piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 17.: „Jesteśmy psychicznie potrąceni i myślę, że długo potrwa, nim zaczniemy żyć normalnie.”



         Gdy płomień uczucia powoli chyli się ku zgaśnięciu, nie popełnijmy nigdy tego błędu, że trzeba już teraz, nagle, nawet bez słowa odchodzić. Trzeba zostać i czekać aż całkowicie zgaśnie, jeśli coś takiego było właśnie pisane. Przecież po definitywnym zgaśnięciu płomyczka, będzie można odejść z myślą i pewnością, że już na pewno nie ma się do czego wracać. Odejdziemy wówczas bez ryzyka. Bez niepotrzebnego strachu, który będzie powracał z każdą chwilą, bo gdy odejdziemy, a potem zdamy sobie sprawę, iż kochamy dalej, będzie już za późno. Zwątpienie w miłości zawsze niesie ze sobą pewne konsekwencje w szczególności jest to cierpienie. A z tym nie jest już tak łatwo… To tak, jak dziura w ścianie. Niby można ją wypełnić, zaszpachlować, następnie zamalować kilkoma ruchami pędza, po czym możemy mieć pewność, że nikt tego nie zauważy. Jednakże, w praktyce wygląda to nieco inaczej. Fakt, że uszczerbek zostanie wypełniony i zatuszowany dla innych, my i tak będziemy wiedzieć, że ta dziura tam była. Co jednak nie oznacza, że cierpienie w całości jest złe. Owszem, najczęściej wynika z naszych własnych błędów, lecz bywają sytuacje, kiedy wobec cierpienia jesteśmy zbyt mali i bezsilni, by cokolwiek obudzić, poruszyć… Ono po prostu przychodzi, dopada i wysysa wszystkie siły, które zdołaliśmy w sobie nagromadzić. Nie wińmy jednak siebie samych za coś takiego… Pamiętajmy, że dobrzy ludzie, których spotykamy w swoim życiu, dają szczęście. Niezwykłe poczucie, że nadzieja jest zawsze i wszędzie. Że życie nie składa się jedynie z czarno-białych barw, a łzy nie muszą być codziennością. Paradoksalnie, nawet źli ludzie darują coś istotnego, mianowicie doświadczenie. I jeszcze jedna kategoria ludzi, których spotykamy na ścieżkach naszego życia. Najgorsi ludzie, którzy urodzili się tylko po to, aby krzywdzić i zadawać kolejne ciosy… Po co są oni nam potrzebni? Otóż, tylko takie osoby potrafią dać najlepsze lekcje, dotyczące życia. Otwierają oczy na wiele spraw, jednocześnie psując się wewnętrznie jeszcze bardziej…  

         Bolało. Sam nie wiem co dokładnie. Bolało. Tylko tyle wiedziałem. Nie mogłem nawet wyszczególnić, co bolało najbardziej. Czy Twoje postępowanie, czy obrażenia na moim ciele. Bolało. Tęskniłem. Bolało. Krwawiłem. Bolało. Powstrzymywałem się od łez. Bolało. Potrzebowałem Cię. Bolało. Złamany nos. Bolało. Sposób w jaki na mnie patrzyłaś. Bolało. Każdy ruch. Bolało. Pragnienie poczucia smaku Twoich ust. Bolało. Kolejny krok. Bolało. Chęć posłuchania bicia Twojego serca. Bolało. Upokorzenie. Bolało. Twoja obojętność. Bolało. Zmiana Twej osobowości. Bolało. Liczne siniaki. Bolało… Bolało. Tylko tyle wiedziałem. Kolejny raz powtórzę, że nie mam pojęcia jak to wszystko określić. W jaki sposób nazwać to, co czułem? Tylko bolało. Ból, przeplatany cierpieniem psychicznym i fizycznym. Bolało…

-Jak Ty wyglądasz Gregor?!- cienkim piskiem przywitała mnie w domu Sandra, której przerażony i zaszokowany wzrok utkwił na mojej zalanej krwią twarzy.- Co się stało?! Kto Cię pobił?!
-Dlaczego Mały płacze?!- ryknąłem na całe gardło, bagatelizując pytania blondynki.- Jak Ty się Nim zajmujesz skoro płacze?!- wrzeszczałem dalej, podchodząc sparaliżowanym krokiem w stronę chłopczyka, którego płacz wypełniał cały dom, odbijając się głucho od ścian.
-Do cholery jasnej, to teraz nie jest ważne!- odpowiedziała krzykiem, ujmując szybko w swe dłonie apteczkę.- Co się stało?! Dlaczego zostałeś pobity?!
-Dziecko nie jest ważne?!- poderwałem się na równe nogi, nie myśląc nawet wówczas, że moje krzyki mogą najbardziej przestraszyć małego chłopczyka.- To co według Ciebie jest ważne?! Kolejne egzotyczne wycieczki?! Kolejna para butów?! Może następna sukienka?!
-Ty, Gregor! Ty!- nie przestawała krzyczeć, a moje słowa zdawały się wcale Jej nie ruszyć. Nie urazić nawet w najmniejszym stopniu, mimo że dokładnie podsumowały to, jakie wartości wyznawała w moich oczach.- Chodź, opatrzę Cię- dodała nieco spokojniej, podchodząc wolnym krokiem w moją stronę.
-Odejdź ode mnie! Nie dotykaj mnie nawet!- odsunąłem się gwałtownie od Sandry, czując, że kolejne gwałtowne ruchy sprawiają mi nieopisany ból. Cóż, dzięki tej atmosferze, nie odczuwałem zbyt mocno bólu fizycznego. Wszystko na chwilę straciło na wartości. Nawet to, jak cierpiało moje ciało. Na tę chwilę chciałem jedynie uspokoić Małego, by nie płakał. By swym płaczem nie dawał kolejnego powodu beznadziejności mojemu sercu…
-Co się z Tobą dzieje?! Wolisz obce dziecko ode mnie?!- obruszyła się, rzucając apteczkę na podłogę. Jej urażony wzrok wyrażał dosłownie wszystko. Wyczytałem coś z niego… Coś istotnego… Prawdę o samym sobie… Dopiero w tej chwili zrozumiałem, że Sandra jest dla mnie nikim. Że przez cały czas próbowałem wmówić coś i sobie, i Jej, nawet o tym nie wiedząc. Patrzyłem jedynie na to, jak będzie wygodniej, a i tak przy tym cały czas miałem jakąś nadzieję. Nie jestem w stanie dokładniej określić w co wierzyłem, lecz ta iskierka nadziei, która karmiła mnie przez tak długi czas, tliła się ciągle słabym płomieniem…
-Co Ty sobie wyobrażasz, Schlierenzauer?!- usłyszałem głos, który nie należał ani do mnie, ani do mojej –prawdopodobnie już- byłej partnerki. To byłaś Ty, Anabell. Ty we własnej osobie. Potargane przez wiatr włosy… Usta ułożone w wąską kreskę… Błyszczące oczy, które obdarowywały mnie buchającymi płomieniami złości… Zdyszany oddech… Ta sama gładka skóra, zaróżowiała nieco na policzkach… Tak, to Ty… Albo tylko Twoja imitacja… Bądź sen…- Jak śmiesz wtrącać się w moje życie?! Jesteś dla mnie nikim, a ciągle wpieprzasz się w nieswoje sprawy!
-Ciągle próbuję Cię jedynie uchronić przed największym głupstwem swojego życia, ale Ty nadal jesteś ślepa!- odsuwając od siebie obojętnie blondynkę, zbliżyłem się do Ciebie na mniejszą odległość.- Nieważne czy jestem rodziną, czy obcym! Ktoś musi Ci wbić do tego pustego łba jak trzeba żyć, żeby przeżyć!
-Co Ona tutaj robi?!- pisnęła zdenerwowana blondynka, którą ciężar obecnej sytuacji przytłoczył aż zanadto.- Wynoś się stąd! Natychmiast! Przy okazji weź ze sobą swojego bachora!
-Zamkniesz się w końcu?!- bąknąłem w stronę blondynki, mając już serdecznie dosyć Jej pretensji w stosunku do wszystkiego i wszystkich, lecz nigdy samej siebie i własnego postępowania.- Wyjdź stąd najlepiej, a zrobisz największy pożytek dla nas wszystkich!
-Ropucha się rozmarzyła- burknęłaś z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy.-Podtruwasz nas tutaj coraz bardziej, więc z łaski swojej, wynocha!- wskazałaś palcem drzwi, przez co rękaw Twej luźniejszej bluzy nieco się odsunął, ukazując kawałek Twojej skóry. Zaciekawiony owym widokiem, niezauważalnie szybko, podszedłem w Twoją stronę. Mocno chwytając Twój nadgarstek, uniosłem rękaw jeszcze wyżej, a Ty? Ty jakbyś w tamtym momencie skamieniała… Jakbyś chciała się schować… Zniknąć… Teraz. Już. Natychmiast…
-Ona się tnie- ku mojemu zdziwieniu, a może również przerażeniu, obecna nadal Sandra, zaczęła się donośnie śmiać, co sprawiło, że jedynie drgnęłaś, ledwo utrzymując swe nerwy na wodzy. A ja? Jak zareagowałem? Nadal trzymałem Twój nadgarstek, niedowierzającym wzrokiem wpatrując się w Twoją pociętą rękę. Były to świeżo zagojone rany, na których ciągle gdzieniegdzie widoczne były grudki krwi. Odwróciłaś wzrok, by nie patrzeć z wyrzutami oraz bezsilnością w moją zaskoczoną twarz. Drżałaś i byłem w stanie to wyczuć. Zaniemówiłem. Bo co miałem sobie o Tobie myśleć? Jak wytłumaczyć fakt, że najsilniejsza osoba, którą znałem, nie potrafiła poradzić sobie ze swoim życiem?
-Zamkniesz się w końcu?!- zagrzmiałem, zwracając się do blondynki, lecz spojrzenie nadal utkwione miałem w Twą pociętą skórę. Obecność kogoś innego, spoza naszej dwójki, była mocno niepożądana w tej sytuacji. Chciałem zostać z Tobą sam na sam, mimo że nie byłem w stanie stwierdzić czy uda mi się cokolwiek wydukać, byś adresatką słów stała się Ty.
-A Ty mnie puszczaj!- pisnęłaś drażliwie, po czym oswobodziłaś się spod presji mojego dotyku. Krążyłaś wokół salonu, chowając twarz w dłoniach. Chyba obydwoje wpadliśmy w swego rodzaju trans. Ja nie słyszałem przeraźliwego płaczu dziecka oraz krzyków rozwścieczonej Sandry, a jedynie patrzyłem na Ciebie, obserwując każdy jeden, nawet najmniejszy, ruch, gest. Natomiast Ty, postępowałaś dokładnie tak samo. Nie zwracałaś kompletnie na nic uwagi, a jedynie zerkałaś na mnie przez cienkie palce.- Nie będziesz wtrącać się w moje życie! Rozumiesz to?! Nie będziesz!- zaczęłaś krzykiem, w dalszym ciągu chodząc w kółko po salonie.
-Będę!- wrzasnąłem, kumulując w sobie całą swoją energię, siły i determinację.- Sama zobacz czego chcesz się pozbyć! Przejrzyj na oczy!- zwinnym ruchem wziąłem na ręce chłopczyka, jednocześnie uspokajając Jego płacz. Najwidoczniej lubił kogoś obecność… Do szczęścia potrzebna byłaby mu jedynie świadomość i pewność, że nie jest sam. Jednakże, On w rzeczywistości był sam. Jeden, jedyny na tym świecie, a kto skazał Go na taki los? Własna matka…- Spójrz tylko na Niego i zrób coś ze swoim życiem! Ogarnij się w końcu! Dorośnij!
-I kto to mówi?!- najeżyłaś się, zrzucając jednym ruchem wszystko, co znajdowało się na niewielkiej szafeczce obok kanapy.- Facet, który ma co noc inną panienkę! Zrób coś najpierw ze swoją moralnością, a później zabierz się za moją, jasne?!- nie kontrolowałaś swoich ruchów. Kopałaś, niszczyłaś wszystko, co pojawiło się na Twojej drodze. Czyżby emocje były aż tak ogromne?
-I myślisz, że przez to, że będziesz demolować moje mieszkanie, cokolwiek ugrasz?- prychnąłem, nadal trzymając blisko swojego serca Twojego synka.- Nie. Weźmiesz się za siebie, do cholery i zaopiekujesz własnym dzieckiem!
-I co? I Ty pewnie mi w tym wszystkim pomożesz?- wybuchłaś śmiechem, nadal w dosyć nienaturalny sposób dokonując dewastacji mojego mienia. Tak bardzo chciałbym zobaczyć, co wówczas siedziało w Twoich oczach. Jakie tajemnice skrywały… Jakie prawdy odkrywały…
-Nie, nie pomoże- odezwała się szybko Sandra, o której obecności na dłuższą chwilę zapomniałem. Nic dziwnego. Podczas tak zawziętej walki nie myśli się o niczym innym, niżeli o zwycięstwie. Zważywszy na to, że nie mogłem zawieść tej kruchej istotki, która spoczywała w moich ramionach.- Gregor, co Nas obchodzi Jej życie? Niech bierze dzieciaka i się stąd wynosi. Koniec tematu.
-A powiedziałem Ci, żebyś się w końcu zamknęła?!- naskoczyłem na Nią, robiąc to może machinalnie, odruchowo. Sam nie wiem, lecz każde Jej słowo pobudzało we mnie rozdrażnienie, niechęć… Fakt był faktem… Nikt w tej chwili nie był ważniejszy od Ciebie, Anabell.
-Nie chcesz tego. Jestem o tym przekonana- ponownie głos zabrała Sandra, która badawczym wzrokiem obserwowała teraz Twoją sylwetkę.- Z Nią jest coś nie tak… Tak nie zachowują się normalni ludzie… Gregor, Ona jest pod wpływem- podzieliła się swoimi podejrzeniami, kierując swe spojrzenie na mnie. Ja z kolei patrzyłem na Ciebie, a Ty nerwowym wzrokiem krążyłaś wzrokiem po całym pomieszczeniu.
-Anabell, brałaś coś?- zapytałem, podchodząc do Ciebie sparaliżowanym krokiem, uprzednio układając w miękkim posłaniu dziecko.- Odpowiedz mi!- podniosłem głos, gdy przez dłuższy czas nie słyszałem odpowiedzi z Twoich ust.
-A nawet gdyby tak, to co?!- uniosłaś się, tym razem patrząc w moje oczy. Chciałem wręcz zachłysnąć się widokiem Twych tęczówek, próbując odnaleźć odpowiedź na to, co mnie tak bardzo zadręczało i… Przyznam się, że miałem mieszane uczucia. Czy Twoje źrenice od zawsze były tak duże, czy to skutek środków odurzających? Nie wiedziałem. Najzwyczajniej nie miałem pojęcia… Nie znałem Cię? A może znałem aż zanadto? Naprawdę nie wiedziałem… Nic nie wiedziałem…
-Już nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy- wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Od nowa ból się nasilił. Ten drugi, gorszy ból. Te cierpienia, które wywołane były niepewnością… Zachwianiem mojej pewności siebie… Stratowaniem nadziei… Wiesz dlaczego poczułem się, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch? Sama świadomość, że nie przyszłaś do mnie Ty, lecz jakieś inne substancje chemiczne, które miały pchnąć Cię do przodu, była zdecydowanie najgorsza…
-Nie mam zamiaru nigdy tego robić- odpowiedziałaś, zaciskając dłonie w pięści. Jeszcze chwilę wymienialiśmy wrogie spojrzenia, które niewiadomo co dokładnie wyrażały. Nie potrafiłem z nich nic odczytać, lecz mogły być one jedynie wyrazem naszej bezsilności. Braku jakiejkolwiek umiejętności poradzenia sobie w tej sytuacji…- A Ty, Ropucho, na przyszłość po prostu siedź cicho, bo kiedyś przypadkiem może Ci się coś stać przez ten długi jęzor.
-Nie odzywaj się do mnie- rzekła z lekkością oraz krzywym uśmieszkiem, który był symbolem jedynie triumfu. Wewnętrznego zwycięstwa, wielkiej fety we wnętrzu blondynki.- Nie życzę sobie, żeby zwykła ćpunka cokolwiek do mnie mówiła. Od takich trzymam się z daleka- Anabell… Wszystko działo się tak szybko… Właściwie sam nie wiem, kiedy chwyciłaś za jeden z ciężyszych bibelotów, które miały swe miejsce w salonie, a tym bardziej nie dostrzegłem momentu, gdy ten ciężki przedmiot uderzył w Sandrę, a Ona sama- zsunęła się bezwładnie na podłogę.
-Coś Ty narobiła?- wysapałem pośpiesznie, znajdując się tuż przy, prawdopodobnie nieprzytomnej, blondynce. Spanikowanym wzrokiem raz patrzyłem na Ciebie, drugi raz na Sandrę. Co myśleć? Co robić? Niby wszystko wydawało się być proste, lecz w rzeczywistości takie nie było. Nie, kiedy to ja zostałem postawiony w tak beznadziejnej sytuacji.- Nie dość, że będziesz odpowiadać za sprzedaż dziecka, narkotyki, to teraz zabójstwo?!
-Ja…- tylko tyle zdołałaś wydukać. Nic więcej nie mogło przejść przez Twoje gardło. To wszystko wydawało się być jak scena z filmu. Nie dowierzałaś, że właśnie Ty się w nim znajdujesz… Bo przecież kim Ty byłaś? Byłaś zwykłą śmiertelniczką, nikim poza tym.
-Anabell, uciekaj stąd- powiedziałem z pewnością oraz wewnętrznym spokojem.- Uciekaj stąd i to jak najszybciej… Nie możesz tutaj być, kiedy Sandra się obudzi lub stanie się coś jeszcze gorszego… 


Hej. ;*
Kolejny rozdział, który zapisał się już na kartach historii bohaterów. Mimo tego, że ostatnio było Was stosunkowo niewiele, wierzę, że jesteście nadal ze mną. Pomagacie swoją obecnością i wspieracie. Tak po prostu wspieracie każdego dnia, mimo że możecie sobie nie zdawać z tego sprawy. Dziękuję Wam za to. ;*
Dziękuję także wszystkim tym, którzy wzięli udział w ankiecie. Wiele to dla mnie znaczyło oraz dało do myślenia. Kolejny raz pomogłyście za co jestem Wam niezwykle wdzięczna. I jak ja się Wam kiedykolwiek zrewanżuję, hę? 
Do zamknięcia ankiety od tej chwili pozostało jeszcze trochę czasu, zatem zachęcam do wzięcia udziału, kto jeszcze nie miał takiej możliwości. :)
Jeszcze jedna kwestia, a mianowicie imię dla Malca. Otóż, Kochane moje... Uzbroicie się na razie w cierpliwość, ponieważ imię poznacie jeszcze za jakiś czas. Właściwie, zdradzę Wam, że właściwie na samym końcu historii Anabell i Gregora. ;) Wytrzymacie, prawda?  
Do następnego. ;*

10 komentarzy:

  1. Jestem! <3
    Kiedy człowiek myśli, że Klaudia namieszała tak bardzo, że chyba bardziej już nie idzie, ona dodaje rozdział,a człowiek przekonuje się, że był w błędzie. :)
    Po pierwsze, Sandra strasznie mnie wkurza. Te jej niepotrzebne komentarze, docinki.. Żałosne.. -.-
    Po drugie, zachowanie Gregora względem dziecka (tak jak już wielokrotnie mówiłam) jest magiczne. Za każdym razem, kiedy wejdzie do pomieszczenia, w którym znajduje się malec wpada w trans. Nie widzi niczego ani kogo prócz siebie i chłopczyka. To piękne. ♥
    Po trzecie, nie spodziewałam się, że Anabell zawita w domu skoczka. Miała czelność stać i patrzeć, jak ten jej fagas (przepraszam za wyrażenie, jestem wściekła) tłucze Gregora i dodatkowo ani odrobinę wstydu przychodząc za nim do domu. -.-
    Nie wiem, co się z nią dzieje. Może to wszystko spowodowane jest jakiegoś rodzaju depresją? Może utarta jednego z dzieci tak na nią wpłynęła? Nie wiem, nie wiem... Wiem jednak, że kiedyś była inna. Też była oschła, skamieniała, ale w głębi duszy miała uczucia, a nawet empatię. Jak to możliwe, że mając dzieci w łonie tak bardzo je kochała, a kiedy przyszły na świat znienawidziła synka, który się narodził?
    A na sam koniec to się jakieś nie wiem co stało... Sandra nie żyje? Oby nie... Po jaką cholerę Anabell coś brała? Po co faszerowała się jakimiś prochami?! Teraz ma skutki. Być może jest zamroczona swoim życiem. Być może nie potrafi sobie z nim poradzić (poniekąd dowodem na to jest fakt, iż się tnie), ale przecież to nie upoważnia ją do ciskania w ludzi ciężkimi przedmiotami!
    Gregor zachował się jak prawdziwy mężczyzna. Kazał jej uciekać. Ale poniekąd zachował się też nieodpowiedzialnie. Jak ta sytuacja ma czegokolwiek nauczyć naszą bohaterkę?
    Mam nadzieję, że ta sytuacja wzbudzi w Anabell choć trochę dawnej siebie...
    Ale no po prostu wykonałaś ten rozdział po mistrzowsku, Kochana! ♥
    Czekam na kolejny rozdział. :3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na nowy rozdział lwiaczesc.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Gregor nie weźmie na siebie winy Anabell. Rozumiem, że ją kocha choć może nie jest do końca tego świadomy, ale jednak nie. Oby tak nie postąpił :)
    Bo może Ana w końcu przejrzy na oczy przez to co zrobiła Sandrze i się opamięta? Trzymam kciuki żeby tak się stało :D
    Czekam z niecierpliwością na następny!
    Pozdrawiam i weny ;*
    Buziole ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się porobiło !
    Jestem pod ogromnym wrażeniem .
    Rozdział cudowny <3
    Mam nadzieję, że Sandra z tego wyjdzie, a Gregor nie weźmie winny na siebie .
    Mam nadzieję, że Anabell się ogarnie i weźnie życie w swoje ręce .
    Ma synka który potrzebuje dużo miłości , jest jego matka i mam cichą nadzieję, że w końcu zrozumie i zaopiekuje się malcem .
    Czekam nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No to się porobiło.
    Huhuhu no Anabell co żeś ty zrobiła co?
    Zamach? Nie no dobra przesadzilam, a może?
    Och biedny ten malec,.został mu tylko Gregor, a tak naprawdę ro nie jest jego biologiczny ojciec.
    złe towarzystwo sprawiło Anabell, zmianę oblicza ale może się opamięta?
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś wytrzymam do końca historii by poznać imię małego :)

    Pewnie zostanę zlinczowana i zabita przez wszystkich za to, co napiszę, ale cieszę się, że Anabell przywaliła czymś Sandrze :)
    Wiem, że to nie jest ani mądre ani odpowiednie zachowanie osoby dorosłej, bez względu na to czy jest "czysta" czy pod wpływem jakichś substancji odurzających, ale mimo to było to świetne :)
    Ropucha mogła zamknąć gębę i milczeć, a nie kłapać dziobem na prawo i lewo.

    Ten nasz Gregor to oszaleje nam z tymi babami, bo jak nie Anabell to znów Sandra mu za skórę wlezie.
    Bidulek ma jeszcze nie swoje dziecko na głowie, o które się troszczy, co jest mega słodkie.

    Rozdział jak zwykle wspaniały.
    Czekam na kolejny.

    Pozdrawiam serdecznie i dużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, przepraszam, bardzo Cię przepraszam kochana, że jestem dopiero teraz. Wybaczysz?
    Rozdziały świetne. Co tu się w ogóle dzieje? Anabell pod wpływem? Tnie się? Nie spodziewałam się tego. Choć bardziej chyba zaskoczyły mnie narkotyki. Bardzo mi jej szkoda. Zawsze uważałam ją za taką silną, niezależną, a właściwie to w pewnym sensie niezależną dziewczyną, a ona? Udaje tylko twardą, a rozpadam się od środka. To na prawdę niesprawiedliwe. Dobrze, że ma chociaż Gregora i Stellę, ale dziewczyna mnie też trochę wkurzyła. Jak mogłam się w ogóle pojawić w jego domu? To było zadziwiające. Przecież widziała jak jej facet bił go no i... Nie podoba mi się, że tam przyszła.
    Gregor jego też mi jest cholernie szkoda. Chłopak ją tak kocha i tak się poświęca, że trzeba to podziwiać. Nie wiem czy jakiś chłopak w moim otoczeniu zrobiłby coś takiego. Pewnie nie. Mało jest takich facetów. To pobicie tak strasznie mi go szkoda.
    Sandra cóż... Nie przepadałam za nią, ale muszę powiedzieć, że bardzo kocha Gregora. Kto by to wszystko wytrzymał? Jej też mi troszkę szkoda. Gregor mógłby być troszkę delikatniejszy dla niej. Te jej docinki na temat Anabell były dla mnie zrozumiałe. I ta końcówka mam wielką nadzieję, że nic jej nie będzie.
    No to jeszcze coś chce powiedzieć. XD Bardzo, bardzo, bardzo chce twoje kolejne opowiadanie. Masz go pisać i to nie jest prośba to rozkaz :) Ubolewam nad tym, że to opowiadanie dobiegnie końca niedługo. Bo jest świetne, zżyłam się z nim, a przy ostatnim rozdziale tu pójdzie pudełko chusteczek, będę ryczeć i ryczeć i ryczeć. Masz wielki talent kochana. Kocham twojego bloga i jestem pewna, że następny będzie świetny. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła przeczytać nową historię.

    Pozdrawiam
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć i czołem! Przepraszam się za tak długą nieobecność, ale wiesz jak to jest, kiedy nie ma się ferii...
    Rozdział genialny! Naprawdę, można pisać godzinami o twoim idealnie wyćwiczonym stylu pisania, ale to i tak nie odda wszystkiego, w co włożyłaś jak mniemam nieskończoną ilość energii.
    Boże, Anabell... Co się z nią dzieje? Czy naprawdę śmierć jej synka tak bardzo zmieniła jej życie? Rozumiem, że to bolało. Cholernie bolało, bo go kochała. Kochała mocniej niż kogokolwiek na tym świecie, ale... Jest też drugi... Nikomu i niczemu nic nie zrobił, nie ma najmniejszego pojęcia o tym, co się dzieje wokół niego, a mimo wszystko odczuwa brak matki...
    Drugą sprawą jest Gregor. Jego zachowanie względem Anabell. On czuje, że coś nie pozwala mu jej zapomnieć, coś nie pozwala mu od niej odejść. GENIALNE! No i względem Maluszka... To uczucie, którym go obdarowuje.... Coś niesamowitego, nie da się tego opisać słowami..
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Co do cięcia się to miałam już pewne podejrzenia, ale nie przypuszczałam, że Anabell będzie zdolna posunąć się do ćpania. Gregor jak na mój gust jest tak naprawdę jedyną osobą, która może jej pomoc. Do tego, i bardzo to widać, im bardziej Anabell schodzić na dno, tym bardziej Gregorowi na niej zależy. W końcu nieszczęście łączy ludzi.
    Jeżeli się jeszcze okaże, że Sandra nie żyje... W sumie chyba będzie mi bardziej żal Anabell niż jej...
    Przydałoby się tu mimo wszystko trochę czułości wśród całej tej przemocy, wrzasków i nienawiści. Stęskniłam się za tym ;)
    Co ja Ci mogę więcej powiedzieć... no kolejna perfekcja w twoim wykonaniu :)
    Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, hej :*
    Chyba na samym początku wypada mi przeprosić, że tak długo mnie nie było...
    Rozdziały czytałam na bieżąco, ale ze względu, że ostatni tydzień spędziłam w górach, gdzie zasięg wi-fi nie powalał, już nie brałam się za komentowanie...
    Muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczyłaś. Szczególnie w tym rozdziale...
    Anabell ćpa? Tnie się? No nie dzieje się najlepiej... A koniec... Mam nadzieję, że Sandrze nic się nie stanie, ale tylko ze względu, że wolałabym, żeby Anabell uniknęła większych kłopotów... No i cały czas czekam i mam nadzieję, że w końcu przejrzy na oczy i ponownie pokocha swojego synka, bo jego jest mi teraz chyba najbardziej szkoda.. I oczywiście Gregora, którego podziwiam za taką determinację i ciągłą walkę. Pomimo, że nie przynosi to zamierzonych efektów to on się nie poddaje... Widać, że pokochał chłopca i Anabell, chociaż wprost tego nie mówi...

    Czekam na kolejny rozdział :*

    A tak co do Mistrzostw Świata... Jak dla mnie wyniki trochę niespodziewane... Można powiedzieć, że każdy z polaków zaskoczył, z tym że Janek i Klimek na plus, a Kamil i Piotrek niestety na minus...
    Ale liczę na lepsze starty na dużej skoczni..
    I może medal w drużynówce?

    Pozdrawiam :*
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń