niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 23.: „Pogubiłem się w liczbie rozczarowań…”



            Czasem już naprawdę nie potrafiłem objąć ludzkim rozumem fałszu, który gościł na twarzach wielu ludzi. Patrzyli ciepłym wzrokiem na naszą osobę, uśmiechali się, szeptali miłe słówka, sprawiając wrażenie, iż chcą jedynie naszego dobra. Tak samo w przypadku ludzi, którzy wcześniej zarzekali się, że kochają. A potem co? Następnie nadchodzi faza, w której oznajmiają, iż uczucia zgasły. Wypaliły się. Pytanie: czy miłość jest jak świeca? Znam odpowiedź. Nie. Miłość ma zdolności, by żyć, nawet kiedy jedno z głównych ogniw odejdzie ze świata żywych. Zatem istnieje jakieś inne stwierdzenie? Może to przez czas? Czy możliwe jest, aby czas był winny? Rozumiem, że może być prawdą, iż czas zmienia wszystko i wszystkich, ale wobec powyższego pojawiło się kolejne zastanawiające i nurtujące mnie pytanie… Czemu zmienia wszystko na gorsze? Dlaczego posiada umiejętności, które zaszczepiają w ludziach fałsz? Jak to możliwe? Na jakich podstawach ma tak ogromną władzę? Rozgoryczenie… Tylko i wyłącznie to czułem, Anabell. Nie byłem nawet zły. Jedynie gorycz była czymś uciążliwym. Zresztą  bez uczuć, jakoś potrafiłem sobie poradzić. Opanowałem się, godząc się z pewną prawdą. Gorzką prawdą, jak przystało na moje ówczesne życie. Starałem się… Tak wiele tolerowałem… Zmieniłem się i to dla Ciebie oraz dzięki Tobie. Ale to już koniec. Przełknąłem tę pigułkę. Zaakceptowałem, że się poddaję. Przestaję walczyć. Zresztą to normalne… Jeśli człowiek się stara, a nie jest to doceniane, w końcu zaprzestaje walki. Jest mu już wszystko obojętne. Żałować będzie jedynie człowiek, który tego nie doceniał… 

         -Jesteś tutaj jeszcze?!- krzyknąłem, przekraczając próg własnego mieszkania. Odpowiadała mi jedynie cisza. Czy chciałem Cię zobaczyć? Odpowiedź była jedna… Jedyna… Nie. Już nigdy nie chciałem ujrzeć Twych niebieskich tęczówek. Już nigdy nie chciałem, aby Twoja delikatna woń dotarła do moich nozdrzy. Już nigdy nie chciałem ujrzeć błysku w Twoich oczach, który przez tak długi czas ciągnął mnie za Tobą. Przemierzałem kolejne metry kwadratowe mieszkania, bacznym wzrokiem rozglądając się wokół siebie. Czy okazałaś się na tyle mądra i faktycznie wyprowadziłaś się bez mojej interwencji? Czy jako pierwsza zrozumiałaś, że już nie warto próbować? Jednak wszystkie moje nadzieje i zapędy dostatecznie szybko zostały zgaszone. Zobaczyłem Cię śpiącą na kanapie. Sparaliżowanym, lecz pewnym krokiem, podszedłem w Twoją stronę.
-Wstawaj!- burknąłem potrząsając Cię za ramiona. I tak przez dłuższą chwilę… Nie reagowałaś. A ja? Ja nadal uważałem, że tylko kolejny teatrzyk… Jedna z licznych zagrywek, które miały dokładnie zaznaczyć Twoją niezależność.-Obudź się do cholery i wynoś się! Nie chcę Cię tutaj!- wrzeszczałem, zniecierpliwiony zrzucając Cię z kanapy. Dopiero Twój upadek, po którym dalej nie reagowałaś, uzmysłowił mi, że to wszystko to nie żaden cyrk. Że coś faktycznie było nie tak, jak powinno. Wyprostowałem się natychmiastowo, patrząc na Ciebie z góry. Panika wręcz rozrywała moje wnętrze. Ręce się trzęsły, nogi zrobiły jak z waty. Serce zatrzymało się, natomiast myśli przestały być słyszalne. Czułem się jakby zaatakował mnie demon, który odbierał zmysły swym ofiarom…
-Anabell…- wyjąkałem po dłuższej chwili, przykucając obok Ciebie. Dla upewnienia z wyczuciem poruszałem Cię za ramię, po czym szybko ująłem Twe wątłe i bezwładne ciało na ręce. Nie zważając na nic, pobiegłem ledwo w stronę 
samochodu…

***

         -Co z Nią, doktorze?- spytałem zestresowany, patrząc spanikowanym wzrokiem na starszego mężczyznę, który zerkał na mnie zza grubych szkieł swych okularów. Czy mogłem cokolwiek wyczytać z wyrazu Jego twarzy? Nie… Chyba nie… W zasadzie, to mogłem nawet nie chcieć zrobić…
-A kim jest Pan dla pacjentki?- padło w końcu to pytanie, które zdecydowanie najbardziej mnie obawiało. Bo kim ja dla Ciebie jestem? Sam nie wiem, nawet do tego czasu nigdy nie zdołałaś powiedzieć mi prosto w twarz, co tak naprawdę o mnie myślisz. Mogłem się jedynie domyślać...
-Jestem jej mężem- wyparowałem nieświadom nawet swych słów. Tak po prostu. Nie namyślałem się, co powiem. Chciałem jedynie uzyskać jakiekolwiek informacje. Nic poza tym... A skoro tak, to po co tracić czas na jakiekolwiek nieudogodnienia? Szkoda tracić czasu...
-Doprawdy?- spojrzał na mnie z ukosa, najwyraźniej nie dając wiary w moje słowa. Cóż, kiepski ze mnie aktor i trzeba to przyznać. No nic. Trzeba było sobie radzić w życiu. Święty nie byłem, nigdy. Kłamać też czasem trzeba.
-Powie mi Pan w końcu, czy mam sam wydrzeć te papierki z Pana rąk i przeczytać, co tak naprawdę dzieje się z Anabell?!- wrzasnąłem na całe gardło, nie panując nad sobą. Ciężko było o jakikolwiek sposób, kiedy podstarzały mężczyzna coraz bardziej mnie irytował, wyrzuty sumienia zżerały, natomiast Ty leżałaś niedaleko i niewiadomo, co się z Tobą działo. 
-Pani Anabell odbyła teraz płukanie żołądka…
-Pytam, co z Nią, a nie co odbyła!- przerwałem gniewnie, nie potrafiąc utrzymać własnych nerwów na wodzy. Przejąłem się. Sam nie wiem, co we mnie wstąpiło. Może to wyrzuty sumienia? Przecież już mi na Tobie nie zależało… Już nie…
-Proszę o spokój- odezwał się lekarz, który pełen wyrozumiałości zdołał przymknąć oko na mój wcześniejszy wybuch.- Otóż, pacjentka prawdopodobnie podtruła się środkami nasennymi, które pomieszała z alkoholem. Sporą dawką alkoholu.
-Że… Czyli… Ona… Chciała się zabić?- zapytałem niedowierzająco. Patrzyłem zbulwersowanym wzrokiem na postać posiwiałego mężczyzny. Nie mogłem uwierzyć… To musiała być pomyłka… Zbyt dobrze Cię znałem, Anabell… Każdy, ale nie Ty. Byłaś zdecydowanie za silną przeciwniczką.
-Szczerze powiedziawszy, nie sądzę. Po tym, co zdołałem zauważyć, to według mnie jedynie lekkomyślność pacjentki- wyjaśnił, co sprawiło, że odetchnąłem głęboko. Zawsze to wyrzuty sumienia traciły na swej mocy… I to by się w sumie zgadzało. Nie byłaś słaba. Byłaś lekkomyślna.
-Czyli już wszystko dobrze?- kolejny raz spytałem, patrząc już spokojniejszym wzrokiem wprost w twarde i stanowcze oczy mężczyzny.
-Niestety nie jest tak kolorowo…

***

         Może i jestem głupim realistą, który nie ma własnej duszy, jest kompletną znieczulicą, nie widzi niczego poza czubkiem własnego nosa, ale wiesz dlaczego tak właśnie jest? Życie zbyt wiele skopało mi tyłek. Za dużo razy jakiś bezkształtny twór zabierał mi dosłownie wszystko, co miałem, a w konsekwencji- nakazywało zaczynać od początku. Właśnie dlatego, nikomu nie pozwalam wmawiać sobie, że coś będzie dobrze, jeśli wiem, że tak nigdy nie będzie. Po prostu, wolę w to nie wierzyć, dopóki nie będę posiadał stuprocentowej pewności. Zdecydowanie bardziej korzystne jest dla mnie posiadanie twardych argumentów, niż ślepo brnąć w to, co z góry skazane jest na niepowodzenie. Trzymam się tych zasad. Rzadko od nich odchodzę. Od zawsze próbuję wynaleźć sobie dwa wyjścia na wypadek, gdyby jedno z nich zawiodło. Po to, abym miał pewność. Bym miał do czego wracać. Bym miał cokolwiek… 

-Greguś!- na szyję rzuciła mi się blondynka, którą niechętnie wtuliłem do siebie. Dziwne, bo moje ciało przeszyły nieprzyjemne dreszcze oraz oblały gorące poty… Nigdy wcześniej nie reagowałem tak na Jej obecność. Nigdy, mimo że bywało naprawdę różnie…- Kochanie, wróciłeś już tak na dobre?
-Tak…- odpowiedziałem cicho, odsuwając od siebie blondynkę. Tak, to tylko kwestia przyzwyczajenia. Teraz byłem przyzwyczajony jedynie do Twojego ciepła i dotyku, jednak od dziś muszę zacząć przyzwyczajać się do kogoś zupełnie innego…
-Załatwiłeś wszystko jak należy?- spytała z uśmiechem, ciągnąc mnie za rękę do wnętrza swojego niewielkiego mieszkania. Nieustannie uśmiechała się w moją stronę, a mą szyję co jakiś czas pieściła drobnymi pocałunkami. Nie mogłem tego znieść… Jak na sam początek, zostałem wystawiony na prawdziwą próbę.
-Tak, Sandi- zawsze lubiła, kiedy zwracałem się do Niej w taki spokój. Jednakże, jakiekolwiek zdrobnienia wypowiadane w stronę Sandry, nie pasowały do moich ust. Ona była po prostu Sandrą. Sandrą, która należała do mnie. Tyle w temacie…
-Pojechała i da Ci już spokój?- dopytywała, mierząc mnie czujnym wzrokiem. Wiesz, że w tym samym czasie zacząłem się bać? Obawiać, że i Ona znała mnie tak dobrze, jak ja Ciebie, że potrafiła stwierdzić, kiedy kłamię?
-Tak. Theresa jest już u siebie w Linz. Chwaliła sobie pobyt tutaj- odburknąłem pod nosem, unikając wzroku blondynki. Już tłumaczę to całe zamieszanie, które nawet mnie wprowadziło w zamęt. Otóż, Theresa była moją wymyśloną kuzynką, która pisała artykuł dotyczący życia skoczka narciarskiego. Mieszkała u mnie, chodziła krok w krok za mną i właśnie dlatego, by nie utrudniać Jej pracy, nie mogłem spotykać się z Sandrą. Ot, moja bajka. Sposób na pozyskanie dodatkowego wyjścia awaryjnego, który najwidoczniej był przydatny jak nic innego. Dziwi mnie tylko jeden szczegół… Jakim cudem Sandra tak łatwo połknęła haczyk? Jak to się stało, że uwierzyła w coś tak niedorzecznego? Może nie chciała pytać o nic więcej? Czasem bowiem najlepiej jest zostać w niewiedzy, niżeli wiedzieć za dużo…
-Kocham Cię, wiesz?- uśmiechnęła się, zbliżając się do mnie na nieludzko bliską odległość. Penetrowała mnie swym maślanym wzrokiem, który również nie uszedł mojej uwadze, a który wprowadził w wyraźne podirytowanie. Nie mogła po prostu powiedzieć: „chodźmy do łóżka”, niż tracić czas na niepotrzebne dyrdymały? Zaraz… Nie… Ja zacząłem porównywać Sandrę do Ciebie?
-Muszę wykonać jeden telefon- odsunąłem się od blondynki, po czym wymachując telefonem komórkowym skierowałem się w stronę drzwi.-Zaraz wrócę- puściłem do Niej ‘oczko’. -…kochanie…- dopowiedziałem po chwili, wyraźnie zmieszany.

***

         Spotkałem się pewnego razu ze stwierdzeniem, że człowiekowi do życia są potrzebne tylko trzy wartości. Pierwsza- szczere, niewinne serce, które możemy kochać, a które również będzie kochać nas. Druga- rozumu, który nie będzie odcinał dostępu zimnej krwi w sytuacjach, które wymagają chłodnego podejścia. Trzecia i ostatnia z najważniejszych- przyjaciele, który zawsze wesprą. Faktycznie… Gdyby głębiej pomyśleć nad istotą tego stwierdzenia, można zobaczyć, iż jest ono prawdą. Jeśli posiadamy wszystkie trzy czynniki, nasze życie jest naprawdę udane. Mamy wszystko, co potrzebne jest do duchowego rozkwitu. Rozwoju, który niesie za sobą wspaniałe plony… Anabell, patrząc na Ciebie i Twoją sytuację, nie posiadałaś niczego. Jednakże, w przeszłości miałaś coś z tejże listy, a mianowicie- przyjaźń. Przecież ta więź według wszystkich, to nie transakcja na miesiąc, dwa, czy tylko ten czas, kiedy nie ma problemów i wszystko jest pięknie. Przyjaźń to przede wszystkim tysiące godzin, podczas których się rozmawia, a tysiące- gdy płacze. Zdarzają się kłótnie… Bo gdzie ich nie ma? Są obecne również czułe gesty… A wszystko dopełnia uczucie, które nazywa się szczęściem…

-Nigdy nie spodziewałabym się, że zadzwonisz. I to jeszcze do mnie…- usłyszałem po drugiej stronie słuchawki głos, który dosyć dobrze znałem. Można powiedzieć, że miałem z nim dobre skojarzenia… Lubiłem jego właścicielkę. Tak od siebie. Lubiłem.
-Będę mówił krótko i na temat…- zacząłem bez zbędnych przedłużeń.-Anabell jest w śpiączce. Chciała zasnąć, ale jak to Ona… Nie pomyślała, że leków nasennych nie można mieszać z alkoholem i takie są tego konsekwencje…
-Och…- wyrwało się dziewczynie, która najwidoczniej pod wpływem informacji, których Jej dostarczałem, na chwilę oniemiała. Co było, to było. Uczucie przyjaźni, prawdziwej przyjaźni-co warto podkreślić- nigdy nie znika. Nieważne, co poróżniło przyjaciół…
-Nie jest wiadomo jak długo pozostanie w tym stanie…- kontynuowałem, nadal mając nadzieję, że Stella zdejmie z moich barków ciężar zmartwienia, które niechciane nadal we mnie tkwiło.- Musisz się Nią zająć- oznajmiłem pewny swego, dumny z tego, że rozegrałem to w taki sposób.
-Przecież ma Ciebie- wytknęła natychmiastowo, lecz ja czułem, że jakiekolwiek słowa, które wypowiadała, były tłumione przez słaby, zapoczątkowany szloch.
-Nie zamierzam brać za Nią odpowiedzialności!- uniosłem się.-I tak robię Jej łaskę, że do Ciebie dzwonię! Jeśli Ty się Nią nie zaopiekujesz, nikt tego nie zrobi!- wycedziłem gorzko, wdychając niemiarowo chłodne powietrze. To prawda… Skończyliśmy już ze sobą. Wszystko, co miało być powiedziane, zostało już wypowiedziane. To, co miało się wydarzyć, już się stało. Teraz każde z nas musiało żyć osobno…
-Gregor… Nie ma takiej opcji, bym mogła zaopiekować się Anabell…

***

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ…

Właściwie… Jaki dzisiaj jest dzień? Poniedziałek? Wtorek! Nie, zaraz… Wtorek? Coś mi tutaj nie pasuje. Może to jednak sobota? Sam nie wiem… Ale wiem jedno. Każdy dzień był od dłuższego czasu dokładnie taki sam. Każdego poranka otwierałem oczy i już wiedziałem, że nie mam sił, aby wstać z łóżka. Potem? Zwątpienie i bezsilność ogarniała mnie zewsząd. Z trudem potrafiłem się zmusić do jakiegokolwiek działania. Szczerze, czasem nawet nie chciałem próbować, bo i tak wiedziałem, że z większości moich przedsięwzięć nic nie wyjdzie… Podnosiłem zmęczone po śnie powieki i co widziałem? To, co było już zwykłą, szarą codziennością. To samo pomieszczenie, co od kilku miesięcy, a przy moim boku była ciągle ta sama kobieta, przy której w dalszym ciągu nie chciałem być. Wszędzie widziałem pustkowie. Cóż… Czasami rankiem robiłem sobie nawet kawkę, mimo że na to też często nie miałem ochoty. Nie, to bynajmniej nie lenistwo. To chyba jakiś brak motywacji, czy coś… Nie wiem, ale ten twór jest niezmiernie dziwny. Po przemyśleniach, nastaje czas na prysznic, potem całodniowy trening i… wieczory, podczas których nic nie robiłem. Zamykałem się w swoim małym świecie. Czasem, lecz rzadko, wychodziłem gdzieś na miasto, aby porozmawiać z ludźmi, których i tak moje życie wcale nie interesowało. Ale musiałem kiedyś otworzyć do kogokolwiek swe usta. Samotność mnie wykańczała. Chyba się też trochę bałem. Nie byłem sobą. Nie byłem już normalny. Dawny Gregor bawił się. Rozwijał. A ten? On nieustannie stał w miejscu. Leczenie od Ciebie, Anabell, stało się patologią. Ale nic się od tego czasu nie zmieniło w moim wnętrzu. Mam wrażenie, że jedynie coś się jeszcze bardziej pogorszyło. Stałem się jakoś dziwnie strachliwy. Odrzucenie było czymś, co wręcz paraliżowało. Dlatego wszystko miałem poukładane. Wszystko dokładnie takie samo. Wszystko według takich samych schematów. Jednakże, w głębi swojej duszy odczuwałem dziwne potrzeby, których nic nie było w stanie zaspokoić. Ani filmy, ani dobre, wykwintne wino, ani przygodny seks. A wiesz, co było najlepsze? Paradoksalnie, nie chciało mi się tego nawet zmieniać, czy cokolwiek z tym robić. Najwidoczniej tak mam żyć. Taką mam misję na przyszłość i nikt nie jest już w stanie tego zmienić. Wolę jednak, by wszystko było nudne, bezwartościowe, lecz żeby nikt już nie był w stanie mnie zranić bądź w żaden sposób urazić. Chyba już i tak nic ze mnie nie będzie, dlatego nie chciałem psuć się jeszcze bardziej…  Widzę teraz Twój wzrok. Patrzysz na mnie zaskoczonym i niezrozumiałym wzrokiem. Rozumiem to. Bo gdzie tutaj miejsce dla Ciebie, prawda? Jest. To wszystko miało swój głębszy sens. Jedną, aczkolwiek konkretną, przyczynę. Wyrzuty sumienia. Nie powinienem się czuć winny… Wmawiałem sobie to każdego dnia… Przecież to nie moja wina, że byłaś tak lekkomyślna… Ale ja nie umiałem zapomnieć. Za każdym razem, miałem przed oczyma Twoją postać. Leżałaś na szpitalnym łóżku. Zaróżowiałe powieki miałaś przymknięte, a Twój oddech był tak spokojny…  Nie zwracałem uwagi na maskę tlenową na Twojej twarzy. Kamienny wyraz twarzy, był nadzwyczaj spokojny i łagodny. Zupełnie tak, jakbyś zapadła w głęboki sen. Zaraz… Nie wspomniałem o najważniejszym… Tak, Anabell… Odwiedzałem Cię. Starałem się być jak najczęściej. Chciałem być, by zagłuszyć te przeraźliwe wrzaski wyrzutów sumienia, które były tak potężne… Tak silne… Silniejsze niż ja… 

***

Przyznam się, że w ostatnim czasie lubiłem rozmyślać o funkcji kobiety w męskim świecie. To aż zadziwiające, że może być Ona najgorszym wrogiem mężczyzny, ale zarazem może okazać się najlepszym przyjacielem. Jeszcze dla innych staje się duszyczką, którą mężczyzna kocha bądź wredną czarownicą, która czeka tylko na to, by pokazać kto tak naprawdę rządzi. Jedna kobieta, jedna funkcja dla jednego mężczyzny… Tak, dokładnie w ten sposób ma wyglądać sekwencja. Dziwne… Bo jednak znałem wyjątki. Spełniałaś każdą jedną funkcję w moim życiu, Anabell. Każdą jedną, która tylko istniała. Chyba tak naprawdę za to byłem Ci wdzięczny… Za to, że odsłoniłaś przede mną każde możliwe oblicze. Zarówno to lepsze, jak i gorsze… Pokazałaś wygląd każdego aspekty życia u Twojego boku. Nie skrywałaś więcej tajemnic. Albo może to ja byłem przekonany już o tym, że nie możesz skrywać już niczego więcej? 

-Mogłabyś się już obudzić…- bąknąłem, patrząc uważnym wzrokiem na Twą martwą twarz. Jeszcze bardziej bladą, lecz bez żadnych negatywnych uczuć na niej. To było piękne i zdecydowanie nie należało do widoków, które można spotykać niebywale często.- To nie ja tutaj leżę, a mam już dosyć szpitali… A Ty? Przecież Ty nigdy nie umiałaś usiedzieć na tyłku przez pięć minut, a teraz co? Śpisz i śpisz, i nic więcej nie robisz…- marudziłem ciągle. Cóż… Każdy wokoło powtarzał mi, że ludzie będący w śpiączce, słyszą to, co do nich mówimy. Wolałem mieć spokój oraz jakąś dziwną pewność, że i Ty wiesz w tym stanie, że ktoś przy Tobie jest. Byłem ja, ale to i tak zawsze coś, prawda? 
-Anabell!- krzyknąłem, gdy dostrzegłem coś niewiarygodnego. Cud, którym postanowiłaś się ze mną podzielić. Twoje palce lekko się zginały. Nawet nie masz pojęcia, co wówczas poczułem. Coś… Niebywale pozytywnego. Radość? Szczęście? Nie, to zbyt głębokie odczucia, które nieadekwatne były już do naszej znajomości. Po prostu, poczułem ulgę. Może to wyrzuty sumienia już kompletnie opuściły moją duszę i ciało? Przecież tak naprawdę to tylko one sprawiały, że nadal przy Tobie trwałem. Że tak wiele ryzykowałem, a i sam z każdą wizytą odczuwałem zmieszanie i skrępowanie. Nigdy niczego nie robiłem bezinteresownie. To mój pierwszy raz. Bo co? Obudzisz się, każde z nas pójdzie w swoją stronę, a ja nic nie dostanę za godziny przesiedziane obok Ciebie w szpitalu…

Ostatni rozdział przed epilogiem…
I sama nie wiem, co mam tutaj napisać. Myślałam, że nie będzie mi tak ciężko kończyć tę historię, lecz niestety byłam w błędzie...
Z epilogiem przybędę do Was w piątek.
Do następnego. ♥

9 komentarzy:

  1. To jest naprawdę przepiękne no ♥
    Nie wiem jak przeżyje bez tego cuda ;c
    Ręce dosłownie mi drżą, a myśli nie dają spokoju, co może wydarzyć się w epilogu.
    Ja nadal wierzę, i mam nadzieję ;)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Buziaki kochana ♥ ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem i ja kochana. Przepraszam, że dopiero teraz, ale niedawno wróciłam do domu i mam tyle spraw do załatwienia...
    Wracając... Rozdziały oba są świetne. Jest mi tak smutno, że to już koniec. Naprawdę nie wiesz jak mi przykro, że to już koniec. Pokochałam te historię, a teraz... Mam się z nią tak pożegnać?
    Masz wielki talent kochana i mimo to, że mi przykro to mam nadzieję, że napiszesz nową historię. Będzie ona napewno tak samo wspaniała jak ta.
    Anabell poruszyła mi ręką to wspaniale. Obudzi się!
    Gregor och... On jest taki kochany.
    Na początku spodziewałam się czegoś zupełnie innego, a powód przez, który Anabell była w szpitalu był też inny.
    Zaskoczyłaś mnie. Bardzo mnie zaskoczyłaś.
    Dziękuje Ci za tą wspaniałą historię, ale to pożegnanie z tym opowiadaniem zostawiam na epilog.

    Pozdrawiam
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ta Anabell zrobiła?! Chciała się zabić, czy co. Dobrze, że jej się nie udało :)
    Jestem strasznie ciekawa epilogu. Ana i Gregor będą razem? A może Schlierenzauer będzie z Sandrą?
    Czekam z niecierpliwością!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja dopiero tu przybyłam, a ty chcesz kończyć?
    Dopiero co zaczęłam przeżywać te wszystkie emocje z nimi. Śmiać się, płakać, wściekać się... A to już koniec? Nie będę już mogła ochrzaniać Annabel za jej bezmyślność czy współczuć Gregorowi? Niesprawiedliwość :"(
    Co do rozdziału... Nierozwaga Ann sprawiła, że Schlieri jest jeszcze bliżej niej i to jest słodkie. Do czasu, gdy ona znów czegoś nie zepsuje, a zwykle tak się dzieje... Mimo to ją uwielbiam i nie wyobrażam sobie innej opcji, niż bycie z Gregiem... Bo co to za życie bez irytowania go? Właśnie, żadne :D
    Pozdrawiam i życzę weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. I jak tu Cię nie kochać? Kiedy ja ledwo co pisze jeden rozdział ty kończysz juz kolejnego bloga. I mimo tego ze juz dawno powinnam spać, bo projekty edukacyjne są jutro do zaliczenia. Ja czytam i nie dpwierzam. Można mieć przyjaciółkę cale życie, która zawsze jest z tobą w lepszy h chwilach. Cieszy się z tobą, i smuci. Ale kiedy leżysz w staje bliskim śmierci, kiedy nie mozesz nic powiedziec, uśmiechnąć się, a jedynie czego potrzebujesz to nie słowo otuchy, lecz pomocy. A ona cię zostawia, n pastwę losu. I mimo tego ze masz przy sobie mężczyznę, który mówi ze cię nie kocha jest z przymusu przy tobie, i wymaga byś się obudziła natychmiast. Jest, poprostu jest. Nie ucieka trwa przy twoim bezwladnym ciele. Czy to juz nie jest miłość? A może przyzwyczajenie do obecności osoby z którą połączyły Cię cudowne wpsomnienia? Która wdarła do twojego życia tyle chaosu. Tak naprawdę tylko ty wiesz co on czuje, nie wiem co kombinuje i oco chodzi z tą Tereską, wiem jedno, kończy się coś co pokochałam. Twoje kolejne opowiadanie się kończy, a ja nadal chodź jestem z tobą juz trochę, płacze. To emocje, kochana dziękuję :)!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział cudowny <3
    Anabell się budzi...
    Jestem ciekawa jak to wszystko będzie wyglądać .
    Czy oni będą razem ? Jeśli tak to co z Sandrą ?
    Jestem bardzo ciekawa epilogu i jednocześnie jak to wszystko się zakąńczy ..
    Ale nie chce się rozstawać z tym blogiem jest cudowny <3
    I smutno mi , że historia Gregora i Anabell dobiega końca , no ale nic nie może przecież wiecznie trwać.. ;)
    Piszesz cudownie :*
    Czekam na epilog :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę nie mogę, a może lepiej powiedzieć, że nie chcę uwierzyć, że jeden krok i zakończysz to, co było praktycznie częścią mojej codzienności przez ostatnie miesiące. Bo przywiązałam się do historii Gregora i Anabell. Nie, stop. Muszę się powstrzymać z emocjami aż do epilogu, bo inaczej nie będzie tak wyjątkowo jakbym chciała ;)
    Dziwię się Gregorowi, że tak pozwala się obskakiwać Sandrze. Nie mogę odgadnąć czy on to robi dla reputacji, czy dlatego, że nie chce być sam, czy po prostu jest już tak zmęczony wszystkim, że już mu wszystko jedno.
    Czekam na to, jak postąpisz w epilogu, ale jestem pewna, że mnie zaskoczysz, jak to masz w zwyczaju ;)
    Pozdrawiam :)
    PS A co się nie chwalisz nowym blogiem? Zaraz wyruszam na spotkanie z nim :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zwykle na ostatnią chwilę. :/ Chcę, żebyś wiedziała, że już wczoraj po 23 przeczytałam ten rozdział, ale nie miałam siły dodawać komentarza (tym bardziej na telefonie -.-). No, ale jestem i przechodzę do konkretów! :D
    Tym rozdziałem rozwaliłaś mnie na maxa i nie mogę uwierzyć, ze już w piątek przeczytam prolog! :o Z jestej strony cieszę się, że już w piątek ujrzę nowość, ale z drugiej jest mi smutno, że to już ostatni rozdział. :/
    Na samym początku wspomniałaś o świecy. Porównałaś miłość do niej. To było tak piękne, że mam nadzieję, iż nie obrazisz się jeśli ten fragmencik sobie gdzieś zapiszę? :) Na maxa inspirujący. :) W ogóle Twoje przemyślenia, które zawierasz w tym opowiadaniu, mogą wskazać drogę do refleksji i zmiany. :)
    Gregor wpadł do domu nabuzowany. Poniekąd się nie dziwię, ale jestem też wściekła na brak delikatności z jego strony. Rozumiem, że sytuacja zaistniała wcześniej była... delikatnie mówiąc napięta i nieznośna, ale wszedł do domu i zaczął się z nią obchodzić jak... no nie wiem, jak z kawałkiem mięsa! -.- Jednak jego przerażenie, gdy zorientował się, że z Anabell nie wszystko jest w porządku było słodkie. Cieszę się, że od razu zawiózł ją do szpitala. Ostatnio napisałam, że nie rozumiem Anabell, że znam ją już bardzo długo, a mimo to nie potrafię jej rozgryźć. To samo mogę napisać o Gregu. Kiedy człowiek myśli, że chyba wie, co tak naprawdę nim kieruje albo czego się po nim spodziewać... wszystko w ułamku sekundy się zmienia... i już niczego nie jesteśmy pewni. :) Taka jest ta Twoja magia pisania. ♥
    Teraz trochę o jego przyzwyczajeniach...
    Nie rozumiem, dlaczego wraca do kobiety, z którą łączy ją niewiele, poza zwykłym przyzwyczajeniem. On już jej nie kocha. Sama nie wiem czy kiedykolwiek kochał. Nie wierzę w to, że ona połknęła tą bzdurę o kuzynce pracującej nad artykułem! Myślę, że ona wie, co się dzieje. Myślę, że po prostu nie chciała działać pochopnie, by nie stracić Gregora. Bądź co bądź z pewnością jej na nim zależy i nie chce go stracić. A może chodzi tylko (podobnie jak w sytuacji skoczka) o przyzwyczajenie?
    Wiedziałam, że nie obejdzie się bez Stelli. :) Czułam to! :) Zostanę wieszczem narodowym, ok? :D
    Myślę, że Stella jako przyjaciółka, czy też była przyjaciółka powinna zaopiekować się Anabell. Jeśli była prawdziwą przyjaciółką, ponieważ taką ruszyłoby sumienie i bez wahania przybiegłaby do chorej, może i umierającej przyjaciółki... :(
    Mnie cholernie podoba się to, że jego życie bez An stało się monotonne. Może to źle zabrzmiało, ale naprawdę tak czuję. Bez naszej energicznej, żywiołowej bohaterki działa jak robot. Wszystko robi z przyzwyczajenia, działa jak robot, bez emocji czy uczuć. W tym momencie dostrzegam, jak ważną rolę w jego życiu odgrywała Anabell. I to mi się strasznie podoba, no! ♥♥ A co podoba mi się jeszcze bardziej? To, iż Gregor odwiedzał naszą An w szpitalu! ♥ Skoro siedział przy jej łóżku, skoro z nią rozmawiał, jest to oznaka. Czego? Miłości. Może się wyrzekać, może się wypierać, ale czyny mówią same za siebie. Radość, kiedy zobaczył, ze Anabell poruszyła palcami. To wszystko, to małe czynniki, małe wskaźniki, tego, co inni nazywają miłością. I tak, moim zdaniem jest to MIŁOŚĆ. ♥
    Błagam Cię, pozwól im być szczęśliwymi... :)
    Na początku, nim nastąpiła retrospekcja Anabell nic nie pamiętała, dlatego też Schlierenzauer opowiada jej tę historię. Do czego zmierzam? Ostatnie opowiadanie też zakończyło się "brakiem pamięci", tak pamiętam. :) Być może Anabell tak naprawdę wszystko pamięta, ale przez swoją amnezję chce dowiedzieć się co czuł i myślał Gregor cały czas podczas ich znajomości? :) Może się mylę, ale taka myśl wpadła mi do głowy i musiałam ją tutaj napisać. :)
    Czekam na ten... epilog... :'(
    Buziaki! :*
    LOVE! LOVE! LOVE U! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wierzę! Odnalazłam profil Klaudii z "Bądź silny"! :D
    Kochana, cudowne! CUDOWNE!
    Oby tak dalej! :)

    Zapraszam do siebie: http://never-look-back-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń