

***

         Wiadome, że życie w całości opiera się na zmianach. Codzienność, którą spleciony jest nasz żywot, wykonana jest z różnorodności, którą zapewniają jej właśnie zmiany. Te małe i te duże. Te przebojowe i te najmniejsze, dotyczące na przykład kupna innych niż zawsze perfum. Dlatego też, spróbujmy nie opierać się zmianom, które spotkamy na własnej drodze. Dajmy ponieść się życiu. Nie martwmy się, że wywraca się ono do góry nogami. Owszem, niezwykle ciężkie zadanie, lecz tylko w ten sposób będziemy mogli w miarę normalnie egzystować. Bo skąd wiemy, czy to do czego już się przyzwyczailiśmy, jest lepsze od tego, co przed nami? Pamiętać należy o tym, że choćby niewiadomo jak bardzo bolała nas ta zmiana, nie możemy zamknąć się na teraźniejszość. Ty ten błąd niestety popełniałaś…

-Co z Tobą?- spytałem lekko zaniepokojony, dostrzegając że z martwym wyrazem twarzy siedzisz na kanapie, wyraźnie oderwana od rzeczywistości. Wiesz, co jako pierwsze przyszło mi do głowy? Nic innego jak to, że tamci ludzie wrócili, kolejny raz chcąc przeciągnąć Cię na swoją czarną stronę.
-Od kiedy Cię to niby obchodzi?- prychnęłaś opryskliwym głosem, po czym odsunęłaś się ode mnie na znacznie bezpieczniejszą odległość. Ból wręcz rozsadzał Cię od środka. Widziałem to. Każdy by to zauważył…
-Nie obchodzi. Tak się składa, że ja również jestem bardzo grzecznym człowiekiem i także pytam jedynie z grzeczności- odpowiedziałem niczemu niewzruszony, przybliżając się do Ciebie na bliską odległość.
-Tą swoją grzeczność możesz sobie wepchać głęboko nie powiem gdzie- burknęłaś, ruszając w stronę łazienki.- Nie potrzebuję jej. 
-Nie powiesz, bo również jesteś niezwykle grzeczną dziewczynką- uśmiechnąłem się łobuzersko, przyciągając Cię do siebie. Tym razem nie odsunęłaś się. Byłaś inna. Nie mam pojęcia jak to sprecyzować, lecz tym razem byłaś kimś innym. Stałaś się w tak krótkiej chwili krucha, delikatna, bezbronna wobec świata. Zraniona…
-Zostaw mnie- chciałaś krzyknąć, lecz zwyczajnie zabrakło Ci na to sił.- Nie mam ochoty jeszcze dziś oglądać Twojej głupiej gęby. Mam Cię serdecznie dosyć… Jak wszystkiego tutaj…- dopowiedziałaś pod nosem, co jedynie spotkało się z reakcją z mojej strony, że wzmocniłem swój uścisk, w którym Cię trzymałem.
-Porozmawiamy o tym jutro- zamruczałem na Twoje ucho.- Jak na razie, mamy lepsze atrakcje na dzisiejszy wieczór…- dodałem, po czym wpiłem się w Twoje pełne, zimne wargi. 


Jest piątek i jest u mnie rozdział. :) Niestety, w moim przypadku to ostatni dzień ferii zimowych. Jak to jest, że to, co dobre tak szybko się kończy? :(
Taki historyczny rozdział mi wyszedł, ale tak to jest, kiedy człowiek bierze się za pisanie po trzygodzinnym ślęczeniu nad książką do historii. :)
Jednakże nie to jest najważniejsze...
Kochane! Greg wykonał wczoraj kawał dobrej roboty! I złoto, i srebro zostało w dobrych rękach, a Panowie na pewno na nie zasłużyli. :D
A Greg? Cóż, osobiście pragnę, by tak samo jak na załączonym obrazku obok, jak najczęściej unosił ręce w geście triumfu! ♥

10 komentarzy:

  1. Hej, hej :*
    Cóż to za nagła zmiana Anabell? Zadziwiłaś... :*
    Hm... widzę, że w tym przypadku teoria, że mężczyźni to daltoniści obróciła się o 180 stopni...
    W ogóle to takie fajne było, przyjemnie się czytało, kiedy Gregor i Anabell byli w sklepie... Te ich niby spokojne rozmowy, jednocześnie z docinkami z każdej strony...
    No i gdyby nie rozmowa Anabell ze Stellą to byłby to chyba (jeżeli nie jest :*) najbardziej pozytywny rozdział ;)
    Ja osobiście takie bardzo lubię :*
    No i to zakończenie... czekam na więcej :* aww...
    Muszę Ci jeszcze bardzo podziękować za ten piękny komentarz... <3

    Pozdrawiam :*
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  2. Okeeej... Muszę przyznać, że trochę się zaczynam gubić w tym wszystkim :/
    Jak to Stell rozmawiała z Sandrą, a myślała, że to Anabell? A później ta 'prawdziwa' Ana była z Gregorem. O co tutaj chodziło? Czy ja coś przegapiłam?
    Rozdział sam w sobie super ci wyszedł :) Rozumiem cię. Też od poniedziałku do szkoły muszę iść. Ferie nie trwają wiecznie...
    Widać, że Schlierenzauer jest zakochany w Anabell :)
    Pozdrawiam i weny kochana!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj to się chyba jakoś pięknie nie popiszę komentarzem, bo kiedy się zdycha w otoczeniu chusteczek, tabletek na gardło i innych chorobowych specyfików, to lekko nie jest. Ale dla ciebie wszystko :*
    •Akcja w sklepie - zawsze wydawało mi się, że to faceci gubią się wśród dziwnych nazw, kolorów itp itd, a tu proszę jaka niespodzianka :) To jest dowód na to, że Anabell jest wyjątkowa :D
    • Ale na tym się moje pochwały dla Anabell kończą, bo to, co prezentuje dalej zwyczajnie udowadnia, że tak naprawdę wcale się nie zmieniła. Jestem na nie. Wolę prawdziwą 'starą' Anabell ;)
    •Zauważyłam za to, że dużą przemianę zaliczyła Stella. Bo czy to nie przypadkiem ona poradziła Anabell wykorzystać Gregora po śmierci Borisa? Teraz natomiast zajmuje całkowite odmienne stanowisko. I właśnie tak ma być ;)
    •Gregora kocham i chyba nic tego nie zmieni. Pod względem uroku on zdecydowanie wygrał ten rozdział :)
    •O feriach to mi nawet nie przypominaj, bo ja miałam w styczniu :P
    •I tak, wczoraj duma mnie rozpierała :D Za takim Gregorem się stęskniłam :)
    Przepraszam, komentarz jest jaki jest ;)
    Całuję (albo lepiej nie, bo jeszcze cię zarażę) ;) No to pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. PRZEPRASZAAAAM! :CCCCCC
    Nie było mnie i to bardzo długo ;c
    Naprawdę przepraszam ;c
    Nadrobiłam wszystko.
    Po cichu mam ogromną nadzieję, że Anabell naprawdę się zmieni.
    A miłość Gregora przecież widać z daleka, znaczy się dla mnie ;)
    To jest takie przepiękne ♥♥
    Jeszcze raz przepraszam ;c
    Czekam na kolejny z niecierpliwością
    Buziaki ;****

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadrobiłam zaległości :)

    Niestety nie mogłam czytać na bieżąco, ponieważ miałam sporo spraw na głowie (dom, szkoła, bilet na koncert), za co bardzo przepraszam.

    BŁĘKIT PRUSKI ♥ ♥ ♥

    O matko, aż sobie przypomniałam drugą klasę technikum i lekcje chemii analitycznej, na której wykrywaliśmy jony żelaza (II) i w jednej reakcji jony żelaza (II) z roztworem sześciocyjanożelazianu (II) dały osad o barwie ciemnoniebieskiej, która została nazwana "błękitem pruskim" :) Tak, wiem, że to nie jest miejsce na wykłady z chemii, ale nie mogłam się powstrzymać :)

    Gregor zaskoczył mnie znajomością takich barw jak błękit pruski, kobalt czy burgund. Swoją drogą kobaltowy kolor jest piękny ^^. Mam sweterek w podobnym kolorze, ale niektórzy twierdzą, że to jest szafir... :) Faceci z reguły nie znają się na kolorach, ale są wyjątki ^^.

    Nie ma to jak nuda :) Tylko ona może zrobić z człowiekiem dosłownie wszystko :) Mamy nawet dowód - Anabell sięgnęła po książki :) Historia II Wojny Światowej jest bardzo ciekawa i wciągająca. Nie dziwię się, że Anabell czyta o pakcie Ribbentrop-Mołotow.

    Dobra, wiem, rozpisałam się i to w dodatku nie na temat, ale musisz mi to wybaczyć :*

    Rozdział świetne, czekam na kolejny.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za spam, ale jakiś czas temu ukazał się nowy rozdział, a ja w wirze nauki zapomniałam o tym poinformować :)

      http://story-about-polish-ski-jumpers.blogspot.com/

      Usuń
  6. Jestem dopiero teraz. Przepraszam Cię za to bardzo, ale wcześniej nie miałam czasu.
    Rozdział mi się bardzo podoba, jaki reszta, których nie skomentowałam.
    Te ich zakupy były świetne. Usmialam się przy nich.
    Później ta akcja ze Stellą. Cóż uważam, że ona coś do niego czuje tylko nie chce się do tego przyznać, ale jej przyjaciółka miała rację. Może wreszcie przejrzy na oczy zmieni swoje zachowanie.
    Końcówka cóż... Ukazuje relacje Gregora i Anabell.
    Czekam na next.

    Pozdrawiam
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudeńko!! ♥ ♥ ♥
    Faktycznie, udzieliło Ci się trochę tej historii. :) ale to sam plus. Nadaje takiego... fajnego klimatu. ^^ Nie spodziewałam się TAKIEJ Anabell. Ma w sobie jakiś taki wewnętrzny potencjał. :) Podoba mi się ta odsłona. Ale jednocześnie jestem na nią troszkę zła. Dlaczego? Bo skrywa wszystkie emocje. Okej, jeśli tak jej lepiej, niech ukrywa prawdziwą siebie przed innymi, ale dlaczego ukrywa prawdziwe ja przed samą sobą? Moim zdaniem Stella zrobiła bardzo dobrze. Może te słowa jakoś wstrząsną Anabell. Stella zadała jej takiego porządnego kopniaka w tyłek. I bardzo dobrze.
    Stosunki między nią, a Gregiem jak dla mnie są dość zabawne. Ta szorstkość w stosunku do siebie. Te docinki... Zabawne. Jadnak zabawne nie jest już to, że skoczek mimo swoich uczuć przekonuje naszą bohaterkę, że nic dla niego nie znaczy. Może to jest właśnie ten błąd? Może gdyby wypowiedział się odnośnie swych uczuć, Anabell coś by zrozumiała? Nie wiem już co mam robić i myśleć. Jestem rozdarta między każdą odsłoną naszej An. :c
    Ale rozdział fenomenalny! ♥♥
    Czekam na więcej! :*
    Buziole! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. "To jest burgundowy Anabell"-rozwaliło system xD
    Ta ich specyficzna relacja, to ic pożądanie siebie nawzjem a jednocześnie nienawiść, pociąga mnie jak cholera!
    I ty dobrze wiesz, ze tak jest. I wiesz co pisze ten komentarz oglądając druzynowke i emocje które nasi chłopcy mi dziś daja uniemożliwia napisanie długiego i skład ego komentarza.
    No cóż rozdział cudowny i tyle, jak zawsze. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow !
    Rozdział świetny to mało powiedziane , jest cudowny <3
    Anabell się zmienia i to chyba na lepsze..
    Mam taką nadzieję .
    Poruszyły ją słowa Stelli bo Anabell wie dobrze, że to co powiedziała Stella jest prawdą .
    Czekam nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń